Stępiński: Chiny szukają atomowej bramy do Europy. Za wcześnie by przesądzać

21 sierpnia 2017, 13:45 Atom

Po raz kolejny w polskich mediach rozgorzała dyskusja na temat budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. Dziennik Gazeta Prawna wymienia jako głównego kandydata na partnera technologicznego Chiny. Jest jednak za wcześnie aby o tym przesądzać – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.

Temat zaangażowania Pekinu w budowę polskiej elektrowni na poważnie powrócił po ostatniej wizycie wiceministra energii Andrzeja Piotrowskiego w Chinach. Jej efektem było podpisanie polsko-chińskiego porozumienia o współpracy w zakresie pokojowego wykorzystania energii jądrowe. To wydarzenie zbiegło się z toczoną w naszym kraju dyskusją na temat przyszłego kształtu polskiej energetyki i odpowiedzi na jedno z kluczowych pytań, a więc czy Warszawa zdecyduje się na budowę elektrowni jądrowej.

W dzisiejszym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej można przeczytać, że w zamian za zakup chińskich technologii jądrowych Chiny oferują realizację wielomiliardowych inwestycji nad Wisłą. Gazeta powołuje się na własne źródła. Według niej Chińczycy mieliby wybudować w Polsce reaktory o mocy do 10 GW w obu lokalizacjach, które są brane obecnie pod uwagę: Lubiatowo-Kopalino i Żarnowiec. Warszawa miałaby zapłacić za to 220–250 mld zł. W zamian Pekin miałby na zasadzie offsetu zainwestować podobną kwotę w Polsce.

Nie jest tajemnicą, że Chiny jako globalna potęga gospodarcza chcą zwiększyć swoją obecność na światowych rynkach i wykorzystywać szanse jakie się na nich pojawią. Taką szansą może być energetyka jądrowa. Pekin postrzega eksport technologii jądrowych w kategoriach politycznych. Ma on zapewnić rozwój sojuszy politycznych. Dzięki nim Państwo Środka chce zapewnić sobie długoterminowe kontrakty na budowę, obsługę, konserwację, dostarczanie paliwa, szkolenie personelu i rozwój infrastruktury przy jednoczesnym nawiązywaniu kontaktów z przedstawicielami wysokiego szczebla w rządach.

W tym kontekście należy zaznaczyć, że Chiny są w coraz większym stopniu zainteresowane europejskim rynkiem jądrowym. W ostatnich latach obserwowana jest ich zwiększona aktywność zwłaszcza w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie Pekin chce aktywnie zaangażować się w projekty atomowe.

Stępiński: Bliżej decyzji ws. polskiego atomu. Czy pomogą Chiny?

Budowa elektrowni jądrowej jest inwestycją kapitałochłonną i wbrew zapewnieniom resortu energii Polski nie stać na samodzielne sfinansowanie budowy elektrowni jądrowej. Ministerstwo wykluczyło możliwość zastosowania kontraktów różnicowych czy zapewnienia środków z budżetu państwa. Inwestycji nie udźwigną również udziałowcy odpowiedzialnej za budowę elektrowni spółki PGE EJ 1 (PGE, Tauron, KGHM i Enea – przyp. red.).

Zdaniem ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego potrzeba nam 1,5 GW mocy z elektrowni jądrowej w 2030 r. i 4,5 GW do 2040 r., by zmniejszyć emisyjność naszej gospodarki a tym samym wyjść naprzeciw dekarbonizacyjnego kierunku europejskiej polityki energetycznej. Przy czym, nadal nie wiemy czy Polska postawi na atom, gdyż dotychczas nie jest znana strategia energetyczna. Nie wiemy również kto mógłby dostarczyć technologię i jakie byłaby możliwość sfinansowania projektu.

Według DGP najpoważniejszym kandydatem są Chiny. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że pojawiają się głosy sceptyczne względem współpracy z Państwem Środka. Przypomnimy, iż zdarzało się, że chińskie firmy (CGN) były oskarżane o próbę uzyskania poufnych informacji z amerykańskiego sektora jądrowego, które mogły mieć kluczowe znaczenie dla międzynarodowej ekspansji nuklearnej Pekinu. Należy również wspomnieć, że w trakcie zeszłotygodniowej konferencji szef resortu energii Krzysztof Tchórzewski mówił, że ministerstwo nie będzie dyskwalifikowało ani nie będzie preferowało żadnego dostawcy technologii. Jego zdaniem kluczową kwestię jest to aby wszystkie jej elementy spełniały wymagania unijne. W kontekście chińskich technologii jądrowych warto zaznaczyć, że musiałyby one uzyskać certyfikację, aby móc być stosowane na rynkach Unii Europejskiej. Są to długotrwałe procesy, dlatego dostarczenie technologii przez stronę chińską do 2030 roku jest co najmniej możliwe do zakwestionowania.

Warto również zauważyć, że Europa coraz mniej chętnie patrzy na chińskie inwestycje. Jak donosi portal Politico, Niemcy, Francja oraz Włochy zwiększają nacisk na Komisję Europejską, aby ta odegrała większą rolę przy ochronie niektórych z najbardziej innowacyjnych firm w Europie przed politycznie motywowaną akwizycją ze strony Chin. Według doniesień portalu Berlin, Paryż i Rzym chcą żeby to Bruksela diagnozowała czy akwizycje są motywowane celami polityki zagranicznej państwa trzeciego a nie siłami rynkowymi.

Pekin stara się przejąć niektóre z najcenniejszych spółek europejskiego sektora technologicznego. W 2016 roku doszło do przejęcia niemieckiego producenta robotów Kuka. Europa w coraz większym stopniu zaczyna się obawiać, że działania Chin nie są motywowane czynnikami rynkowymi lecz chęcią zaspokojenia przez Pekin głodu technologii. To cele polityczne wskazane w strategii ,,Made in China 2025”.

Nie mniej jednak według doniesień Politico, Bruksela już pracuje nad nowymi zasadami, które pozwolą skontrolować chińskie akwizycje na Starym Kontynencie. W połowie września przewodniczący Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker ma ogłosić plany w jaki sposób Unia ma zarządzać inwestycjami zagranicznymi. Przy czym, według Politico nie wiadomo w jakim stopniu Bruksela będzie mogła pełnić w tej kwestii rolę policjanta.

Energetyka staje się sektorem o coraz większym poziomie ryzyka inwestycyjnego, co widać na przykładzie projektu polskiej elektrowni jądrowej. Czy warto ponosić ryzyko związane związane z chińskimi technologiami? Nie jest to jedyna opcja z której Polska może skorzystać. Propozycja Pekinu może być atrakcyjna pod względem finansowym ale czy pod względem politycznym również? Należy z ostrożnością podchodzić do tematu wyboru Pekinu na partnera przy budowie elektrowni jądrowej. Jest zbyt wcześnie, aby móc przesądzić czy Chiny zbudują polską instalacje jądrową.

Jakóbik: Hurraentuzjazm w relacjach z Chinami jest niewskazany