Akcja w Zofiówce jest jedną z najtrudniejszych w ostatnich latach

10 maja 2018, 17:30 Alert

Górniczy eksperci nie mają wątpliwości, że trwająca nieprzerwanie od soboty akcja ratunkowa w kopalni Zofiówka należy do najtrudniejszych w polskim górnictwie w ostatnich dziesięcioleciach. Powodem jest przede wszystkim kumulacja różnych podziemnych zagrożeń.

KWK Zofiówka / fot. Wikimedia Commons.
KWK Zofiówka / fot. Wikimedia Commons.

„W swojej 37-letniej pracy w górnictwie, w tym 21 lat w ratownictwie górniczym, uczestniczyłem i obserwowałem wiele akcji. Nie mam żadnych wątpliwości, że ta w kopalni Zofiówka należy do najtrudniejszych, z wielu powodów” – powiedział w czwartek PAP prezes Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego (CSRG) w Bytomiu dr inż. Piotr Buchwald.

Ratownicy z CSRG, wraz z tymi z kopalń, uczestniczą w akcji poszukiwania trzech zaginionych pod ziemią górników. Stacja dostarczyła też wykorzystywany w akcji sprzęt, m.in. kamerę endoskopową czy urządzenia do lokalizowania sygnałów radiowych z nadajników w górniczych lampach.Jak mówił prezes Buchwald, o trudności akcji przesądza nie tylko wielka skala zniszczeń, jakie wstrząs uczynił w podziemnych wyrobiskach, ale także kumulacja różnych podziemnych zagrożeń, m.in. metanowego i temperaturowego. Ponadto pracę ratowników utrudniło zalewisko wodne.

„Wstrząs spowodował wypiętrzenie spągu. Mówiąc obrazowo, spód chodnika został wyrzucony do góry, miażdżąc wszystko, co znajdowało się w tym chodniku: taśmociągi, maszyny, infrastrukturę. W tak zniszczonym wyrobisku pozostały prześwity miejscami jedynie na 40-60 cm; w takie szczeliny wchodzą ratownicy” – wyjaśnił prezes CSRG.Jak wcześniej informowali przedstawiciele Jastrzębskiej Spółki Węglowej, przed tąpnięciem chodnik 900 m pod ziemią, w którym znajdowali się poszukiwani obecnie górnicy, miał ponad 6 metrów szerokości i 4 metry wysokości. Aby posuwać się naprzód w zdeformowanym wyrobisku, ratownicy muszą wycinać metalowe fragmenty zmiażdżonego sprzętu i ręcznie przekopywać się przez rumosz skalny.

Po sobotnim wstrząsie, który – jak szacują służby górnicze – miał siłę co najmniej 3,4 stopnia w skali Richtera – w wyrobisku wydzieliła się duża ilość metanu – bezbarwnego, bezwonnego gazu, towarzyszącego złożom węgla. Momentami jego stężenie w atmosferze sięgało 50 proc., a czasem – co szczególnie niebezpieczne – przechodziło przez poziom 5-15 proc. nazywany trójkątem wybuchowości – właśnie w takim stężeniu metan może wybuchnąć. Z powodu tego zagrożenia w rejonie akcji nie można używać urządzeń elektrycznych, a jedynie pneumatyczne, zasilane sprężonym powietrzem.

Aby móc prowadzić akcję ratunkową, konieczne było napowietrzanie wyrobisk – w tym celu ratownicy zbudowali kilkaset metrów tzw. lutniociągów, czyli rurociągów doprowadzających powietrze, oraz instalowali dodatkowe wentylatory. Miało to także drugi cel – umożliwienie oddychania zaginionym górnikom. Ratownicy liczą, że mogą oni znajdować się w miejscu, gdzie już wcześniej przechodził rurociąg z powietrzem – w takich sytuacjach intuicja i doświadczenie podpowiadają uwięzionym górnikom rozszczelnienie rurociągu, by zapewnić sobie dopływ powietrza.

Ze względu na niezdatną do oddychania atmosferę, ratownicy – gdy mogli już wejść do wyrobisk po obniżeniu poziomu metanu – od początku pracują w aparatach tlenowych. Powietrza starcza w nich najwyżej na dwie godziny – czasem mniej, ponieważ oddech ratowników, w czasie dużego wysiłku, często jest przyspieszony. W czasie pracy aparatu ratownik musi dojść z podziemnej bazy do wskazanego rejonu, spenetrować wybrany odcinek, i zdążyć wrócić. Stąd pięcioosobowe zastępy muszą się często wymieniać – w ciągu doby w akcji jest ich nawet ponad 40.Dodatkowym utrudnieniem jest panująca w wyrobiskach wysoka temperatura. Jak relacjonowali przedstawiciele JSW, już po jej obniżeniu, ratownicy – z pełnym, obciążającym wyposażeniem i aparatami – pracują w wyrobiskach o temperaturze przekraczającej 28 stopni Celsjusza.

Oprócz potężnych zniszczeń, wywołanych tąpnięciem, zagrożenia metanem i wysokiej temperatury, akcję utrudniła też woda. W trakcie penetracji zniszczonego wyrobiska ratownicy natrafili na zalewisko, w którym – jak oszacowano – znajdowało się ok. 300-400 m sześc. wody, wciąż w niewielkim stopniu napływającej. Po sprowadzeniu na dół odpowiednich pomp, rozpoczęło się odpompowywanie wody, by ratownicy mogli pójść dalej. Do akcji przygotowany jest też zastęp nurków z KGHM Polska Miedź, a specjalny robot do penetrowania np. zatopionych wraków zaoferowała Marynarka Wojenna.

W tym samym czasie, aby przebić się do wyrobiska znajdującego się za zalewiskiem, z chodnika położonego nad zagrożonym rejonem zaczęto wiercić ok. 100-metrowy otwór o niewielkiej, 9-centymetrowej średnicy, by można było wprowadzić tam kamerę i w ten sposób spenetrować ten rejon, a gdyby byli tam zaginieni górnicy – podać im wodę i pokarm. Gdy pierwszy otwór prawdopodobnie minął miejsce, w które celowano, rozpoczęto wiercenie drugiego.

Ponadto – po raz pierwszy w tego typu podziemnej akcji – śladu zaginionych górników szukał pies, szkolony do poszukiwania ludzi. Wskazał dwa tropy, jednak penetracja tych miejsc przez ratowników jak dotąd nie dała efektów.W akcję od początku jej trwania zaangażowano ponad tysiąc osób. Jej uczestnicy – choć zawsze realnie oceniają sytuację – powtarzają, że ratownicy zawsze idą po żywych, z nadzieją na odnalezienie górników. „Nadzieja umiera ostatnia” – mówią, przypominając przykłady bohaterów, którzy przeżyli pod ziemią nawet tydzień.

Również prezes CSRG Piotr Buchwald wciąż ma nadzieję na pomyślny finał akcji w Zofiówce, podkreślając przy tym dumę i uznanie dla ratowników uczestniczących w akcji. Prezes wskazał ponadto na potrzebę ciągłych szkoleń ratowników górniczych oraz wyposażenia ich w najnowocześniejszy sprzęt – również ten korzystający z zaawansowanych technologii.W ciągu minionych 45 lat w katastrofach górniczych i większych wypadkach zbiorowych w polskich kopalniach węgla kamiennego zginęło grubo ponad 200 górników.

Polska Agencja Prasowa

RAPORT: Zofiówka – tragiczna majówka