Bojanowicz: Atom i zamrożona armia Putina w Arktyce

7 maja 2018, 07:30 Atom

W ostatnich dniach kwietnia w swoją dziewiczą podróż wyruszyła zbudowana przez Rosatom pierwsza rosyjska pływająca elektrownia atomowa. „Akademik Łomonosow” jest holowany z  Petersburga do portu docelowego w Murmańsku, gdzie zostanie zaopatrzony w paliwo nuklearne i przejdzie wszystkie niezbędne testy bezpieczeństwa. Ekolodzy protestują przeciwko uruchomieniu tej siłowni w Arktyce, nazywając ją „nuklearnym Titanikiem”. Zagrożenie skażeniem radioaktywnym jest jednak najmniejszym problemów. Praktycznie nieograniczonego dostęp do energii otwiera bowiem przed Rosją nieograniczoną możliwość podboju Arktyki. Bez oglądania się na opinie wyrażane przez międzynarodowe instytucje – pisze Roma Bojanowicz, redaktor BiznesAlert.pl.

Niedźwiedzie polarne w Arktyce. Fot.: Wikimedia Commons
Niedźwiedzie polarne w Arktyce. Fot.: Wikimedia Commons

Titanic w Arktyce

W ostatnią sobotę kwietnia z portu w Petersburgu wypłynęła najnowsza na świecie pływająca elektrownia atomowa „Akademik Łomonosow”. Budowę tej elektrociepłowni rozpoczęto w stoczni w Siewierodwińsku, w dawnym zakładzie nr 402. Stocznia ta w czasach Związku Radzieckiego była największym producentem atomowych okrętów podwodnych w tym kraju. Prace wykończeniowe, łączenie z instalacją reaktorów, przeprowadzono w Petersburgu. „Akademik Łomonosow” ma ponad 140 metrów długości i 30 metrów szerokości. Na pokładzie tej unikalnej siłowni, nazwanej na cześć Michaiła Łomonosowa, założyciela Uniwersytetu Moskiewskiego, znajdują się dwa reaktory atomowe typu KLT-40S o mocy elektrycznej 70 megawatów i mocy cieplnej 300 megawatów (odpowiednio po 35 MW i 150 MW na reaktor). Dla porównania, warszawskie Siekierki, będące największą elektrociepłownia w Polsce, mogą wyprodukować 2081 MW mocy cieplnej i 622 MW mocy elektrycznej. Tak więc moc mobilnej elektrowni nie jest zbyt imponująca, lecz imponować może potencjał, jaki daje mobilność.

„Akademik Łomonosow” płynie obecnie trasą, która przebiega wzdłuż wybrzeży Szwecji, później przez duńskie cieśniny przedostanie się na Morze Północne, a następnie wzdłuż norweskiego wybrzeża popłynie prosto do Zatoki Kolskiej na Morzu Barentsa, gdzie zatrzyma się w Murmańsku. Po przeprowadzeniu niezbędnych testów i załadowaniu prętów uranowych na dzień pierwszego sierpnia 2019 roku zaplanowano odholowanie „Akademika Łomonosowa” do miejscowości Piewiek u wybrzeży Czukockiego Okręgu Autonomicznego. Jej zadaniem będzie zastąpienie przestarzałych technologicznie dwóch bloków energetycznych: Bilibińskiej Elektrowni Atomowej i Ciepłowni Czauńskiej. Jak podają rosyjskie media, pływająca elektrownia będzie produkować prąd i ciepło na potrzeby przemysłu i ludności zamieszkującej okoliczne portowe miasta, dla gazowych i naftowych platform zlokalizowanych na otwartym morzu. Zasili także instalacje do odsalania wody morskiej.

Pierwotne plany Rosatomu dotyczące holowania nowej elektrowni przez Morze Bałtyckie i wzdłuż norweskiego wybrzeża wywołały poważne obawy w całej Skandynawii. Minister spraw zagranicznych Norwegii Břrge Brende publicznie wyraził swoje obawy i omówił sytuację z władzami rosyjskimi. Szef fińskiego regulatora jądrowego STUK Petteri Tiippana w drugiej połowie lipca 2017 roku odwiedził Stocznię w Peterburgu, aby porozmawiać  na temat środków bezpieczeństwa jakie zaplanowano na czas konwojowania całej infrastruktury do miejsca docelowego. „Prawo morskie nie nadąża za naszymi rozwiązaniami technicznymi. Nie ma takiego pojęcia jak  «niesamodzielny pływający obiekt jądrowy»”,- powiedział Aleksiej Likaczew, dyrektor generalny Rosatomu, wyjaśniając decyzję korporacji. -„Dlatego wiele pytań od naszych sąsiadów i partnerów pozostaje bez odpowiedzi,” – dodał.

Pierwsza rosyjska pływająca elektrownia jądrowa, którą Rosatom nazywa „eksperymentalną”, była  budowana w stoczni położonej w historycznym centrum Petersburga, około dwa kilometry od katedry św. Izaaka i około trzech kilometrów od słynącego z niezwykłej kolekcji obrazów Ermitażu i Pałacu Zimowego. Mieszkańcy miasta niewiele wiedzieli o planach Rosatomu. Badanie opinii publicznej z połowy 2017 roku wykazało, że aż 85 procent mieszkańców miasta nie wiedziało, że w powstających w miejscowych dokach reaktorach po zainstalowaniu prętów uranowych zostaną uruchomione reaktory, które przejdą niezbędne testy techniczne. Aż 59 procent respondentów uważało te plany za zagrażające ich bezpieczeństwu, podczas gdy tylko 28 procent uznało je za dopuszczalne, a 9 procent nie miało opinii na ten temat, ponieważ nie uważało się za ekspertów. Po zdecydowanych protestach mieszkańców miasta wspieranych przez działaczy Greenpeace oraz przez przedstawicieli państw bałtyckich, wzdłuż wybrzeży których miała przepłynąć aktywna elektrownia, 21 lipca 2017 roku kontrolowany przez państwo Rosatom ogłosił, że przenosi całą operację związaną z montażem paliwa atomowego oraz testowaniem siłowni do Murmańska.

– Testowanie reaktora jądrowy w gęsto zaludnionym obszarze, takim jak centrum Sankt Petersburga, jest co najmniej nieodpowiedzialne. Jednak ukrycie testowania tego «atomowego Titanica» przed opinią publiczną nie sprawi, że ryzyko będzie mniejsze: reaktory jądrowe huśtające się po Oceanie Arktycznym będą stanowiły szokująco oczywiste zagrożenie dla delikatnego środowiska, które jest już pod ogromną presją ze strony zmian klimatycznych – powiedział Jan Haverkamp, ekspert ds. energii jądrowej w Greenpeace oddział w Europie Środkowej i Wschodniej. – To niebezpieczne przedsięwzięcie nie jest tylko zagrożeniem dla Arktyki, ale potencjalnie także dla innych gęsto zaludnionych lub wrażliwych regionów naturalnych. Ruchome elektrownie jądrowe będą zazwyczaj wykorzystywane w pobliżu linii brzegowej, na płytkiej wodzie. W przeciwieństwie do twierdzeń dotyczących bezpieczeństwa, płaskodenny kadłub i brak napędu samopowtarzalnego elektrowni jądrowej czyni go szczególnie wrażliwym na tsunami i cyklony – dodał Haverkamp.

Obawy ekologów budził również pożar, który wybuchł czwartego lipca 2017 roku (według innych źródeł w czerwcu 2017 roku) na pokładzie siłowni, która dopiero powstawała. „Nie było ognia, tylko łagodny dym na brzegu w pobliżu pływającej elektrowni jądrowej «Akademik Łomonosow», dym wydobywający się z maszyny spawalniczej, który został ugaszony jeszcze zanim ekipa ratownicza pojawiła się na miejscu.” – taką oficjalną wersję wydarzeń przekazała agencji prasowej Sputnik stocznia w Petersburgu. Natomiast zdaniem międzynarodowej organizacji ekologicznej – Fundacji Bellona – incydent spowodowało zwarcie w akumulatorze. Ogień został ugaszony nim doszło do uszkodzenia dwóch reaktorów jądrowych.

– Ten ogień nie stanowił zagrożenia jądrowego, ponieważ paliwo nie znajduje się jeszcze w reaktorach. Ale mówi wiele o kulturze przemysłowej (rosyjskich – przyp.red.) stoczni bałtyckich. To dobrze, że ładowanie paliwa zostało opóźnione, ponieważ inspekcja w marcu (2017 roku – przyp.red.) wykazała, że stocznie nie były gotowe. Uważamy, że to dobry moment, aby zakończyć ten projekt – zauważył Rashid Alimov, szef projektu antynuklearnego Greenpeace w Rosji. Podobnego zdania jest Nils Bøhmer, fizyk jądrowy i dyrektor generalny Fundacji Bellona: – Ogień w jasny sposób pokazuje ryzyko związane z pływającą elektrownią jądrową. Możesz mieć ogień w nieatomowej części elektrowni, który może rozprzestrzeniać się tam gdzie jest znacznie bardziej niebezpiecznie, a to jest kłopotliwe, gdy pływająca elektrownia zostanie wysłana gdzieś tak daleko.

Potencjalne skażenie wywołane przez awarią na pokładzie „Akademika Łomonosowa” nie będzie pierwszym takim wydarzeniem z udziałem rosyjskich statków w Arktyce. W 1985 roku podczas operacji załadunku paliwa atomowego na łódź podwodną doszło do eksplozji, która rozsiała radioaktywne szczątki w całej Zatoce Chazma w pobliżu Władywostoku. Zginęło wówczas  10 osób (8 oficerów i 2 marynarzy), a 49 zostało rannych. Do oczyszczenia skażonego obszaru zaangażowano dwa tysiące osób, z których 290 było narażonych na wysoki poziom promieniowania. Według niektórych źródeł część dna morskiego nadal jest zanieczyszczona radioaktywnie. Rząd radziecki utrzymywał powyższy wypadek w tajemnicy aż do 1993 roku.

„Akademik Łomonsow” jest pierwszą rosyjską pływająca elektrownią jądrową, ale nie pierwszą tego typu jednostką na świecie. W połowie lat 60-tych XX wieku amerykanie rozwijali projekt badawczy dotyczący rozwoju małych reaktorów jądrowych używanych do wytwarzania energii elektrycznej i grzewczej zasilających podmioty znajdujące się daleko od klasycznych siłowni i w stosunkowo trudno dostępnych miejscach. Tak powstał MH-1A zbudowany na bazie statku „Liberty” nazwana „Sturgis”, na cześć generała Samuela D. Sturgisa Jr. Odznaczała się ona dużą, jak na tamte czasy mobilnością oraz mocą. Odholowana w 1967 roku do Strefy Kanału Panamskiego, w latach 1968-75 dostarczył 10 MW energii elektrycznej. Demontaż tej elektrowni rozpoczął się w 2014 rok  i miał potrwać co najmniej 4 lata.

Dla porównania szacowany czas pracy „Akademika Łomonosowa”  określono na co najmniej 40 lat. Co 3 lata wymieniane będą uranowe pręty paliwowe. Natomiast co 12 lat siłownia ma wracać do Petersburga na przeglądy techniczne. Zapewne będzie to budzić głośne protesty ekologów i samych Petersburżan, którzy będą obawiali się wystąpienia skażenia radioaktywnego na Morzy Bałtyckim i w samym historycznym centrum miasta.

Po zakończeniu fazy testów w 2019 roku „Akademika Łomonosowa” Rosatom planuje skomercjalizować swoją konstrukcję i uruchomić seryjną produkcję pływających reaktorów. Media rosyjskie rozpisują się na temat rozmów prowadzonych z co najmniej 15 potencjalnymi kupcami takich mobilnych siłowni nuklearnych w Afryce, Azji i Ameryce Południowej, m.in. z Chin, Algierii, Indonezji czy Argentyny.

„Akademik Łomonosow” będzie elektrownią atomową najdalej na świecie wysuniętą na północ – pisze na swej stronie internetowej koncern Rosatom. Koncern zapewnia, że „Łomonosow” jest skonstruowany z dużym marginesem bezpieczeństwa i niegroźne mu są tsunami czy inne klęski żywiołowe. Procesy jądrowe na pływającej elektrowni spełniają wszelkie wymagania Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) i nie zagrażają środowisku – głosi oświadczenie Rosatomu. Jednak pożar, który wybuchł na pokładzie elektrowni w lipcu 2017 roku w Stoczni Bałtyckiej wywołał obawy, że ta nawodna stacja nuklearna jest kosztownym nieszczęściem, który stanie się przynętą dla terrorystów szukających materiałów do budowy brudnej bomby, a także zarzewiem pewnej katastrofy ekologicznej w relatywnie czystym obszarze Arktyki.

Podbój Arktyki

Niestety ekologia, czy ochrona przed terrorystami to nie jedyne problemy z jakimi musi zmierzyć się społeczność międzynarodowa, gdy „Akademik Łomonosow” zacumuje w docelowym miejscu. Rosja wprowadziła właśnie świat w nową erę w technologiach energetycznych: całkowicie samodzielne, mobilne jednostki energetyczne, które produkować energię tam, gdzie w danym momencie jest on najbardziej potrzebny, gdy żadne inne źródło zasilania: węgiel, gaz, czy OZE nie będą mogły być zastosowane.

Kolejną kwestią jest miejsce, w którym pływająca elektrownia jądrowa ma zakotwiczyć. Najpierw będzie to Murmańsk, czyli duże miasto na północy Rosji, którego znaczenia militarno-strategicznego dla ekonomicznego podboju Arktyki przecenić się nie da. Wojska rosyjskie są obecne i aktywne w Arktyce od wielu miesięcy. Naukowcy są przekonani, że pod grubą warstwą lądolodu na swoich odkrywców czekają złoża węglowodorów i metali. Poza tym na ziemi powoli zaczyna brakować zdatnej do użycia słodkiej wody.

Mobilne elektrownie atomowe mogą przydać się podczas akcji ratowniczych po wystąpieniu klęsk żywiołowych takich jak huragany, pożary, czy powodzie. Wtedy gdy mieszkańcy rejonów zniszczonych przez kataklizm potrzebują nie tylko materiałów budowlanych, dzięki którym będą mogli odbudować swoje życie. Niezbędna jest im również wówczas energia do uruchomienia elektronarzędzi ułatwiających prace porządkowe i rekonstrukcję całego ich życia. Najwyraźniej z pływającymi elektrowniami jest jak z nożem: mogą one wesprzeć międzynarodowe organizacje udzielające pomoc humanitarną, ale mogą też posłużyć do tworzenia i eksploatacji instalacji wydobywczych w niedostępnych do tej pory regionach świata. Pozwala to w bardzo krótkim czasie uruchomić eksploatację złóż. Daje to ogromną przewagę ekonomiczną i technologiczną, która może stać się narzędziem walki o dominację na obszarze Arktyki. W ekstremalnych przypadkach posłuży na spornych terenach do rabunkowego wydobycia surowców kopalnych. I to bez oglądania się na decyzje prawne i polityczne ONZ, czy krajów Unii Europejskiej, gdyż zanim zapadną decyzje dyplomatyczno-polityczne, takie działania mogą zapewnić krociowe zyski.

Zamrożona armia

Nie należy też zapominać o potencjale strategicznym, jaki daje posiadanie mobilnego reaktora dostosowanego do warunków dalekiej północy. Nie od dziś wiadomo, że Moskwa jest mistrzem ukrywania infrastruktury i wydatków na cele militarne. Reaktory tej klasy co „Akademik Łomonosow” mogą przecież równie dobrze zasilać arktyczne instalacje wydobywcze jak i bazy wojskowe chroniące interesów rosyjskich, lotniska czy instalacje przeciwlotnicze. Można wyobrazić sobie „zamrożoną” (dosłownie i w przenośni) infrastrukturę, która czeka jedynie aż pojawi się w jej pobliżu pływająca elektrownia, a samoloty transportowe dostarczą personel.

Zadziwia więc fakt, że administracja Donalda Trumpa wykazuje całkowity brak zainteresowania tym niezwykle istotnym obszarem, jakim jest Arktyka. Najwyraźniej Waszyngton uważa, że niskie ceny ropy i dotkliwe sankcje gospodarcze ograniczą mocarstwowe zapędy Moskwy. Nic bardziej mylnego. Planując na kilka ruchów do przodu, Rosja może już niebawem postawić na arktycznej szachownicy „Akademika Łomonosowa” i podobne jednostki, całkowicie zmieniając zasady gry.