Pędziwol: Kto zbuduje nowy atom w Czechach?

26 lipca 2019, 07:30 Atom

Czesi zrobili krok przybliżający ich do budowy nowych elektrowni atomowych. Rząd postanowił, że zajmie się tym koncern energetyczny CEZ. Jednak zdaniem jednego z jego akcjonariuszy budowę nowych bloków będzie musiało i tak przejąć państwo – pisze Marek Aureliusz Pędziwol, współpracownik BiznesAlert.pl.

Elektrownia jądrowa w Temelinie. Fot. Wikimedia Commons
Elektrownia jądrowa w Temelinie. Fot. Wikimedia Commons

CEZ wygrał chyba więcej niż żądał. Zarząd koncernu w zamian za zgodę na budowę nowych reaktorów domagał się od państwa gwarancji wyższych cen prądu, na co premier Andrej Babisz ani myślał się zgodzić. W końcu jego rząd zadecydował 8 lipca, że nowe reaktory postawi właśnie CEZ, a dokładniej dwie jego spółki-córki. Jeśli jednak którejś z nich miałaby się powinąć noga, wówczas wszelkie straty wyrówna państwo.

Ministrowie mogli podjąć taką decyzję, bo państwo reprezentowane przez ministerstwo finansów jest właścicielem 69,8 procent akcji koncernu i posiada w nim 70,2 procent głosów.

Bez gwarancji ceny…

8 lipca czeski rząd zdecydował, że budową nowych bloków jądrowych zajmą się dwie celowe spółki-córki CEZ: EDU II i ETE II, gdzie E oznacza elektrownię, DU – Dukovany, a TE – Temelin. Obie istnieją formalnie już od trzech lat, a powołane zostały właśnie na wypadek takiej decyzji, ale do tej pory pozostawały uśpione.

Budowa reaktorów ma być finansowana zarówno z własnych źródeł koncernu, jak i z zewnątrz. Rząd zobowiązał się wesprzeć CEZ gwarancjami, które umożliwią jego spółkom uzyskiwanie kredytów na równie dogodnych warunkach, jak te, które dostaje państwo.

W zgodzie z wcześniejszymi zastrzeżeniami premiera przyjęty przez ministrów model inwestycyjny nie przewiduje żadnych gwarancji cen prądu, jak w wypadku budowy brytyjskiej elektrowni atomowej Hinkley Point C w Somerset na zachodzie Anglii. Tam brytyjski rząd zagwarantował inwestorom – koncernom EDF z Francji i CGN z Chin – w tak zwanym kontrakcie na różnicę (contract for difference), że elektrownia będzie otrzymywała 92,50 funtów brytyjskich za każdą megawatogodzinę (w cenach z roku 2012) przez pierwszych 35 lat jej działania.

…ale z opcją sprzedaży

Natomiast według mniejszościowego akcjonariusza CEZ Michala Sznobra między czeskim rządem, a czeskim koncernem energetycznym ma obowiązywać opcja sprzedaży (put option), na mocy której koncern będzie mógł w pewnych okolicznościach sprzedać państwu swoją spółkę-córkę. Negocjacje na temat warunków niezbędnych do przeprowadzania takiej operacji wciąż jeszcze trwają, napisał dziennik ekonomiczny „Hospodarzské noviny”.

Czeskiej agencji prasowej CTK Sznobr powiedział, że opcja sprzedaży jest silniejszą gwarancją niż kontrakt na różnicę. Jego zdaniem zarówno z powodu ceny reaktora, jak i wszystkich innych zagrożeń, nowego bloku nie będzie budować CEZ z dzisiejszym akcjonariatem, lecz prawie ze stuprocentową pewnością spółka państwowa.

Faktycznie, doświadczenia z innych atomowych placów budowy uczą, że koszty takiej inwestycji drastycznie rosną w trakcie budowy. Wspomniana już angielska elektrownia Hinkley Point C o mocy 3260 MW podrożała 3,3 razy od 2010 roku, kiedy padła decyzja o jej budowie – z 6,7 na 22,3 mld. euro. Również 3,3-krotnie wzrosły od 2006 roku koszty budowy francuskiej Flamanville (1650 MW), z 3,3 na 10,9 mld. Cena fińskiej Olkiluoto (1630 MW) jest dziś 2,8 razy wyższa niż w 2002 roku – zamiast 3,0 ma kosztować 8,5 mld. Najmniej, bo „jedynie” 2,2-razy zdrożały od 2005 roku słowackie Mochovce (880 MMW) – z 2,6 na 5,7 mld euro (źródło: „Hospodarzské noviny”).

Najpierw Dukovany

Minister przemysłu i handlu Karel Havlíczek poinformował, że priorytetem będzie budowa nowego reaktora o mocy 1200 MW w Dukovanach – starszej z dwóch czeskich elektrowni nuklearnych. Rzecz w tym, że jej cztery reaktory o łącznej mocy 2040 MW zbudowane w latach 80. XX wieku powinny zostać wyłączone w latach 2035-37, kiedy minie 50 lat od ich uruchomienia.

Lansowany jeszcze niedawno przez premiera Babisza koncept przedłużenia ich żywotności o kolejne dziesięć lat uważany jest przez ekspertów za ryzykowny. Na świecie brak bowiem doświadczenia z eksploatacją tak starych elektrownii.

Elektrownia w Temelinie jest o ćwierć wieku młodsza. Jej dwa reaktory, każdy po 1055 MW, oddane zostały do użytku w latach 2000 i 2002.