Bukowski: Najpierw OZE, potem atom

20 lutego 2018, 07:30 Atom

– Planowanie miksu energetycznego w długim horyzoncie czasowym jest niezbędną częścią kształtowania polityki energetycznej państwa. W horyzoncie roku 2050 należy poważnie liczyć się z koniecznością wyeliminowania 90-100 proc. emisji dwutlenku węgla w sektorze elektroenergetycznym. Operacyjnie i ekonomicznie jest to wykonalne – powiedział w rozmowie z portalem BiznesAlert.pl prezes think tanku WiseEuropa dr Maciej Bukowski.

Elektrownia jądrowa Olkiluoto. Fot. Wikimedia Commons
Elektrownia jądrowa Olkiluoto. Fot. Wikimedia Commons

Polska wciąż pracuje nad strategią energetyczną na kolejne dziesięciolecia. Zgodnie z wypowiedzią Pełnomocnika Rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej Piotra Naimskiego, udział nośników energii ma nadal zostać zdominowany przez węgiel, który w 2050 roku ma stanowić 50 proc. polskiego miksu. Około 20 – 25 proc. ma pochodzić z atomu i odnawialnych źródeł energii.

Naimski: Strategia energetyczna jest w wyłącznej gestii rządu

Najpierw OZE, później może atom

Zdaniem dr. Macieja Bukowskiego taka konstrukcja – godząca OZE, atom i paliwa kopalne – jest kierunkowo prawidłowa, jednak w szczegółach może budzić wątpliwości. – Jeśli założymy, że energia jądrowa ma produkować w Polsce połowę energii elektrycznej, to będzie ona wypełniać w zasadzie całą podstawę systemu elektroenergetycznego. Jest to technicznie możliwe i ekologicznie uzasadnione, jednak z punktu widzenia rachunku ekonomicznego i ryzyka projektowego wydaje się być przesadzone. Energia nuklearna jest – jak na razie – prawdopodobnie niezbędna do tego by dokonać głębokiej (bliskiej 100 procent) redukcji emisji CO2 w sektorze. Nie jest jednak konieczna jeśli redukcja ma być mniejsza np. 70 procent czy 80 procent, w tym wypadku znacznie mniej ryzykowna i tańszą opcją są OZE, a zwłaszcza fotowoltaika i wiatr na lądzie oraz morzu.

Bukowski wskazuje, że wynika to z dwóch rzeczy. Po pierwsze, widać wyraźnie, że koszty stałe produkcji energii z wiatru i słońca szybko spadają i nawet w takich krajach, jak Polska będą już niedługo (po roku 2025 roku) niższe od węgla i atomu po 2025 roku. Z drugiej strony ich dyspozycyjność nie jest jednak stuprocentowa, dlatego też potrzebują one wsparcia ze strony innych źródeł: paliw kopalnych, biomasy lub atomu. Z niej z kolei wynika, że z chwilą gdy OZE przekroczą ok. 60 procent udziału w miksie energetycznym ich ekonomiczna wartość zaczyna gwałtownie maleć, znacząco spada bowiem czas efektywnej pracy w systemie nowych inwestycji tego typu. Zredukować udział energetyki konwencjonalnej o 60 procent jest więc dużo łatwiej, niż 80 procent, a zwłaszcza 100 procent. To ostatnie w oparciu tylko o OZE jest – jak na razie – niemożliwe.

Dlatego – podkreśla dr Bukowski – jeśli rząd (słusznie) myśli o głębokiej redukcji emisji musi też myśleć o energii jądrowej jako części składowej przyszłego miksu energetycznego. Jej rola w systemie powinna być jednak mniejsza niż ta, którą sygnalizuje minister Naimski. Minister wydaje się nie doceniać naszego potencjału OZE, a zwłaszcza wiatru i słońca, które w naszych warunkach naturalnych Ich dyspozycyjność nie będzie jednak stuprocentowa, dlatego też będą one potrzebować wsparcia. Jednak nie będzie ono potrzebne cały czas, ale okresowo. Dlatego też takie proporcje budzą wątpliwości. Jeśli dobrze wykorzystamy nasze warunki i możliwości, to OZE może w znaczący mogą z powodzeniem, a zarazem tanio i nieryzykownie, produkować 60 procent energii elektrycznej w roku 2050.

Zdaniem dr Bukowskiego mogłoby być to nawet 80 procent jednak byłoby to już znacznie droższe i suboptymalne wobec opcji alternatywnych: atomu czy spalania biomasy przy wykorzystaniu instalacji CCS. Dlatego – podkreślił – sposób zabezpieczać dostawy energii, a pozostała część naszego docelowego miksu elektroenergetycznego może powinna być uzupełniana opierać się o przez atom, biomasę oraz (w niewielkiej części) o gaz czy lub węgiel – powiedział Bukowski. – Wobec wymogu głębokiej redukcji CO2 oraz innych wymogów środowiskowych rola tego ostatniego paliwa w horyzoncie roku 2050 będzie jednak prawdopodobnie znacznie mniejsza niż to dziś przyznają politycy.

Lepszą przyszłość dr Bukowski widzi dla gazu, który powinien się sprawdzać zarówno w ciepłownictwie jak i w roli źródła regulacyjnego, wpierającego wiatr i słońce w produkcji niskoemisyjnej energii. Dodał, że planowanie miksu energetycznego jest niezbędną częścią kształtowania polityki energetycznej państwa, zwłaszcza tej długoterminowej. Powinno ono brać pod uwagę kwestie techniczne, ekonomiczne i strategiczne, a więc m,in. trendy technologiczne oraz oczekiwane zmiany regulacyjne zarówno w obrębie UE jak i – szerzej – w skali całego świata. – Taka analiza przeprowadzona w horyzoncie 2050 roku dla Polski nieuchronnie prowadzi do wniosku, że polski miks energetyczny w połowie tego stulecia będzie znacząco inny niż obecnie, przede wszystkim emitując znacznie mniej CO2 z jednostki energii. W tej perspektywie czasowej należy poważnie liczyć się z koniecznością wyeliminowania nie 50 procent czy 70 procent lecz raczej 90% czy nawet 100% emitowanego dwutlenku węgla. Ekonomicznie i operacyjnie jest to realne, wymaga jednak sięgnięcia po wszystkie dostępne opcje technologiczne – powiedział rozmówca BiznesAlert.pl.

Zdaniem dr Bukowskiego rząd powinien jednak w pierwszej kolejności realizować to, co najłatwiejsze, czyli OZE, a nie zaczynać od najtrudniejszego, czyli atomu. Dodał, że obecnie projekty jądrowe udają się tylko Rosjanom, Chińczykom lub Koreańczykom. W Europie jest znacznie trudniej – rozwijane projekty wielokrotnie przekraczają swój budżet i czas, a więc niosą ze sobą znaczące ryzyko inwestycyjne. Dlatego inwestowanie w pierwszej kolejności w OZE jest dużo mniej ryzykowną i – per saldo – tańszą opcją niż atom.

– Rozproszony charakter inwestycji i niewielkie systemowe ryzyko opóźnień przy porównywalnym koszcie „katalogowym” stanowią o przewadze siłowni wiatrowych i słonecznych nad jądrowymi, przynajmniej do czasu aż wielkość zainstalowanych mocy w systemie nie przekroczy wspomnianego pułapu – powiedział. Jego zdaniem planowanie miksu energetycznego w horyzoncie 30 lat nie powinno „prowadzić na manowce odkładania decyzji”. – Wczesne inwestycje atomowe poprzez podejmowanie takich czy innych decyzji jest ryzykowne w perspektywie 30 lat. Po drodze zmieniają się uwarunkowania regulacyjne.

Morskie farmy wiatrowe można pogodzić z atomem

Pytany o szanse dla morskich projektów wiatrowych powiedział, że jest to najbardziej niezawodne źródło OZE. – Nie jest źródłem dyspozycyjnym, ale bardzo stabilnym, bo wiatr na morzu wieje niemal cały czas. Przerwy się zdarzają, ale w energetyce konwencjonalnej jest podobnie. Morskie farmy wiatrowe powinny więc działać w podstawie systemu stanowiąc pewną konkurencję dla atomu. Dodał, że konkurencyjność morskich farm wiatrowych, które są jeszcze drogimi instalacjami także na tle siłowni lądowych, szybko rośnie. Dzieje się tak zarówno ze względu na szybki postęp techniczny jak i przewidywane zmiany regulacyjne w tym oczekiwany wzrost cen CO2. Operatorzy będą więc ograniczać udział źródeł węglowych w produkcji energii i dobrze, że rząd zdaje sobie z tego sprawę – dodał ekspert.

Fundusz na rzecz regionów pogórniczych

Pytany o fundusz na rzecz pomocy regionom górniczym, który przygotowała Komisja Europejska m.in. dla Śląska, Bukowski powiedział, że co do zasady z tego funduszu ma być finansowana energetyka mało- lub średnioskalowa, a nie wielkie projekty. Pytany o możliwości wdrożenia projektów elektrowni szczytowo – pompowych w dawnych kopalniach powiedział, że moce takich jednostek „są raczej niewielkie i takie źródło energii miałoby raczej niewielki wkład do systemu eleketroenergetycznego”. – Jeśli będzie ono jednak ekonomiczne uzasadnione, to takie projekty powinny być realizowane, zmieniając charakter Śląska z „czarnego” na „zielony” – podsumował rozmówca portalu.