Ożarowski: Rosatom trzęsie Rosją (ROZMOWA)

10 maja 2018, 07:31 Atom

W rozmowie z portalem BiznesAlert.pl Andriej Ożarowski, rosyjski ekspert ds. energetyki jądrowej i bezpieczeństwa radiologicznego, opowiada o tym, jak zmieniło się podejście do energetyki jądrowej po katastrofie w Czarnobylu. Jego zdaniem świat nie wyciągnął z niej lekcji i nie można mieć zaufania do technologii jądrowych.

Pływający Czernobyl. Ilustracja: Greenpeace
Pływający Czernobyl. Ilustracja: Greenpeace

BiznesAlert.pl: Kilka dni temu minęła 32. rocznica katastrofy w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Czy świat wyciągnął lekcję z tego wydarzenia?

Andriej Ożarowski: Nie wszyscy. Po katastrofie w Czarnobylu stało się jasne, że obawy dotyczące energetyki jądrowej są uzasadnione. Jeżeli spojrzymy na mapę, to od tego czasu liczba oddawanych nowych reaktorów ustabilizowała się. Do czasu awarii w Fukushimie eksploatowanych było ich ok. 440-450.

Pierwszą lekcją z Czarnobyla jest to, że do energetyki jądrowej nie należy się odnosić lekkomyślnie, ponieważ zagrożenie jest realne. Do momentu czarnobylskiej katastrofy nie doceniano skali zagrożeń. Owszem, wcześniej doszło do awarii amerykańskiej elektrowni Three Mile Island, ale jej skala była znacznie mniejsza od tej na Ukrainie. To dobrze, że otworzono oczy, ale problemem jest to, że nie udało się utrzymać tej tendencji. Świat podzielił się na dwie części, czyli na państwa, które dalej rozwijają energetykę jądrową i te, które się z niej wycofują, czego przykładem są Niemcy.

Jeżeli chodzi o Rosję, to nie wyciągnęła żadnej lekcji z tego, co się wydarzyło w Czarnobylu. Do tej pory wykorzystywanych jest 11 takich samych reaktorów, które eksploatowano w ukraińskiej elektrowni. Są one zainstalowane w Elektrowni Smoleńskiej, Leningradzkiej i Kurskiej. Są plany, aby zastąpić je reaktorami innego typu, ale nie są one wcielone w życie. Dla przykładu Litwini, ze względu na bezpieczeństwo i na prośbę Unii Europejskiej, wyłączyli elektrownię w Ignalinie, która również wykorzystywała ten sam reaktor, co w Czarnobylu. Także Ukraińcy zrezygnowali z tego rodzaju reaktorów. W Rosji tego nie zrobiono.

Mówiąc o wnioskach, które płyną z katastrofy w Czarnobylu można zagłębić się w szczegóły techniczne i mówić o tym, że reaktory grafitowe były złe, a teraz budujemy nowe i lepsze. Natomiast jako inżynier mogę powiedzieć, że po raz kolejny powtarzane jest myślenie z epoki sprzed Czarnobyla, kiedy sektor jądrowy chciał sprzedać swoje technologie. To jest jak marketing. Potrafią produkować reaktory, ale znowu powtarzają, że reaktory ciśnieniowe są bezpieczne. Podobnie mówiono o reaktorze w Czarnobylu, że mógł on być zbudowany nawet na placu Czerwonym w Moskwie. Dlatego uważam, że nie wszyscy wyciągnęli lekcję z Czarnobyla, a utrudnia to przede wszystkim przemysł jądrowy.

Jak on się zmienił po tej katastrofie?

Na początku był to etap pewnego szoku. W Rosji nakazano zmniejszenie mocy reaktorów, aby zwiększyć rezerwy i nie doprowadzić do sytuacji z Czarnobyla. Wszystkie projekty z użyciem reaktorów wodno-ciśnieniowych zostały wstrzymane. Wstrzymano także projekty jednoczesnej produkcji energii i ciepła z atomu np. w Woroneżu, Niżnym-Nowogorodzie i Mińsku. Nawet zostały tam wylane fundamenty. Wstrzymano także budowę elektrowni jądrowej w Rostowie, ale później powrócono do projektu. Wstrzymano budowę ukończonego niemal w 90 procentach bloku piątego w Kurskiej Elektrowni Jądrowej.

Polska również chce zbudować elektrownię jądrową, ale nie ma jeszcze decyzji w tej sprawie. Nieznany jest model finansowania, a także dostawca technologii jądrowej. Czy rosyjskie technologie są bezpieczne i czy można im zaufać?

Nie mogę udzielać rad Polsce, ale to dziwne być jednym z ostatnich państw, które wejdą na drogę atomu, o ile taka decyzja zostanie podjęta. Są państwa, które Rosatom kusi. Na przykład Bangladesz, który nie płaci za budowę elektrowni. Moim zdaniem Polska jest bardziej niezależna i rozsądna.

Mam nadzieję, że Polska nie będzie klientem Rosatomu. Moim zdaniem byłoby to nieprzemyślane, m.in. ze względu na brak utrzymywania dyscypliny jakości budowanych obiektów. Widzimy jak obecnie w Rosji budowane są elektrownie jądrowe. Powstają dwa reaktory w Elektrowni Leningradzkiej i dwa w Woroneżu. W przypadku tej pierwszej w 2011 roku doszło do zawalenia części konstrukcji ochronnych. Nie było trzęsienia ziemi, a mimo to zawaliła się ona w biały dzień. Zobaczmy, jak budowana jest elektrownia jądrowa na Białorusi. Tam budowniczowie upuścili korpus reaktora, ale to wierzchołek góry lodowej. Ponadto przy budowie elektrowni ginęli ludzie. Chodzi o niską dyscyplinę technologiczną. Jeżeli giną ludzie, to znaczy, że nie są stosowane normy bezpieczeństwa. Wobec tego, jak oni mogą brać odpowiedzialność za budowaną instalację, skoro dochodzi do tego rodzaju wypadków?

Poza tym było kilka przypadków korupcji w Rosatomie. Między innymi wicedyrektor generalny spółki Jewgienij Jewstratow został oskarżony o przywłaszczenie pieniędzy przeznaczonych na zapewnienie bezpieczeństwa. To bardzo zły sygnał.

Dyrektor generalny spółki projektowej Gidropress (spółka zależna Rosatomu – przyp. red.) został złapany w momencie przyjęcia łapówki. Ta informacja pojawiła się w rosyjskiej telewizji. To nie są domysły ekologów. Tych ludzi ściga prokuratura. To jest specyfika Rosji. Nie wiem, jak jest w innych państwach. Być może są takie przypadki, że zdarzają się pewne niedociągnięcia przy budowie, ale mnie jako obywatelowi Rosji nie jest przyjemnie o tym mówić.

Czy wobec tego Rosatom można określić mianem atomowego Gazpromu?

Moim zdaniem tak. Status prawny Rosatomu daje monopol spółce na całą działalność związaną z energetyką jądrową. W pierwszej kolejności w wojsku, a następnie w produkcji energii elektrycznej, czy medycynie. Rosatom stworzył takie warunki, w których sam siebie kontroluje i sam pisze ustawy, ponieważ jest to spółka państwowa. Ta sytuacja pozbawia możliwości kontroli. Czy wie Pan, jaka była największa po Czarnobylu zmiana w światowej energetyce jądrowej? Stworzono organy nadzorcze niezależne od przemysłu. To w Rosji nie działa. Regulator istnieje, ale wobec Rosatomu ma on marginalne znaczenie. Rosatom szantażuje rząd ,,bombą atomową”. Nie chodzi o to, że buduje taką broń, ale jakiekolwiek zmniejszenie finansowania spółki doprowadzi do zmniejszenia zdolności obronnych państwa. To stwarza możliwość manipulowania rządem. Niestety obecnie Rosja nie jest zbyt demokratycznym państwem.

Byłbym szczęśliwy, gdyby Polska nie wzięła przykładu z Rosji, tylko z Litwy. Litwini przeprowadzili referendum, w którym zadano pytanie: czy należy budować nowe elektrownie jądrowe? To obywatele powinni podjąć tę decyzję. Tylko ogólnonarodowa dyskusja daje możliwość, aby zwolennicy i przeciwnicy atomu przedstawili swoje argumenty. Tylko tak można podejmować decyzje. Ryzyko wezmą na siebie wszyscy mieszkańcy, a państwowe korporacje na tym zyskają.

Z punku widzenia technologii uważam, że każda współczesna elektrownia jądrowa jest niebezpieczna. Nieważne czy jest ona rosyjska, koreańska czy chińska.

Dlaczego?

Są dwa rodzaje zagrożeń. Po pierwsze, każda elektrownia, ze względu na swoją pracę, co do zasady cierpi na pewne braki. Reaktor może przekształcić się w bombę i wybuchnąć. Poza tym każdy reaktor produkuje odpady, które trzeba magazynować i nie wiadomo do końca, co z nimi zrobić. One również mogą stanowić zagrożenie. Czego sektor jądrowy by nie mówił, to są to jednak istotne zagrożenia.

Jednak po awarii w japońskiej elektrowni jądrowej w Fukushimie normy bezpieczeństwa instalacji jądrowych zostały znacząco podniesione. Czy wobec tego nadal należy postrzegać atom jako zagrożenie, czy, być może, jako szansę na transformację energetyki na źródła wytwarzania bardziej przyjazne środowisku?

Uważam, że szans nie ma, zwłaszcza biorąc pod uwagę przedstawione wcześniej argumenty. Mówi się, że generałowie zawsze przygotowują się do kolejnej wojny w oparciu o poprzednią. Tak samo jest w przypadku Fukushimy. Teraz cały świat przygotowuje się do awarii w oparciu o scenariusz z Fukushimy. Chodzi o sytuację, w której awaria jest skutkiem czynników zewnętrznych, takich jak trzęsienie ziemi czy powódź. To dobrze, że instalacje jądrowe zaczęto bardziej chronić przed takimi zagrożeniami, ale są dziesiątki innych scenariuszy, jakimi może przebiegać awaria.

Czy wobec tego elektrownia jądrowa budowana w Ostrowcu stanowi zagrożenie dla państw Europy Środkowo-Wschodniej, w tym dla Polski?

Niestety tak. Istnieje dobrze opracowana w Austrii analiza rozprzestrzeniania się skażenia w powietrzu – Flexrisk. Wszystko zależy od warunków pogodowych. Byłem zaskoczony, że mimo iż Ostrowiec znajduje się w odległości ok. 500 km od Warszawy, istnieje scenariusz, który zakłada, że w przypadku wystąpienia awarii, konieczna będzie ewakuacja jej mieszkańców. Proszę również zwrócić uwagę na moc reaktorów, która została zwiększona. To oznacza więcej paliwa jądrowego i więcej odpadów.

Ostrowiec jest niebezpieczny. Oni mają świadomość ryzyka związanego z energetyką jądrową oraz specyficznymi zagrożeniami związanymi z Rosatomem, o których wcześniej mówiłem. Ponadto na Białorusi brakuje silnego regulatora. Na Białorusi energetyka jądrowa to w pełni polityczny projekt, szczególnie od 2008 roku, czyli momentu, kiedy Aleksander Łukaszenka zaczął go wspierać.

Pragnę zwrócić uwagę, że na Białorusi brakuje edukacji na temat energetyki jądrowej. Normalny człowiek, świadomy niebezpieczeństw, nie może odnosić się spokojnie do atomu. Dlaczego ludzie nie są tam edukowani? Mieszkańcy mogą uwierzyć we wszystkie bajki. W latach siedemdziesiątych w podręcznikach do fizyki w Związku Radzieckim pisano, że energetyka jądrowa to główny kierunek rozwoju. To już dawno temu przestało działać. Dodatkowym zagrożeniem jest to, że władze w Mińsku nie słuchają przeciwników.

Białorusini liczą, że Litwini kupią energię z Ostrowca. Do tego nie dojdzie. Cieszę się, że w tym względzie Polska wsparła Litwę. Owszem, Polska nie zamierzała kupować tej energii, ponieważ wystarczy jej własnych mocy. Kupowanie energii z niebezpiecznej elektrowni, która jest źródłem poważnego konfliktu między Litwą i Białorusią nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Dobrze, że Polska w tym nie uczestniczy.

Niedawno Łukaszenka, zwracając się do obywateli stwierdził, że na razie nikt nie mógł wyjaśnić jak elektrownia będzie wkomponowana w gospodarkę państwa. Od roku na Białorusi budowana jest elektrownia i mimo to nadal brakuje realnej oceny sytuacji.

Rozmawiał Piotr Stępiński

Jakóbik: Atom dla Polski. Obawy przed Rosatomem to nie rusofobia