Baca-Pogorzelska: Gdzie diabeł nie może, tam babę do kopalni w piątek trzynastego wyśle

16 lipca 2018, 16:00 Energetyka

10 lat po wypowiedzeniu przez Polskę konwencji o zakazie pracy kobiet pod ziemią sprawdziłyśmy na Pniówku (JSW) z koleżankami z innych redakcji, czy zgodnie z ówczesnymi lamentami związkowców szturmują kopalnie – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka „Dziennika Gazety Prawnej”.

Fot.: Rafał Bilat JSW

Co może być gorsze w kopalni na dole niż zgodnie z górniczymi przesądami przynosząca pecha baba? Piątek trzynastego? A może 8 kobiet w piątek trzynastego?

Wraz z Moniką Krasińską z Radia Katowice, Justyną Piszczatowską z portalu Wysokienapiecie.pl, Kamilą Wajszczuk z ISB News i Barbarą Oksińską z Rzeczpospolitej oraz trzema przedstawicielkami Jastrzębskiej Spółki Węglowej (m.in. Teresą Witek, szefową gabinetu prezesa, która pomogła nam ten sabat zorganizować) testowałyśmy wytrzymałość górników w kopalni Pniówek. Reakcje, jak zawsze, bardzo różne. Od „o szlag”, przez „cieszy oczy” po resztę nie nadającą się do cytowania (i nie mówię tu o propozycji mycia pleców po wyjeździe, co jest swoją drogą ciekawe, że to jedna z nielicznych części ciała pozostająca względnie czysta po wizycie na dole).

Jednak statystyki dotyczące kobiet pod ziemią w piątek znacząco zawyżyłyśmy. Tych pracujących na dole, nie tylko na zatrudniającym ok. 5000 ludzi Pniówku, naprawdę jest niewiele. Zjeżdżających codziennie na dół jest może kilkanaście w Polsce. Zjeżdżających kilka razy w miesiącu – może kilkadziesiąt. A pamiętam jak związkowcy płakali, gdy Polska 10 lat temu zobowiązana została do wypowiedzenia obowiązującej 50 lat konwencji o zakazie pracy kobiet pod ziemią. Że baby na pewno chleb chłopom odbierać będą. Że nie znają się, a będą się pchać. Że naruszą ten ich mocno intymny świat pełen tabaki i słów na K (oczywiście kask mam na myśli – w piątek w nie za wysokiej ścianie na poziomie 830 m mi głowę uratował kilkanaście razy). I jakoś tłumów nie widać. A zapewniam, że w górnictwie rąk do pracy brakuje po tym jak przy okazji procesów likwidacji kopalń doświadczeni górnicy idą na urlopy górnicze płatne 75 proc., gdy do emerytury zostają im mniej niż cztery lata albo decydują się na jednorazowe odprawy pieniężne.

W Pniówku udało się nam nic nie zepsuć (przyznaję, że gdy pod koniec maja byłam na dole w Knurowie taśma odstawy z przodka trochę się zbuntowała, ale ja nie mam z tym nic wspólnego), miło było powspominać z Moniką Krasińską i obecnym szefem tej kopalni pierwszy babski zjazd na najgłębszy poziom wydobywczy w Polsce, czyli 1290 m w Budryku, sprawdzić najnowsze rodzaje tabaki czy dowiedzieć się, że przez niemal 45 lat pracy Pniówek wyfedrował 133 mln ton węgla, a jego obecne zasoby ok. 180 mln ton pozwolą mu pracować do 50 lat. Mówimy oczywiście o węglu koksowym – bazie do produkcji stali. Jastrzębska Spółka Węglowa jest największym w UE producentem tego surowca, a niebawem po zamknięciu czeskich kopalń stanie się praktycznie monopolistą.
Jednak z wielu innych przyczyn wiele branżowych oczu będzie patrzeć na Pniówek w najbliższym czasie. JSW bowiem zapowiedziała, że to od strony tej właśnie kopalni ma zamiar sięgnąć po węgiel ze złoża kopalni Krupiński, którą zamknęła w ubiegłym roku a o której reaktywację stara się brytyjski Tamar. JSW od stycznia ma koncesję badawczą na to złoże. Czy to Pniówek odegra decydującą rolę w tej sztuce? Przekonamy się niebawem zwłaszcza, że decyzja w sprawie przyszłości nieczynnego Krupińskiego spodziewana jest w ciągu najbliższych dni.