Baca-Pogorzelska: Klucz do zamkniętej kopalni

27 marca 2017, 07:30 Energetyka

– Ekonomia, sentymenty, czy jednak polityka? Zastanawiam się, co przede wszystkim decyduje o tym, które kopalnie w Polsce są zamykane. Nie zawsze bowiem widzę tu logiczną konsekwencję – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.

Nie chcę się po raz kolejny pochylać nad tym, że PiS obiecywał, że zamykania kopalń nie będzie. Donald Tusk w 2014 roku w Katowicach mówił dokładnie to samo. A teraz mamy efekt tego, że przez lata politycy obchodzili się z górnictwem węgla kamiennego jak ze śmierdzącym jajkiem – lepiej nie ruszać. Konsekwencje tego ponosimy wszyscy. Po pierwsze – górnicy, których dotychczasowe miejsca pracy jednak znikają. Po drugie – podatnicy, bo to przecież firmy z dominującym udziałem Skarbu Państwa ratują czarny sektor, który wpadł w czarną dziurę. Tyle tylko, że spirala nonsensu nakręca się coraz bardziej.

Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja naprawdę doceniam to, że obecny rząd w ogóle zajął się sprawą restrukturyzacji przemysłu węglowego. To było nieuniknione. A że mówił, że zamykania kopalń nie będzie – jeśli ktoś wierzy w slogany kampanii wyborczej, to współczuję. Dziś bowiem stawianie na nogi sektora węgla kamiennego wymaga trudnych decyzji. Tak trudnych, że bez likwidacji kopalń ratunek możliwy nie będzie. I myślę, że co do tego jesteśmy zgodni.

Sek w tym, że nie do końca rozumiem, jaki jest klucz typowania kopalń do zamknięcia. W wielu przypadkach bowiem mam wrażenie, że albo ktoś sobie rzucał monetą, albo wyciągał zapałkę bez łebka. Czasem bowiem kopalnie, które w oczywisty sposób powinny być typowane do likwidacji lub nawet od lat były nagle stają się czempionami i okazuje się, że o ich likwidacji nie ma mowy, węglowe wskrzeszenie Łazarza. I na odwrót – nagle słyszymy o tym, że jakaś kopalnia ma gigantyczną stratę i szast – prast, zaraz będzie po niej. Konkrety? Proszę bardzo.
Zacznę od Krupińskiego, który do 31 marca 2017 r. ma trafić do Spółki Restrukturyzacji Kopalń czyli do likwidacji. Wydobycie w zakładzie stanęło, trwa demontaż maszyn. Msze na Wawelu na razie też nie pomogły. A minister energii Krzysztof Tchórzewski w przypadku tej kopalni jest tak niesamowicie zawzięty w swoim „nie” dla jej ratowania jak chyba w przypadku żadnej decyzji, którą podjął od początku swego urzędowania.

Niezaprzeczalny jest fakt, że Krupiński przez dekadę przyniósł Jastrzębskiej Spółce Węglowej niemal 1 mld zł fedrując węgiel energetyczny zamiast koksowego (JSW jest największym w UE producentem tego właśnie paliwa – bazy do produkcji stali). Niezaprzeczalny jest fakt, że zamknięcie tego zakładu wydobywczego jest warunkiem umowy restrukturyzacyjnej JSW z bankami. Jednak również niezaprzeczalny jest fakt, że w czerwcu 2016 r. wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski zapewniał w Sejmie, że nie ma planu przeniesienia Krupińskiego do SRK, po czym dwa miesiące później zarząd firmy podjął decyzję o zamknięciu tej kopalni. Na marginesie dodam tylko, że to minister Tobiszowski jest autorem słów o tym, że „Suszec to nie Ruda Śląska” (dla niewtajemniczonych – kopalnia Krupiński jest w Suszcu, a to nie jest okręg wyborczy pana ministra pochodzącego z Rudy Śląskiej). A skoro już przy rudzie jesteśmy. Jest taka kopalnia. Ruda. Powstała w ubiegłym roku z połączenia Pokoju, Bielszowic i Halemby-Wirka. Ci, którzy mają dobrą pamięć doskonale wiedzą, że Halemba miała być likwidowana już wiele lat temu. W 2010 r. doskonale pamiętam moją rozmowę z ówczesnym wicepremierem i ministrem gospodarki, Waldemarem Pawlakiem, który zupełnie poważnie brał pod uwagę zamknięcie tego zakładu. 180 mln zł strat rocznie piechotą nie chodzi. Ba, podobne przymiarki na przełomie 2014 i 2015 r. czyniono w przypadku kopalni Pokój. Ale to też Ruda Śląska.

Parafrazując słowa ministra Tobiszowskiego: Polska Grupa Górnicza to nie JSW, prawda? JSW jest na giełdzie, trzeba przynajmniej stwarzać pozory ekonomicznego działania. A w PGG kto by się takimi rzeczami przejmował. I co z tego, że w 2016 roku to właśnie Halemba najbardziej zawaliła z planem wydobywczym nie produkując aż 57 proc. zaplanowanej ilości węgla? Ważne, że jest sukces, bo PGG ogólnie ma niższą stratę niż zakładano (czyli zamiast ok. 370 mln zł pod kreską ok. 325 mln zł na minusie). A że to sukces patykiem na wodzie pisany? Nie szkodzi. Jest na tyle dobrze, że górnicy tej spółki dostaną jeszcze nagrody finansowe za ubiegły rok. Minister Tchórzewski nie ukrywał zresztą, że restrukturyzacja sektora węglowego ma swoją cenę. Na marginesie dodam, że nie tylko taką – prezydent podpisał bowiem właśnie skandaliczną poprawkę w ustawie górniczej wprowadzającą urlopy górnicze także dla etatowych związkowców.

Idźmy dalej.

Na liście kopalń do zamknięcia zgłoszonej przez polską stronę w Brukseli (Komisja Europejska w listopadzie zatwierdziła nam 8 mld pomocy publicznej na likwidację kopalń) znalazły się oprócz wspomnianego na początku Krupińskiego kopalnie Rydułtowy, Sośnica, Pokój I, Makoszowy i ruch Śląsk kopalni Wujek. Szefostwo PGG zrobiło kilka miesięcy temu wielkie oczy widząc tam Rydułtowy będące częścią kopalni ROW. Sośnica z kolei generując 150 mln zł strat rocznie też nie miała większych szans na przetrwanie, jednak ponieważ poprawiła wyniki (co nie dziwi, jeśli w kopalni są wstrzymywane wszystkie roboty przygotowawcze) na razie ma pracować, jednak pojawiają się głosy, że do końca 2018 r. jednak trafi do SRK, by przy jej likwidacji można jednak skorzystać ze środków budżetowych. A to jest możliwe tylko do końca przyszłego roku. Z tego miejsca powinnam pozdrowić związek zawodowy Sierpień 80, który wielokrotnie zarzucał mi, że o zamknięciu Sośnicy w ogóle nie ma nigdzie mowy…

Sprawa Pokoju I jest łatwiejsza – do SRK wchodzi infrastruktura powierzchniowa, a kopalnia w ramach zakładu Ruda fedruje teoretycznie dalej.

Kopalnia Makoszowy już jest zamknięta – żywota dokonała z końcem 2016 r. w SRK po tym, jak półtora roku wcześniej po 10 latach została odłączona od Sośnicy. Pytanie, która z nich była gorsza pozostawiam jednak otwarte.

I wreszcie ruch Śląsk kopalni Wujek – jeden z najtrudniejszych i najniebezpieczniejszych zakładów wydobywczych w Polsce. Na dodatek z węglem, na który nie ma zbytu, bo jest za dobry dla energetyki a za słaby dla koksownictwa (w dużym uproszczeniu). A nikt dziś nie wybuduje tam zakładu przeróbczego pozwalającego na przygotowanie odpowiedniego paliwa.

Jednak w toku negocjacji o połączeniu Polskiej Grupy Górniczej i Katowickiego Holdingu Węglowego pojawił się pomysł, by połowę Śląska oddać do SRK, a drugą przyłączyć do kopalni Ruda. Technicznie możliwe. Ale czy logiczne? Nie wiem. Jeśli po to, by wybrać udostępnione złoża – to w porządku. Ale jeśli tylko po to by trwać – zupełnie bez sensu.

Lista teoretycznie się skończyła, ale… no właśnie. Mamy jeszcze taką kopalnię Wieczorek, której po prostu kończy się węgiel. Z przyczyn zupełnie dla mnie niepojętych na zatwierdzonej w Brukseli liście Wieczorka nie ma, a likwidowany będzie – pierwsza część jego majątku ma trafić do SRK już  z końcem tego miesiąca. Może i tu się komuś palec omsknął na klawiaturze?