Baca-Pogorzelska: Odmiana węgla przez przypadki – katastrofacz

6 lutego 2017, 14:15 Energetyka

– Siedem przypadków deklinacji słowa „węgiel” to za mało. Za chwilę konieczny będzie ósmy, gdy wyprowadzimy z równowagi Komisję Europejską. A to będzie już „katastrofacz” – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.

Kopalnia Krupiński / fot. Wikimedia Commons

Zastanawiam się, w co Polska bawi się z Brukselą w sprawach sektora węgla kamiennego. W kotka i myszkę – nie. W wilka i zająca – chyba też nie. Ale może bezczelna pewność siebie jest akurat w cenie i pozwoli nam ugrać to, co chcemy?

18 listopada 2016 r. Komisja Europejska notyfikowała niemal 8 mld zł pomocy publicznej na likwidację nierentownych kopalń do końca 2018 r. To oznacza, że budżet państwa może spokojnie finansować urlopy górnicze, prace likwidacyjne, zadania odwadniające nieczynne zakłady tak, by nie zagroziły czynnym itp. W wysłanym do Brukseli przez polski rząd wniosku znalazło się sześć kopalń, których likwidację zapowiedzieliśmy. My, czyli polski rząd PiS-u, bo wniosek do KE został wysłany we wrześniu 2016 r. My, czyli Ministerstwo Energii nadzorujące sektor czarnego złota. My, czyli Polacy, bo przecież budżet powstaje z naszych podatków.

Wydawało się, że mityczna notyfikacja, o której słyszeliśmy od miesięcy zamknie na chwilę temat w górnictwa po to, by wreszcie można było robić, a nie tylko gadać. Okazuje się jednak, że polski rząd będzie próbował „jechać po bandzie” (choć wcale nie wiem, czy takie określenie jeszcze funkcjonuje). Jeszcze nie opadły emocje po notyfikacji, jeszcze nie odetchnęliśmy z ulgą, że unijni urzędnicy jakimś cudem nie zażądali wyjaśnień na temat inżynierii finansowej Polskiej Grupy Górniczej, a już zaczynamy niebezpieczną zabawę zapałkami.

Polska strona bowiem już kombinuje, jak tu zadziałać, by nie wywiązać się z obietnic danych Komisji Europejskiej. Z hukiem zamknęliśmy kopalnię Makoszowy pod koniec ubiegłego roku, więc może się nabiorą? A my tu sobie po cichutku spróbujemy sprawić, by wpisane tam pozostałe zakłady – kopalnie Sośnica, Rydułtowy, Krupiński oraz ruch Śląsk kopalni Wujek i Pokój I – jakoś uratować. Polska Grupa Górnicza mówi wprost, że Rydułtowy jako część kopalni zespolonej ROW zasadniczo nadal będą działać. Sośnica poprawiła wyniki, więc może się też uratować (nieważne, że naciągane wyniki pokazują, że jest lepiej, bo nie są obarczone kosztami robót przygotowawczych, które od tygodni w gliwickim zakładzie nie są w ogóle prowadzone).

Z kolei o kopalnię Krupiński walczy organizacja KWK Wspólnota na czele z Krzysztofem Tytko (były dyrektor m.in. kopalni Czeczott) przekonując, że jej złoża, które starczą na jeszcze kilkadziesiąt lat można zagospodarować poza strukturami Jastrzębskiej Spółki Węglowej, która nie ma na to pieniędzy. KWK Wspólnota proponuje również z czasem zmianę nazwy kopalni Krupiński w Suszcu na KWK Kaczyński, by podkreślić rolę „dobrej zmiany w górnictwie” (nie, to nie jest Asz Dziennik – uprzedzając pytania).

Pokój I to infrastruktura powierzchniowa kopalni Pokój będącej od lipca częścią kopalni zespolonej Ruda, więc tu wielkiego problemu likwidacji/zamykania/wygaszania/usypiania/wyciszania* (*niepotrzebne skreślić) nie będzie.Natomiast ruch Śląsk kopalni Wujek może być zaś ceną połączenia Polskiej Grupy Górniczej i Katowickiego Holdingu Węglowego. W końcu wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski pochodzący z Rudy Śląskiej ma alergię na zamykanie kopalń w Rudzie, więc naprawdę się nie zdziwię, gdy Śląsk będący w strukturach KHW zostanie przyłączony do kopalni Ruda należącej do PGG.

A to chyba oczywiste, że związkowcy z KHW w tej sytuacji połączenia już tak bardzo blokować nie będą. Swoją drogą cała ta kosmiczna fuzja będzie niewątpliwie oczkiem w głowie unijnych urzędników. No bo jak my im logicznie wytłumaczymy, że nie damy KHW 700 mln zł na restrukturyzację, ale damy 1,1 mld zł (jak nie więcej, bo 1,4 mld zł to kwota, która już się pojawia) Polskiej Grupie Górniczej na przejęcie i zrestrukturyzowanie KHW, podczas gdy PGG w 2016 r. dostała ponad 2 mld zł dokapitalizowania i sama do końca nadal się nie zrestrukturyzowała?

Być może jest to precyzyjnie przygotowane górnicze samobójstwo, być może jednak są rzeczy, o których nie wiemy – np. polityczny deal, w którym UE znowu przymknie oko na nasze szaleństwa w górnictwie w zamian za poparcie czegoś, czego dotychczas nie popieraliśmy. Oczywiście, że Polska musi bronić polskiego węgla i tu stanowisko rządu w ogóle nie dziwi.

Ale w sytuacji, gdy UE jest nastawiona tak antywęglowo jak dzisiaj, a my przy okazji informujemy wszem i wobec, że nie zbudujemy elektrowni atomowej, oraz mamy zupełnie w poważaniu budowę morskich farm wiatrowych, a te na lądzie już sobie odpowiednio zablokowaliśmy, mam wrażenie, że możemy mieć spore kłopoty. No, ale to dopiero ósmy przypadek, „katastrofacz” – i po węglu. Do tego czasu poobserwujemy sobie prawdziwy górniczy thriller.