Bartosiak: Ostrożnie z brygadą LITPOLUKR

20 stycznia 2015, 12:02 Bezpieczeństwo

Podczas wizyty na Ukrainie wiceminister MON Robert Kupiecki rozmawiał z ukraińskimi partnerami m.in. o projektach służących transformacji ukraińskich sił zbrojnych w tym o współpracy w ramach brygady LITPOLUKR. Czy Polska powinna dążyć do przyspieszenia rozbudowy brygady? – Wręcz przeciwnie. Uważam, że tempo rozwoju wielonarodowej brygady powinno być rozważnie wstrzymane – utrzymuje w rozmowie z naszym portalem Jacek Bartosiak, analityk oraz członek Rady Fundacji Narodowe Centrum Studiów Strategicznych.

– Polski rząd stara się uniknąć takiego zaangażowania na Ukrainie, jakiego może niektórzy oczekiwaliby. Zwłaszcza, że również Amerykanie nie palą się specjalnie do zaznaczania swej obecności, więc i my nie chcemy być pierwszymi, którzy zostaną narażeni na konfrontację – mówi ekspert. – Stany Zjednoczone potrzebują współpracy z Rosją w innych obszarach geopolityki a pozostali sojusznicy też nie mają jednolitego stanowiska wobec konfliktu. Unikając głębszego zaangażowania, unikamy sytuacji, w której naszymi rękami byłyby załatwiane cudze interesy.

– Dlatego osobiście uważam, że tempo rozwoju brygady powinno być wstrzymane – podkreśla Bartosiak. – Należałoby wpierw dokładnie zastanowić się, do czego miałaby ta brygada służyć i jak miałaby wyglądać kwestia dowodzenia. Pamiętajmy, że Ukraina jest w stanie wojny, stąd tworzenie wspólnej jednostki wojskowej z krajem, który jest w stanie wojny rodzi określone konsekwencje dla państwa polskiego. Gdyby na Ukrainie pojawiła się jednostka wojskowa z udziałem naszych żołnierzy, to Polska stałaby się zakładnikiem.

Ekspert wątpi też w wartość bojową wielonarodowych oddziałów i pododdziałów. – Armie mają różne struktury dowodzenia, odmienne systemy logistyczne. Zwróćmy uwagę, że na świecie nigdzie nie ma łączonych jednostek które działałyby sprawnie w warunkach bitewnych. Taka jednostka jak LITPOLUKRBRIG ma więc raczej charakter propagatorsko-propagandowy – sądzi nasz rozmówca, po czym doprecyzowuje: – No bo kto byłby dowódcą brygady w czasie działań bojowych? W sytuacji pokoju dowódcą może być na papierze każdy, ale kto i w imię czyich interesów narodowych wydawałby rozkazy na polu bitwy, kiedy sekundy decydują o utracie żołnierzy i sprzętu bojowego? Idealistyczne założenia nie sprawdzają się w realnych uwarunkowaniach. Kryzys ukraiński pokazuje, jakie są realia i Ukraina de facto jest sama na placu boju – mówi Bartosiak.

Czy w takim razie wielonarodową brygadę można porównać do szpicy NATO? Ekspert temu zaprzecza: –  Nie. Po pierwsze, Ukraina nie jest członkiem NATO a my jesteśmy, i to na wschodniej flance Paktu. Naprzeciwko mamy Rosję, potężne państwo z bronią atomową. Szpica powstaje pod egidą NATO i ma parasol atomowy Stanów Zjednoczonych. A po drugie, to zobaczymy, czy szpica powstanie. Na razie dynamika jej tworzenia nie powala na kolana. A jak już powstanie, to oby też nie znalazła się w sytuacji bojowej, bo mogłoby się okazać, że dowódcy myślą inaczej, niż podwładni, że inaczej myślą Polacy, inaczej Niemcy a jeszcze inaczej Holendrzy. Szpica w warunkach bojowych może się rozpaść jak bańka mydlana.

– Jestem bardzo sceptyczny wobec takich multinarodowych ugrupowań bojowych. Nawet w czasie II wojny światowej armie sprzymierzone miały charakter unitarny – kończy Bartosiak.