Bolesta: Nie budujmy energetyki na lękach

7 października 2016, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Krzysztof Bolesta

Polityka Insight

Globalne porozumienie klimatyczne, a właściwie jego brak, było dla Polski stałym argumentem w walce o ulgowe traktowanie w europejskich negocjacjach klimatycznych. 3 września 2016 r. wraz z ratyfikacją globalnej umowy przez USA i Chiny argument ten spektakularnie się zdezaktualizował.

Europa liderem, Polska moralnym zwycięzcą

W trakcie negocjacji pierwszego pakietu klimatycznego w ramach Unii Europejskiej Polska przywoływała problem braku podobnych narzędzi na szczeblu globalnym oraz groźbę utraty konkurencyjności przez Europę na rzecz USA i państw rozwijających się. Polski argument miał wtedy sens. Stany Zjednoczone pod przewodnictwem George’a W. Busha nie ukrywały swojego sceptycyzmu wobec polityki klimatycznej. Chiny znajdujące się na ścieżce karkołomnego wzrostu gospodarki nie dopuszczały dyskusji nad jakimikolwiek kwestiami mogącymi ten wzrost spowolnić. Rosja i Brazylia prężyły muskuły na sterydach rosnących cen surowców. Indie nie były absolutnie zainteresowane wdrażaniem polityki, która może je cokolwiek kosztować. Reszta istotnych graczy przezornie nie zajmowała wyrazistego stanowiska.

Globalne porozumienie klimatyczne, a właściwie jego brak, było dla Polski stałym argumentem w walce o ulgowe traktowanie w europejskich negocjacjach klimatycznych. Europa znalazła się na polu polityki klimatycznej praktycznie sama i była z tego powodu bardzo zadowolona. Mogła swobodnie kształtować swoje stanowisko będąc zakładnikiem jedynie ambicji swoich państw członkowskich. Chęć odgrywania roli lidera w śrubowaniu celów redukcji gazów cieplarnianych była tak duża, że pierwszy pakiet klimatyczny został przeprowadzony przez unijną maszynkę legislacyjną w rekordowym czasie 12 miesięcy (od stycznia do grudnia 2008 r.). Wiodące role w sterowaniu klimatycznych regulacji przez unijny proces decyzyjny odegrały Niemcy oraz Francja. Ci pierwsi doprowadzili do uzgodnień celów pakietu na szczeblu politycznym w 2007 r. Drudzy natomiast domknęli przyjęcie odpowiednich regulacji w drugiej połowie 2008 r. Silne wsparcie liderom procesu zapewniły Wielka Brytania oraz szykująca się na sukces globalnych negocjacji klimatycznych w Kopenhadze w 2009 r. Dania.

Polska w negocjacjach pierwszego pakietu została doprowadzona do sytuacji „nie chcę, ale muszę”. Presja polityczna ze strony dużych państw spowodowała, że za cenę derogacji i rekompensat nasz kraj, tak jak wszystkie państwa UE przyjął na siebie konkretne zobowiązania redukcyjne.

W tej dużej rozgrywce polska energetyka stała się zakładnikiem ambicji polityków Europy Zachodniej, ale zakładnikiem, który mimo uzgodnienia pakietu klimatycznego czuł się moralnym zwycięzcą. Zaślepiona ambicją Europa wystawiała swój przemysł na trudną próbę. Polska dostała rekompensaty, które pozwalały na to, aby funkcjonować dalej w przekonaniu, że nas ta fanaberia nie dotyczy, a za chwilę wszystko wróci do normy. Wypadki potoczyły się zupełnie inaczej.

Skutkiem pierwszego pakietu energetycznego było wystawienie przez Europę swojego przemysłu na trudną próbę. Polska jednak dostała rekompensaty, które pozwalały na to, aby funkcjonować dalej w przekonaniu, że nas ta fanaberia nie dotyczy, a za chwilę wszystko wróci do normy.

Nowy klimatyczny porządek świata

Podczas szczytu G20 w Chinach prezydent USA Barack Obama oraz prezydent Chin Xi Jinping ogłosili, że ratyfikują globalne porozumienie klimatyczne, które (wszystko na to wskazuje) wejdzie w życie od 2020 roku i obejmie swym zasięgiem większość państw świata. Kiedy liderzy USA i Chin ogłaszali ratyfikację Europejczycy nie kryjąc wstydu podpierali ściany. Po ambicji nie zostało śladu. Europa z lidera polityki klimatycznej zamieniła się w outsidera. Przez 10 lat klimatyczny porządek świata wywrócił się do góry nogami.

Schyłek Europy jako giganta polityki klimatycznej rozpoczął się w Kopenhadze, kiedy to globalne negocjacje uniknęły klęski dzięki prezydentowi Obamie, który razem z najważniejszymi graczami uzgodnił ratujący twarz najniższy wspólny mianownik. Globalnej umowy nie zawarto, ale proces negocjacji został uratowany. Przedstawiciela UE nie było nawet w pokoju rozmów.

Ratyfikacja globalnego porozumienia klimatycznego przez USA i Chiny oznacza, że Europa w ciągu 10 lat z lidera polityki klimatycznej zamieniła się w outsidera.

Globalny kryzys finansowy wpłynął na kontynuację zmian w priorytetach europejskich liderów. Nie ma już dziś śladu po przepełnionych pewnością siebie politykach, którzy za cel postawili sobie nauczyć innych jak budować niskoemisyjną gospodarkę. Klimat wypadł z pierwszych linijek przemówień w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Portugalii, Włoszech, a nawet w Danii. Ale wbrew temu co wydawało się klimatycznym sceptykom, temat ten nie odszedł do lamusa. Pałeczkę przejęły inne państwa.

W Chinach troska o tempo wzrostu została zastąpiona troską o jakość wzrostu. Istotnym elementem nowego myślenia jest jakość powietrza. W USA Obama ma ambicje zostać zapamiętanym jako najbardziej zielony prezydent. Ułatwia mu to łupkowa rewolucja, która doprowadziła do tego, że w kwietniu 2015 r. po raz pierwszy w historii więcej prądu wytworzono z gazu niż z węgla. Narendra Modi zanim został premierem Indii rozruszał gospodarkę stanu Gujarat jako jego gubernator inwestując w odnawialne źródła energii. Teraz jako premier chce ten model powielić na szczeblu krajowym.

Polska nadal w okopach

Na kilka lat przed wejściem w życie globalnego porozumienia klimatycznego Polska znalazła się w bardzo niewygodnej sytuacji. Przestał mieć znaczenie argument, że świat nie idzie po śladach Europy. Świat Europę po prostu wyprzedził. Można argumentować że Chiny inwestują nie w klimat lecz w czyste powietrze. Można też spekulować, że Obama nie przeforsuje globalnego porozumienia i narzędzi polityki klimatycznej z pominięciem Kongresu. Jedno jest jednak pewne: klimat wszedł do pierwszej ligi problemów globalnego świata i nie można już powiedzieć że jest to fanaberia.

Tymczasem polska energetyka została uśpiona derogacjami pierwszego pakietu klimatycznego, a po uzgodnieniach kolejnych derogacji w ramach drugiego pakietu w 2014 r. może zostać całkiem zakonserwowana. System darmowych pozwoleń na emisję CO2 wbrew oczekiwaniom nie wykreował fali inwestycji w wytwarzanie. Wszystko wskazuje na to, że do 2030 r. nic się w tej materii nie zmieni. Energetyka funkcjonuje w fałszywym przekonaniu, że Polska wyrwie się za chwilę spod reżimu unijnego pręgierza klimatycznego i znów modne będą duże bloki węglowe.

Polska energetyka funkcjonuje w fałszywym przekonaniu, że nasz kraj wyrwie się za chwilę spod reżimu unijnego pręgierza klimatycznego i znów modne będą duże bloki węglowe. Owszem, paliwa kopalne będą jeszcze długo elementem energetycznego obrazka, nawet w Europie, ale budowa nowego bloku węglowego to jednak już gospodarcze science­‑fiction. Ratyfikacja porozumienia paryskiego przez największe gospodarki potwierdza, że od narzędzi polityki klimatycznej odwrotu nie ma i trzeba się z nią wreszcie zmierzyć, zamiast otulać się kokonem derogacji.

Aktualny pomysł na energetykę w Polsce to mieszanka lęku przed drogim CO2, gazem z Rosji, upadkiem górnictwa i tanim prądem z Niemiec. Jeśli chcemy budować nowoczesną energetykę to na lękach na pewno nam się to nie uda. Mamy jeszcze szansę na silny sektor energetyczny w Polsce ale żeby go unowocześnić trzeba nabrać trochę odwagi. Na początek przestańmy się bać polityki klimatycznej. Najważniejsze gospodarki świata już wymyśliły jak ją wykorzystać na narodowe potrzeby. Warto się od nich uczyć.

Centrum Strategii Energetycznych