Chiński Mur nie chroni przed kryzysem

10 lipca 2015, 08:04 Energetyka

KOMENTARZ

Teresa Wójcik

Redaktor BiznesAlert.pl

Tonący chiński rynek akcji fatalnie podmywa rynek ropy. Chiny są jednym z największych  światowych konsumentów tego paliwa. Chiński krach na giełdzie uderzy także w Rosję jako dostawcy ropy i gazu do Chin.

BRICS zaakceptował wczoraj w Ufie,  jako swoją strategię „rozszerzanie długoterminowych dostaw energii wzmacniających bezpieczeństwo energetyczne”.

Przyjęty dokument zalecił także współpracę w dziedzinie inwestycji energetycznych w krajach członkowskich, w tym projektów w dziedzinie ropy naftowej, gazu i energii, rozwoju infrastruktury przesyłowej.

Wg. tej strategii BRICS powinien też promować eksplorację energetycznych zasobów mineralnych twardych ( czyli węgla) oraz rozwój technologii służących do ich produkcji. Strategia więc opiera się na kontraktach długoterminowych  realizowanych  głównie przez rurociągi  (w trójkącie Rosja – Chiny – Indie) z uwzględnieniem węgla. Rola Chin w tej strategii w założeniu jest przesądzająca. Zarówno jako odbiorcy ropy i gazu, jak też kredytodawcy dysponującego największymi środkami na wspólne inwestycje energetyczne.

Realizacja tego bardzo ambitnego programu wymaga kolosalnych środków finansowych. Tymczasem  w uważanym za najsilniejsze gospodarczo państwie BRICS, tych środków brakuje. Spowolnienie w Chinach trwa już od dłuższego czasu, a według  prognozy MFW, w tym roku to Indie wyprzedzą Chiny pod względem wzrostu gospodarczego. Jednak nikt nie spodziewał się, że chiński balon finansowy pęknie właśnie teraz i z tak bardzo negatywnym skutkiem. Straty firm chińskich, w tym najważniejszych państwowych, także z sektora energetyki, od 7 lipca  przekroczyły już 3,5 bln dol.

Financial Times przypomniał, że jeszcze kilka miesięcy temu chiński rynek papierów wartościowych  był liderem wzrostu. Dziś skala kryzysu jest tak ogromna, że wielu ekspertów uważa, iż Chiny już stają się katalizatorem nowej fali światowego kryzysu gospodarczego. Może być on groźniejszy niż kryzys finansowy  lat 2008 – 2009,  ponieważ rozpoczął się wprost od finansów firm państwowych.

Kryzys w USA w 2008 r. rozpoczął się od bezmyślnego optymizmu w zaciąganiu dużych kredytów na rynku nieruchomości, ale był to wyłącznie sektor prywatny. Kryzys chiński jest produktem świadomej działalności państwa, które posługiwało się spekulacyjnymi metodami rozdymania bańki finansowej  w celu zwiększenia bogactwa gospodarczego kraju. Rzecz w tym, że nikt dotychczas na taką skalę tego nie robił.  Do tego chińska gospodarka, a także giełdy w Szanghaju i Hong-Kongu  były za mocno przegrzane, podkręcane polityką finansową Pekinu.  Przypomniał to wczoraj wieczorem  Chen Zhiwu, profesor finansów na Uniwersytecie Yale.

Reakcja chińskich władz była błyskawiczna:  bezwzględny zakaz sprzedaży akcji chińskich spółek państwowych , aby powstrzymać załamanie chińskiej giełdy.

Setki wielkich czołowych firm  musiało zatrzymać obrót  swoich papierów wartościowych na parkietach Szanghaju i Hong-Kongu. Dostęp do giełdy straciły największe firmy w kraju. Są wśród nich wielkie koncerny sektora energii, CNOOC, Sinopec, China National Petroleum Corporation (CNPC) i PetroChina,  które znacznie chętniej niż z kredytów, korzystały z kapitalizacji giełdowej oraz ze sprzedaży obligacji. Utrata dostępu do giełdy jest dla nich blokadą dostępu do środków finansowych.

Władze chińskie wyjaśniają  to wszystko troską o inwestorów i chęć zamrożenia histerycznej  zmienność rynku akcji. Wszyscy aktorzy chińskiego rynku  starają się zatrzymać, a raczej na razie choćby spowolnić katastrofalny spadek wartości chińskich papierów. Skarb państwa  usiłuje ustabilizować główne indeksy, skupując akcje spółek o wysokiej kapitalizacji rynkowej, zmniejszając pierwszą ofertę publiczną i opłaty transakcyjne. Ale to wszystko na razie nie daje najmniejszych efektów. Pozytywnych efektów, bo negatywnych jest coraz więcej na rynku finansowym i na rynku realnym.

Spadek popytu na surowce  towarzyszy każdemu załamaniu w gospodarce. W Chinach z anglojęzycznych mediów wynika, że  zmniejsza się niemal z dnia na dzień zapotrzebowanie na ropę i w mniejszym nieco stopniu na gaz. W każdym razie import z rynku spotowego od czerwca b.r. spadł według danych szacunkowych o 11 proc. I ten trend się raczej nasila niż słabnie. Według tych samych źródeł zapotrzebowanie przemysłu na ropę spadło mniej więcej  o 12 proc. Coraz liczniejsze zakłady przemysłowe, w tym rafinerie, odwołują zamówienia na dostawy tego surowca i derywatów.

Ograniczenia obejmują sektor wydobywczy.  Chiński państwowy koncern naftowy CNOOC zapowiedział, że wydatki  inwestycyjne tnie o ponad 25 proc., choć dokładna liczba nie została podana do wiadomości publicznej. Dwa inne koncerny , Sinopec i China National Petroleum Corporation (CNPC) również  zmniejszyły nakłady na wydobycie ropy i gazu. Łącznie branża naftowa w Chinach na wydobycie ropy wyda mniej o 11,5 do 12,8 mld dol. Wydobycie w Chinach, szacowane przez MAE na 4,5 mln baryłek dziennie, jak zapowiadają analitycy Morgan Stanley, będzie obecnie spadać, aż do osiągnięcia 643 tys. baryłek dziennie ( ok. 32 mln ton rocznie).

Po stronie popytu chiński  kryzys fatalnie zaciążył na globalnym rynku ropy. Chiny są jednym z jej największych konsumentów na całym świecie.  Chiński krach na giełdzie to obcięcie popytu na ropę. To wspomniany już spadek importu, co dla dostawców zagranicznych oznacza dołujące coraz bardziej ceny. Od tych cen w dużej mierze zależy kondycja rosyjskiej gospodarki i rosyjskiego rubla. Tak więc kryzys w Chinach może znacznie pogorszyć i tak już skomplikowaną sytuację ekonomiczna Rosji.

A ceny za baryłkę ropy realnie wzrosną nie wcześniej niż na kilka lat.