ClientEarth: Trump nie rozwiąże problemów polskiej energetyki

6 lipca 2017, 11:00 Energetyka

W ostatnich tygodniach dużym echem w mediach odbiło się negatywne stanowisko USA wobec gazociągu Nord Stream 2. Pozwoliło to ocieplić wizerunek Amerykanów w naszej części Europy, gdyż rosyjski gazociąg postrzega się jako zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego Polski i regionu, a także ryzyko dla długofalowych celów klimatycznych – piszą Ilona Jędrasik i Michał Zabłocki, Fundacja ClientEarth Prawnicy dla Ziemi

Nie przez przypadek prezydent USA rozpoczął podróż na Stary Kontynent od Warszawy i spotkania z przedstawicielami Europy Środkowo-Wschodniej – w Polsce Donald Trump może liczyć na cieplejsze przyjęcie niż na Zachodzie. Władze w wizycie pokładają duże nadzieje nie tylko ze względu na stanowisko USA wobec rurociągu, ale liczą także na potwierdzenie słuszności prowadzenia gospodarki opartej na węglu i traktowania po omacku problemów środowiskowych. Jeśli jednak rząd liczy, że Trump rozpocznie nową antyekologiczną reformę polityki światowej oraz wstrzyma zapędy Gazpromu, to może przeżyć zawód.

Zainteresowanie USA inwestycją na Bałtyku to nie przypadek. Nie trudno jest dostrzec interes Stanów Zjednoczonych, które z importera nośników energii stają się ich eksporterem i obecnie lobbują na rzecz sprzedaży swojego LNG. Dlatego tak ważna dla Waszyngtonu jest wizyta Trumpa na szczycie państw Europy Środkowej i Wschodniej w Warszawie, gdzie będzie mógł powiedzieć, że amerykański gaz – niekoniecznie tańszy i na pewno nie bardziej przyjazny środowisku – zapewni regionowi bezpieczeństwo dostaw surowca.

W połowie czerwca amerykański Senat niemal jednogłośnie głosował za nałożeniem ostrzejszych sankcji na Rosję, w tym na firmy współpracujące przy projekcie Nord Stream 2. Decyzja izby wyższej Kongresu nie jest jednak w smak prezydentowi, który od dawna zapowiada przeciwny krok – zmniejszenie sankcji nałożonych na Kreml za jego zaangażowanie w konflikt na Ukrainie. Mimo pokładanych nadziei, nie ma pewności, że Trump twardo sprzeciwi się Rosji przy Nord Streamie. O jego rzeczywistych intencjach świadczyć będą czyny, czyli podpis sankcjami Senatu USA.

USA nie potrzebuje węgla

Donald Trump już od czasów kampanii prezydenckiej głosi hasła powrotu w energetyce do konwencjonalnych źródeł energii – przede wszystkim wydobycia i spalania węgla. Podobne postulaty – choć nie dotyczące powrotu, a utrzymania dominacji węgla głoszą przedstawiciele polskiego rządu. O ile jednak w Polsce dzięki silnemu wsparciu politycznemu i finasowemu kultura węglowa wciąż się utrzymuje, to szansa, że ten surowiec ponownie zdominuje amerykański rynek energii, jest równa zeru. W ciągu ostatnich lat USA bardzo intensywnie rozwinęło sektor OZE, zwłaszcza energetyki wiatrowej i słonecznej.

Kojarzony dotychczas z wydobyciem ropy Teksas – według danych amerykańskiego Departamentu Energii – w pierwszym kwartale 2017 roku miał zainstalowane ponad 21 GW samych mocy wiatrowych, dodatkowe 1,2 GW pochodziło ze Słońca. Blisko 19 GW energii słonecznej wykorzystuje Kalifornia. W maju 2016 r. w całych Stanach Zjednoczonych liczba miejsc pracy przy odnawialnych źródłach energii po raz pierwszy w historii przekroczyła poziom zatrudnienia przy wydobyciu ropy naftowej i gazu. Słowa Trumpa, że amerykańska gospodarka traci miejsca pracy, bo nie inwestuje w węgiel nie mają pokrycia w faktach.

W ciągu najbliższych kilku lat USA planują zamknięcie 46 bloków węglowych w 25 elektrowniach w 16 stanach. To – jak szacują eksperci z amerykańskiego portalu CleanTechnica – do końca 2018 r . zmniejszy roczne zapotrzebowanie na węgiel o około 30 mln ton. A to będzie sprzyjać spadkowi emisji gazów cieplarnianych do atmosfery.

Trump nie wstrzyma globalnej polityki klimatycznej

Po tym jak 1 czerwca Trump ogłosił, że USA wycofają się z porozumienia klimatycznego zawartego w grudniu 2015 roku w Paryżu, aby jak to określił „chroni
w ten sposób Amerykanów i Stany Zjednoczone”, żadne państwo nie zdecydowało się na podobny krok. Wręcz przeciwnie, pozostali najwięksi emitenci gazów cieplarnianych potwierdzili zadeklarowane cele klimatyczne.

Dyrektor wykonawczy ClientEarth, James Thornton, podkreślił: „Decyzja Prezydenta Trumpa, by wycofać Stany Zjednoczone z Porozumienia Paryskiego jest aktem wandalizmu, potencjalnie zagrażającym współczesnym i przyszłym pokoleniom”.

Podobnej reakcji brakowało ze strony polskiego rządu, który przecież oficjalnie uznał szczyt paryski za swój wielki sukces. Od lat kolejni polscy dygnitarze – niezależnie od barw politycznych – domagali się globalnego, a nie wyłącznie europejskiego porozumienia w sprawie działań na rzecz ochrony klimatu, gdyż to USA, Chiny i Rosja „muszą zrobić najwięcej, by chronić klimat na świecie”.
Analiza ClientEarth wskazuje, że Stany Zjednoczone zresztą nie mogą po prostu „wyjść z porozumienia” z dnia na dzień, jak można było zrozumieć deklarację wygłoszoną przez Prezydenta podczas spotkania prasowego w Białym Domu. Zgodnie postanowieniem, Strony mogą wycofać się z podpisanego Porozumienia najwcześniej trzy lata po jego wejściu w życie, a sama decyzja jest ważna rok po jej ogłoszeniu. Oznacza to, że USA mogą rzeczywiście przestać być Stroną porozumienia w dniu 4 listopada 2020 r. Do tego czasu są one zobowiązane go przestrzegać. Jednak nawet bez Stanów Zjednoczonych porozumienie paryskie wciąż pozostaje kluczowe dla uniknięcia znaczących i destabilizujących zmian klimatu.

Trump nie rozwiąże problemów polskiej energetyki. Podczas gdy – wbrew retoryce prezydenta – USA same inwestują w nowoczesne technologie, rozwijają OZE i odchodzą od węgla, nam po prostu chcą sprzedać swoje LNG. Oznacza to, że oprócz emisji z węgla do polskiego powietrza dorzucimy jeszcze emisje z importowanego gazu.

Fundacja ClientEarth