Perzyński: Jeden świat, a tyle światów. Warto docenić osiągnięcia COP24

21 grudnia 2018, 07:31 Środowisko

W mediach pojawiło się sporo informacji o wpadkach organizatorskich podczas COP24, jak częstowanie międzynarodowych gości dziczyzną czy nieco nachalne promowanie węgla przez polskie władze. Jednak sam fakt, że udało się skłonić wszystkich uczestników do wspólnej deklaracji – nawet, gdyby rzeczywiście mogłaby ona być bardziej ambitna – należy uznać za sukces. Szczególnie, jeśli przyjrzymy się temu, jak głębokie były różnice pomiędzy poszczególnymi graczami – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

vanuatu wyspa
Tuvalu - wyspiarski kraj na Pacyfiku, który może zniknąć wskutek globalnego ocieplenia. Źródło: Wikicommons

Zastrzeżenie

Naturalnie trzeba pamiętać, że przy takiej liczbie uczestników debaty o tak gruntownych sprawach, państwa nie przystępują do negocjacji „z marszu” i każde osobno. Na długo przed COP24 zaczęły kształtować się grupy państw, które podczas szczytu ustalały wspólne punkty, by uniknąć chaosu i przedłużania w nieskończoność i tak już wyczerpujących rozmów. Jednym z takich bloków była cała Unia Europejska. Największą grupą negocjacyjną było G77+Chiny, czyli szereg państw rozwijających się z przywództwem Chin. Była też grupa państw wyspiarskich (najbardziej zdeterminowana, bo to one będą pierwszą ofiarą globalnego ocieplenia, ale jednocześnie nagrodzona przez obserwatorów szczytu jako najbardziej rzeczowa i merytoryczna), grupa państw afrykańskich, arabskich – każda z nich miała swoje specyficzne oczekiwania wobec kompromisu, który został osiągnięty w Katowicach. Nawet najsilniejsi zdawali sobie sprawę, że samemu ciężko jest przeforsować własne postulaty.

Czarne owce

Oczywiście, możemy narzekać na to, że polski prezydent prosto ze szczytu pojechał na obchody Barbórki, by uspokoić roszczeniowych górników przed wyborami, a zalesianie i „czyste technologie węglowe” to zdecydowanie za mało, by ochronić klimat, ale powiedzmy sobie szczerze – na COP24 byli gorsi od nas. Chodzi o państwa, które swoją gospodarkę i pozycję międzynarodową opierają na wydobyciu i eksporcie trujących dla planety paliw kopalnych – w przypadku Katowic wymieniano tu przede wszystkim Arabię Saudyjską, ale też Kuwejt, Rosję, czy Stany Zjednoczone. Pod koniec pierwszego tygodnia negocjacji kraje te zablokowały przyjęcie raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu, nad którym prace trwały lata. Raport ten jednoznacznie wskazał, że ogólnoświatowe redukcje emisji gazów cieplarnianych we wszystkich sektorach mają zasadnicze znaczenie w walce z globalnym ociepleniem, co w praktyce oznaczałoby stopniowe odchodzenie od paliw kopalnych, tak przez te państwa niepożądane, ponieważ wiązałyby się one z konkretnymi, dużymi stratami finansowymi.

Karol Marks wymyślił globalne ocieplenie?

Kolejną czarną owcą negocjacji klimatycznych w Katowicach okazała się Brazylia. Na szczyt przyjechali przedstawiciele zarówno ustępującej ekipy rządzącej, jak i nadchodzącej, populistycznej grupy, pod wodzą nowego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro. Stosunek nowych władz Brazylii do zmian klimatu dobrze obrazuje wypowiedź ministra spraw zagranicznych Ernesto Araújo, który globalne ocieplenie nazwał „marksistowską plotką”. Obecność obu ekip i zasadnicze różnice między nimi opóźniły osiągnięcie porozumienia w Katowicach o około 30 godzin, a główną kością niezgody był artykuł 6. Porozumienia paryskiego, który przewiduje m.in. dobrowolną współpracę państw przy wdrażaniu krajowych zobowiązań klimatycznych, tak, by mogły być one bardziej ambitne. Zakłada też wprowadzenie nadzorowanego przez Konwencję Klimatyczną ONZ międzynarodowego mechanizmu rynkowego, który ma służyć promocji zrównoważonego rozwoju i ograniczaniu emisji oraz przyczyniać się do realnego osiągania celów określonych przez poszczególne kraje. Brazylia zresztą odmówiła organizacji kolejnego szczytu klimatycznego, oficjalnie ze względu na brak pieniędzy.

Pozytywy

Kompromis osiągnięty w Katowicach mimo tak antynaukowej i egoistycznej postawy krajów jak Arabia Saudyjska, Kuwejt, Rosja, USA, czy Brazylia należy docenić tym bardziej, że jego drugą stroną byli ci, którzy sprawę globalnego ocieplenia traktują poważnie. Przykładem jest choćby Nowa Zelandia, która w tym roku postanowiła, że w ramach polityki klimatycznej nie będzie wydawać nowych pozwoleń na wydobywanie ropy i gazu na swoich wodach terytorialnych, a za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa międzynarodowego uznała globalne ocieplenie. Władze Nowej Zelandii zadeklarowały podczas szczytu, że popierają polski postulat o sprawiedliwej transformacji energetycznej i wsparciu dla rzesz osób zatrudnionych w sektorze wydobywczym. Poparły również pomysł zalesiania – Nowozelandczycy chcą posadzić miliard (!) drzew. Minister ds. zmian klimatu James Shaw przyznał, że choć wysiłki Nowej Zelandii w skali świata są kroplą w morzu, to o sukcesie zdecyduje globalna współpraca. Cóż za odmienny sposób myślenia od wielu polskich polityków, którzy twierdzą, że skoro inni zanieczyszczają planetę, to nam też wolno.

Ratując Tuvalu – ratujesz świat

Wyspy Marshalla, Fidżi, Vanuatu, Tuvalu – to najmniejsi najbardziej ucierpią wskutek podniesienia poziomu wód, i to oni najrozpaczliwiej apelowali o wzmożone działania na rzecz ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, których oni sami emitują bardzo niewiele. Nie można odmówić racji premierowi Tuvalu, panu Enele Sosene Sopoaga, który powiedział na szczycie, że ratując jego kraj, uratujemy świat. Tuvalu liczy 11 tysięcy mieszkańców rozsianych na 114 pięknych wyspach na Pacyfiku, których najwyższy szczyt mierzy aż 4 m n.p.m., co czyni je jednym najbardziej wrażliwych na skutki globalnego ocieplenia obszarów na świecie. Dla mieszkańców Tuvalu i innych krajów wyspiarskich brak wody pitnej i konieczność migracji na ląd jest jak najbardziej realnym problemem.

Jednak jeszcze większe wrażenie robi pogoda ducha uczestników COP24 z tych krajów, o czym mogłem przekonać się na własnej skórze, całkowicie przypadkowo rozmawiając na warszawskim Okęciu z panem Nicolasem Hountondji Akapo – ministrem rolnictwa Gwinei Równikowej, najmniejszego państwa w Afryce. Stolica tego kraju, Malabo, również mieści się na małej wyspie, tak samo zagrożonej skutkami globalnego ocieplenia. Pan Akapo – ujmujący, zrelaksowany człowiek – był optymistą co do postanowień katowickiego szczytu klimatycznego. Powiedział, że stanowiska państw rozwijających się jeszcze nigdy nie były tak dobrze wysłuchane jak w stolicy Śląska. Zgodził się też udzielić mi mailowego wywiadu, który ukaże się na łamach BiznesAlert.pl tak szybko, jak otrzymam od niego wiadomość. Tak więc, Panie Ministrze, jeśli Pan to czyta – czekam na odpowiedź!

RAPORT: Polska na COP24 jak Niemcy, tylko z gorszym PR