Cyglicki: Plan Morawieckiego albo skansen energetyczny (ROZMOWA)

22 września 2016, 11:00 Energetyka

ROZMOWA

Prezes Greenpeace Polska Robert Cyglicki mówi o konieczności zmian w polskiej energetyce. Nie wierzy w szanse na efektywne wykorzystanie węgla. Pokłada nadzieje w tzw. Planie Morawieckiego.

BiznesAlert.pl: Dlaczego Greenpeace zajmuje się energetyką?

Robert Cyglicki. Fot. Greenpeace

Robert Cyglicki: Energia jest kręgosłupem naszej cywilizacji. Zawsze była ściśle związana z rozwojem i kolejnymi skokami cywilizacyjnymi. Tyle tylko, że obecny  model energetyczny może przynieść jej zagładę.  Chodzi o zagrożenia związane z zmianami klimatu. Naukowcy zajmujący się tym tematem  mówią jednoznacznie, że z 97 procentowym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, iż to co obserwujemy i prognozujemy w związku z ocieplającym się klimatem jest bezpośrednio związane z działalnością człowieka. W pierwszej kolejności chodzi o  nadmierną emisję dwutlenku węgla oraz innych gazów cieplarnianych, których kumulacja w atmosferze wpływa na wzrost średniej globalnej temperatury.  W drugiej o  kwestie związane chociażby z tym jak gospodarujemy przestrzenią –  np. wycinając lasy, czy inwestując w taką, a nie inną infrastrukturę liniową. To są te wszystkie elementy, które silnie wpływają na kondycję naszego świata,  czyli świata przyrody, którego  człowiek jest częścią. Dlatego w Greenpeace nie zajmujemy się ratowaniem planety, bo ta sobie świetnie bez nas poradzi. Zajmujemy się człowiekiem, jego kondycją i tego w jakim kierunku zmierza nasza cywilizacja, której kręgosłupem są źródła energii i sposób ich wykorzystania.

Czyli nie powinniśmy spalać żadnych paliw?

Musimy nauczyć się mądrze wykorzystywać zasoby Ziemi tak aby mogły się odtwarzać i aby Ziemia mogła podtrzymywać życie w znanych nam formach. Jeżeli mówimy o zasobach to przede wszystkim musimy mieć na uwadze to, że na świecie rośnie populacja ludzi przy jednoczesnym spadku zasobów nieodnawialnych. Mamy do czynienia z sytuacją,  w której możemy się obudzić na takim etapie wzrostu wykładniczego, że nie będziemy mogli   dalej funkcjonować w sposób pokojowy w ramach  cywilizacji, którą stworzyliśmy. Więc jeżeli rzeczywiście chcemy rozwijać się w zrównoważony sposób to musimy  nauczyć się w taki sam sposób wykorzystywać zasoby. Dla przykładu Polska  gospodarka jest blisko dwukrotnie bardziej energochłonna niż średnia europejska. Na 100 jednostek tzw. energii pierwotnej efektywnie wykorzystujemy jedynie kilkanaście. Cała reszta rozpływa się na etapie przetwarzania energii, transportu i jej odbioru.

Taki model dalszego rozwoju jest nie do utrzymania.  I nie pomoże tutaj edukacja i promocja zachowań konsumenckich , które będą sprzyjały zmniejszeniu ilości zużywanych zasobów. Tak długo jak będziemy funkcjonować w obecnym systemie opartym głównie na węglu i innych paliwach kopalnych zawsze będziemy musieli  zachowania konsumenckie przemnożyć przez cztery jako  czynnik systemowy, który ma największy wpływ na  ślad ekologiczny każdego z nas. Innymi słowy jeżeli mamy spalać paliwa, to róbmy to w sposób, który służyć będzie transformacji systemowej.

Polski rząd wychodzi z propozycją nowych bloków węglowych, które są bardziej efektywne. Czy to jest krok w dobrym kierunku?

Z punktu widzenia bieżącej polityki rządu wydaje się to krok jak najbardziej racjonalny. Mamy nieefektywne bloki węglowe, które zastąpimy bardziej efektywnymi zwiększając sprawność z ok.  30 do 45 procent. W ten sposób rozwiązujemy problem redukcji emisji w sektorze energetycznym w ramach celów do 2030 roku. Jest to jednak krótkowzroczna polityka. Po pierwsze, nie bardzo wiadomo co dalej, po drugie to nie jest tak, że nasze bezpieczeństwo energetyczne można  zaspokoić w oparciu o krajowe zasoby węgla. Mam tu na myśli wyczerpywanie łatwych do eksploatacji złóż węgla kamiennego, czy też paliwa płynne, które importujemy, i od których jesteśmy uzależnieni. Taka prosta przebudowa polegająca na tym, że stare kotły węglowe zastępujemy nowymi nie rozwiąże naszych problemów, czyli problemu energochłonności  gospodarki i uzależnienia od takich eksportetów  jak Rosja.

Jest również polityka na poziomie unijnym, która promuje gaz jako paliwo przejścia. Czy ta optyka jest Państwu bliższa, czy ją odrzucacie?

Z jednej strony rzeczywiście gaz może być paliwem przejściowym z drugiej przeszacowujemy jego zużycie i budujemy w Europie infrastrukturę, która nie zapewnia dywersyfikacji jego źródeł. Przede wszystkim musimy postawić na jego efektywne wykorzystanie. Gdyby Unia Europejska zdecydowała się na 40% cel poprawy efektywności energetycznej, to do 2030 zmniejszylibyśmy import gazu już o kilkanaście procent, a do roku 2050 aż o 37%. Lepiej w ten sposób budować bezpieczeństwo i transformację energetyczną niż poprzez dywersyfikację dostaw tudzież przez zastępowanie jednych paliw kopalnianych drugimi np. węgiel gazem. Pójście w stronę gazu jako bezwzględnie  dobrego paliwa przejściowego, niesie ze sobą bardzo wiele niebezpieczeństw. Przykładem tego jest chociażby gazociąg Nord Stream 2 i jego geopolityczne konsekwencje.

Państwo protestujecie przeciwko temu projektowi. Z czego ten protest wynika?

Z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to iluzoryczne budowanie bezpieczeństwa energetycznego Unii Europejskiej. To nie jest nic innego jak zwiększanie zależności energetycznej UE i działanie, które utrudni odbudowanie relacji pokojowych między Rosją a Ukrainą. Z drugiej strony konserwuje paliwowy miks Unii Europejskie i oznacza zgodę na dodatkowe emisje gazów cieplarnianych oraz niszczenie środowiska w Rosji.  Szczególnie, że jedna z głównych nitek planowanego gazociągu ma powstać na terenie rezerwatu Półwyspu Kurgalskiego bez rzetelnej oceny wpływu inwestycji na środowisko przyrodnicze. .  A wracając do samego bezpieczeństwa energetycznego –  dodatkowy wolumen gazu z pewnością nie służy jego poprawie. Będzie równie skutecznie blokował innowacyjne podejście do zmian systemowych w sektorze energetycznym jak inne paliwa kopalne. Po wybudowaniu kolejnego gazociągu pojawią się głosy, że mamy więcej paliwa niż potrzebujemy, że gaz jest tani i możemy nim zastąpić węgiel skoro  świetnie działa w skojarzeniu z wiatrakami. Ale to wyłącznie pozór, ponieważ prawdziwe bezpieczeństwo energetyczne zapewnia energetyka rozproszona. Kiedy źródła są małoskalowe i zakręcenie jednego kurka niczego nie zmienia.

Czy w tym przypadku jakąś próbą odpowiedzi są klastry, o których mówi ministerstwo energii?

Jest to pytanie w jakim kierunku rozwinięty zostanie plan wicepremiera Morawieckiego. Rzeczywiście propozycja klastrów  jest ciekawym podejściem i dobrze, że się pojawiła. Natomiast nikt nie wie do końca co ona oznacza. Czy będzie to miks technologiczny na poziomie gmin, czy też szersza  koncepcja  gdzie  klastry stają się ważnym elementem bilansowania energii w sieci. Wtedy to wyzwanie jest o wiele większe i ciekawsze z punktu widzenia potrzeb transformacyjnych. Klastry  mogą być pewnego rodzaju hubem energetycznym i jednocześnie obszarem bilansowania. Natomiast ich źródła dostaw energii o wiele bardziej rozproszone w terenie.

W Polsce z jednej strony mówi się o rynku mocy, a z drugiej mamy ustawę o odnawialnych źródeł energii, która Państwa zdaniem nie gwarantuje wystarczającego wsparcia, oraz ustawę odległościową, która w przekonaniu branży wiatrowej ogranicza do maksimum możliwości stawiania wiatraków. Jak w przyszłości będzie wyglądał miks energetyczny w Polsce? Czy ulegnie on zmianie?

To jest trochę pytanie na ile plan wicepremiera Morawieckiego, którego duża część jest poświęcona sektorowi energetycznemu, będzie realizowany, czy też jakie będą jego priorytety. Dobrze, że taki plan powstał i jeszcze lepiej, że mamy więcej niż zwykle czasu na jego konsultacje. Potrzebne są  dokumenty, które  oderwą nas od bieżącego myślenia jak radzić sobie z kolejnym kryzysem zasilania i pokażą  miks technologiczny, który będzie służących polskiej transformacji gospodarczej. W tym kontekście szkoda, że energetyka odnawialna, choć   dostrzeżona w konsultowanym projekcie planu wicepremiera Morawieckiego, traktowana jest  w sposób symboliczny. Z kolei mocnym jego punktem wydaje się efektywność energetyczna, co nas oczywiście cieszy. Warto jednak pamiętać, że do tej pory poprzednie rządy miały efektywność energetyczną na ustach, ale niewiele z tego wynikało. Tutaj wpadamy w pułapek obecnego systemu i możliwości jego finansowania. Z jednej strony chcemy mieć nowe inwestycje w istniejącym sektorze energetycznym a z drugiej poprawę efektywności  gospodarki , która często oznacza mniejsze przychody spółek energetycznych. Albo chcemy mieć nowe technologie i szukamy rozwiązań poza obecnym systemem,  albo kontynuujemy  skansen energetyczny, który odziedziczyliśmy po poprzedniej epoce. Tym bardziej, że wszystkich zapowiadanych inwestycji – począwszy od modernizacji sieci, budowę nowych bloków węglowych, po  Polski Program Energetyki Jądrowej i nowej generacji reaktory w termojądrowy, –  nie uda się sfinansować . Pokazują  to ostatnie doniesienia GUS-u, z których wynika, iż inwestycje w gospodarkę spadają a zwłaszcza w sektorze energetycznym. Nasze spółki energetyczne nie są w stanie sprostać oczekiwaniom rządzących, a OZE i towarzyszący im potencjał kapitałowy ustawowo zepchnięto na margines.

Trzeba byłoby się podzielić pieniędzmi między energetyką węglową a jądrową.

Dokładnie tak to chyba wyobrażają sobie rządzący, ale  praktycy , którzy zajmują inwestycjami lub  bilansowaniem energii w sieciach elektroenergetycznych nie mają zbyt wielkich wątpliwości, że program jądrowy jest nierealistyczny. Więc zostanie nam energetyka węglowa. Z kolei pogodzenie jej z wizją skoku technologicznego i modernizacji  naszej gospodarki  jest niemożliwe. Przez wiele lat próbowaliśmy to robić jak widać z niewielkim skutkiem. Właściwie cały czas pogarsza się nam infrastruktura energetyczna. Nowe technologie w tej branży się nie pojawiają , a dyskutowana od lat technologia czystego węgla jak nie istniała, tak nie istnieje.

Właśnie o to chciałem zapytać. Czy rzeczywiście  wzrost innowacyjności w energetyce musi być uwarunkowany zwrotem energetycznym? Czy nie ma innej drogi?

Nie widzę za bardzo innej drogi. Trudno o innowacyjność w scentralizowanym modelu energetycznym. Jest on bardzo kosztowny, obliczony na dziesięciolecia, a tym samym odporny na innowacje. Te pojawiają się przy inwestycjach, które w przeciwieństwie np. do nowych bloków Elektrowni Opole nie wymagają wielomiliardowych inwestycji, a zapewniają większy zwrot energetyczny. Tak jest z całą pewnością w przypadku innowacji dotyczących efektywności energetycznej, czy też zdecentralizowanych jednostek kogeneracyjnych.

Czy stoi na przegranej pozycji jeżeli chodzi o innowacyjność?

Dotychczasowe decyzje stawiały nas na przegranej pozycji zarówno pod względem innowacyjności jak i efektywności energetycznej, czyli nakładu kosztów w stosunku do korzyści, które ewentualnie przyniosą wspomniane inwestycje. Nie wszystko jest jednak stracone. Wiele decyzji jest ciągle przed nami.

Kluczowym zarzutem obrońców statusu quo w Polsce jest to, że energetyka odnawialna jest czymś co pochodzi z zewnątrz i zabiera Polakom miejsca pracy. Czy OZE to jest coś co może powstawać w naszym kraju?

Uważam, że tak. Powinniśmy znaleźć i wykorzystać naszą niszę dla technologii związanych z wykorzystaniem OZE. Z tą myślą wspieraliśmy badania Instytutu Energetyki Odnawialnej mające  ocenić potencjał przemysłu polskiego w sektorze OZE. W efekcie   powstał ciekawy raport. Mamy nie tylko duży potencjał krajowy, ale też konkretne przedsiębiorstwa,  które mimo wszystkich zawirowań, wieloletniego oczekiwania na ustawę o OZE, niekorzystnych warunków formalno-prawnych, nadal zajmują się technologiami odnawialnymi. To jest niesamowite, bo przetrwały dzięki temu, że eksportują na Zachód komponenty i urządzenia związane z produkcją energii odnawialnej. Natomiast historia sukcesu innych państw pokazuje, że związek przemysł OZE  z krajową gospodarką musi iść w parze z budowaniem rynku wewnętrznego na tego typu urządzenia i usługi.

Czy ta branża będzie się rozwijać tylko gdy w kraju będzie zużycie OZE?

Jeżeli w kraju będzie rosło zapotrzebowanie na urządzenia OZE,  bo wtedy wraz z efektem skali pojawiają się pieniądze żeby gonić świat pod względem innowacji i ich zastosowań, które nie tylko będą obniżać koszty, poprawiać  sprawność wykorzystania energii ale także  jakość naszego życia. Chodzi o styk pomiędzy IT a sektorem energetyki odnawialnej, który bardzo dobrze się sprawdza. Proszę spojrzeć na  branże kolektorów słonecznych. Dzięki krajowym programom wsparcia wzrosło zapotrzebowanie na rynku wewnętrznym, co w efekcie rozwinęło krajową produkcje do takiej skali, że Polska stała się jednym z ważniejszych eksporterów tej technologii. Mamy również kilka firm, w tym te z polskim kapitałem, które zajmują się produkcją paneli fotowoltaicznych. Co ciekawe do tej pory ta technologia była traktowana w Polsce z przymrużeniem oka. Tymczasem  mamy polskich przedsiębiorców, którzy są w stanie rocznie wyprodukować ok. 600 MW mocy paneli fotowoltaicznych i jednocześnie jeden z najniższych wskaźników fotowoltaiki w Europie – około 3 Watt-peak (Wp) na głowę mieszkańca, podczas gdy średnia w Unii Europejskiej wynosi  180 Wp. To pokazuje, że mimo tych bardzo trudnych warunków formalnych i ekonomicznych przetrwały w Polsce firmy, na które powinniśmy postawić. Warto  zbudować razem z nimi model rozwoju polskiego przemysłu energetyki odnawialnej. Polską specjalnością  w sektorze OZE ma szansę  stać się małoskalowa energetyka. O wiele trudniej  jest konkurować technologicznie chociażby z dużymi siłowniami wiatrowymi, których produceni co najmniej od kilkunastu lat inwestują pieniądze na badania i rozwój.

Czyli klastry?

Tak, jeżeli powiążemy je z potencjałem polskiego przemysłu OZE, z polskimi wytwórcami urządzeń i komponentów chociażby instalacji fotowoltaicznych.  O tym będziemy chcieli  rozmawiać z ministerstwem rozwoju. To samo dotyczy  programu elektromobilności, który możemy związać z transportem publicznym i magazynami energii, które powinny iść w parze z rozwojem krajowych technologii OZE. W najbliższych latach w Polsce zainwestowane zostaną gigantyczne pieniądze w transport publiczny. Mając dobrze rozwinięty przemysł autobusowy możemy postawić  na produkcję autobusów elektrycznych. Dokładające  do tego  komponent fotowoltaiki i technologii magazynowania energii możemy stworzyć międzysektorowy przemysł, który na starcie miałby zagwarantowane pieniądze z funduszy europejskich na poprawę jakości powietrza, mobilności, innowacji i efektywności energetycznej.

Ale to jest kwestia wyboru i nie da się naraz ratować sektora węglowego oraz inwestować w te innowacje.

W pewnym sensie tak. Tyle tylko, że sektor OZE ma przed sobą o wiele większą przyszłość.   Nie potrzebuje  są pieniędzy spółek państwowych, które tak czy inaczej mają ograniczony dostęp do kapitału na inwestycje. Łącząc energetykę rozproszoną z magazynami energii iz transportem publicznym możemy praktycznie od ręki sięgnąć po fundusze europejskie bazując na doświadczeniach polskich producentów  autobusów  i fotowoltaiki. To czego tak naprawdę nam brakuje  to magazyny energii, które są kluczowe zarówno dla rozwoju pojazdów elektrycznych jak i instalacji OZE, stąd pomysł na nowy sojusz technologiczny. W przypadku sektora węglowego  inwestycje nie otrzymają wsparcie z funduszy europejskich .

Tam banki mają specjalne instrukcje w jaki sposób podchodzić do różnego rodzaju inwestycji. Chociaż jest neutralność technologiczna to jednak inwestycje węglowe trudniej przepchnąć np. przez Europejski Bank Inwestycyjny.

Europejski Bank Inwestycyjny nie będzie finansował sektora węglowego zgodnie z nową polityką środowiskową . Może inwestować jedynie w elektrociepłownie, które mają odpowiedni wskaźnik sprawności energetycznej i emisyjności. Mam poważne wątpliwości, czy  bloki węglowe, które miałyby powstać w Polsce są w stanie zrealizować założenia polityki EBI. A wspomniany przez wicepremiera Morawieckiego Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju praktycznie  odszedł już od finansowania inwestycji węglowych. Są pewne wyjątki ale dotyczą one takich krajów jak Ukraina, czy Mongolia. Nie sądzę aby EBOiR w jakimkolwiek stopniu był zainteresowany finansowaniem w Polsce elektrowni węglowych.

Polska zastanawia się nad wyborem swojej drogi. Pytanie ile jeszcze ma na to czasu?

Na pewno jesteśmy w niedoczasie. Bardzo możliwe, że jeżeli nie wykorzystamy szansy, jaką dają fundusze europejskie po to aby powiązać sektor przemysłowy  z potencjałem krajowych  technologii OZE, to taka okazja już się nie powtórzy. Rynek nie znosi próżni. Niedługo ktoś będzie pierwszy w Europie w produkowaniu mikroinstalacji skojarzonych z magazynami energii. Być może Czesi. Być może nawet Węgrzy, którzy na skalę masową zaczną produkować magazyny energii lub Niemcy, którzy rozwiną jeszcze bardziej produkcję urządzeń dla mikroinstalacji. Rynek nie jest jeszcze nasycony, a właściwie dopiero zaczyna powstawać. Jest przestrzeń żeby powalczyć. Natomiast wydaje się, że wraz z upływem okresu wsparcia finansowego z UE te okno czasowe się zamknie.

Jaki będzie to miało wpływ na gospodarkę, na jej konkurencyjność w Europie?

Ceny energii w Polsce wyraźnie poszybują w górę.  Nie będą one konkurencyjne w stosunku do  energii produkowanej  po zachodniej czy po południowej i po północnej stronie granicy. Już teraz możemy importować tańszą energię zwłaszcza w okresie letnim gdy mamy niedobory  związane m.in. z problem  dostępności wody do chłodzenia elektrowni węglowych. Niedawno opublikowaliśmy raport przygotowany przez  ekspertów, którzy analizowali ten problem i wskazali, że wysokie temperatury, ograniczone zasoby wodne i zmiany klimatu  fundują nam dużą nieprzewidywalność tego jak będzie zachowywał się polski system elektroenergetyczny. Tego problemu nie rozwiąże zamiana starych kotłów węglowych na nowe. Może natomiast pomóc energetyka rozproszona w postaci np. fotowoltaiki. Jeżeli po nią nie sięgamy de facto skazujemy się na wspomniany skansen energetyczny i  jednoczesny import energii.

Czyli zależność energetyczną?

Jesteśmy częścią Unii Europejskiej, więc będzie to zależność od wspólnego rynku energetycznego. Ze szkodą taką, że nie wykorzystamy potencjału krajowego przemysłu w tym aby zdywersyfikować źródła energii i spróbować zbudować  naszą krajową specjalność poza energetyką węglową, która jest technologią schyłkową.

Czyli Państwa zdaniem energetyka węglowa jest schyłkowa. Nie ma żadnego potencjału. Nie warto w nią już dłużej inwestować?

Wychodząc od potrzeb energetycznych kraju eksperci przygotowali dla nas dwa scenariusze, które pokazujemy w raporcie  ,,[R]ewolucja energetyczna dla Polski”. Nawet w naszym, [r]ewolucyjnym scenariuszu nie rezygnujemy z węgla z dnia na dzień w Polsce, więc nie jest tak, że można wycofać z niego wszystkie inwestycje. Są takie przedsięwzięcia węglowe, które dalej będą przynosić zyski po 2030 roku. Nie ma jednak sensu inwestować w energetykę węglową  w takiej skali jaką planował poprzedni i planuje obecny rząd. Po pierwsze to się nam nie zwróci. Po drugie w cale nie poprawi  naszego bezpieczeństwa energetycznego. Tak samo jako ropa czy gaz węgiel jest surowcem, który podlega globalnym trendom. Proszę zobaczyć z jakimi problemami boryka się Polska Grupa Górnicza, która jest po  Kompanii Węglowej kolejną próbą restrukturyzacji sektora górnictwa. Z kolei ratowanie kopalni pieniędzmi  spółek energetycznych poprzez pionową integrację całego sektora tylko i wyłącznie pogłębi problemy gospodarcze Polski. Naszym zdaniem nie tędy droga. Uważamy, że rewolucja energetyczna musi w Polsce nastąpić dla dobra nas samych i  w  interesie naszego państwa. Powinny jej  towarzyszyć poszukiwania nisz technologicznych na rynku odnawialnych źródeł, które będą wykorzystywać  potencjał przemysłowy Polski.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik