Czerwiński: Ustawa wiatrakowa wymaga korekty (ROZMOWA)

15 marca 2016, 07:30 Energetyka

ROZMOWA

Poseł Andrzej Czerwiński z Platformy Obywatelskiej, były minister skarbu państwa, a obecnie członek komisji ds. energetyki w Sejmie RP, komentuje plan rewizji ustawy o Odnawialnych Źrodłach Energii, zapowiadany przez rząd. Odnosi się także do pomysłu stworzenia ustawy, która ograniczy możliwość stawiania turbin wiatrowych w pobliżu zabudowań. Omawia także nowy (?) program ratowania górnictwa.

BiznesAlert.pl: Branże odnawialnych źródeł energii w Polsce wymagają gruntownej regulacji prawnej. Czy Pana zdaniem należy najpierw przygotować ogólne ramy prawa dla OZE, czy przyjmować na razie przepisy dla poszczególnych zwaszcza największych branż – wiatrowej, solarnej?

Andrzej Czerwiński: Moim zdaniem spojrzenie na te problemy powinno przede wszystkim uwzględniać interesy odbiorcy, odpowiadać na zapotrzebowanie przeciętnego Polaka, który jest zmuszony kupować energię w granicach tego, co mu oferuje rynek. Wprowadziliśmy już rynek energii, można zmienić dostawcę. Jednak gdybyśmy rzeczywiście uwzględnili wszystkie postulaty producentów w sektorze energetyki – to za te postulaty zapłaciłby końcowy odbiorca. Ten model nigdy mi nie odpowiadał. Od kiedy zajmuję się energetyką, działałem w kierunku upodmiotowienia końcowego odbiorcy. Jeśli mówimy o OZE, to tym bardziej musimy pamiętać o tym odbiorcy. To oznacza, że każda z branż OZE musi mieć finansowe wsparcie. Rozwiązaniem jest przyjęcie takiego miksu energetycznego, w którym możliwy będzie 20-proc.udział energii odnawialnej w 2020 r., ale dzięki aukcjom, po  możliwie najniższych cenach. Rozwiązanie zostało przyjęte po wielu dyskusjach z zainteresowanymi środowiskami: samorządowymi, z branżami energetycznymi itd. Zaaprobowano prawie wszystko, zwłaszcza jeśli chodzi o aukcje. Tylko niektórzy się nie zgadzali, bo na tym stracili.

Wróćmy do projektów dla poszczególnych branż. Na najbliższym posiedzeniu Sejmu, na sejmowej Komisji Infrastruktury ma odbyć się pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy w sprawie inwestowania w elektrownie wiatrowe.

Tak. Trzeba przypomnieć, że po jesiennych wyborach sytuacja się zmieniła. Termin wejścia w życie, wdrożenia ustawy o OZE, przesunięto do połowy roku. Pojawił się dylemat, który nowy rząd Prawa i Sprawiedliwości przedstawił do dyskusji. Poszczególne branże chcą, aby nowe przepisy zapewniły im korzystniejsze warunki. Jeśli chodzi o projekt ustawy „wiatrakowej” wniesiony przez posłów PiS – mam pewne uwagi. Np. takie bezkrytyczne wyznaczanie z góry i na „sztywno” odległości wiatraka od zabudowy. To nie jest korzystne, może nie uwzględniać najnowszych technologii, może być z krzywdą dla inwestora, który mógłby zainwestować dodatkowo w osłonę antyhałasową, porozumieć się z najbliższymi mieszkańcami, że tak dobierze warunki, iż mogliby skorzystać zarówno mieszkańcy jak i system energetyczny.

Czy Pana zdaniem ustawa „wiatrakowa” powinna zawierać radykalne przepisy, które będą chronić mieszkańców w pobliżu elektrowni wiatrowych przed hałasem i innymi uciążliwościami?

Tu mamy pewne obowiązujące wymogi wprowadzone przez Unię Europejską. Według tych wymogów, uciążliwość inwestycji wiatrowych powinna być sprawdzana już po oddaniu do użytku. Jeżeli są wyznaczone normy hałasu i inwestycja je przekracza – to nie może być przyjęta do eksploatacji. Dotyczy to nie tylko hałasu, ale też oddziaływania na glebę, powietrze, emisję pyłów. Przyjęte normy ochrone muszą być ściśle egzekwowane, bo musimy chronić środowisko.

Tymczasem sztywne ustalenie w przyszłej ustawie odległości wiatraka od zabudowy mieszkalnej wynoszącej co najmniej 10-krotnej wysokości – eliminuje z góry nowoczesne, dobrze zaprojektowane farmy wiatrowe. Takie sztywne ustalenia mogą też np.uniemożliwić budowę elektrowni wiatrowych w miejscowościach, gdzie warunki atmosferyczne są wyjątkowo korzystne i inwestycja byłaby wysoko opłacalna. To prawda, że w Polsce były patologie, gdy wójt czy burmistrz poszedł na ugodę z lobbystami i zgodził się na lokalizacje, szkodzącą lokalnej społeczności, a sobie zapewnił korzyści. Ale takich patologii nie można uogólniać na cały kraj.  Może być też tak, że zanim 1 lipca br. zostanie wdrożona ustawa o OZE, będą szybko budowane elektrownie wiatrowe z wiatrakami i urządzeniami sprowadzanymi jako przestarzałe z rynku wtórnego z innych państw. Skorzystają niezbyt rzetelni inwestorzy, a stracą uczciwi. Dlatego krytycznie odnoszę się do niektórych założeń w tym projekcie.

Wracając do lokalizacji farm wiatrowych – decyzje powinny zależeć od planów  zagospodarowania przestrzennego przyjmowanych przez samorządy.

Projekt ustawy „wiatrakowej” proponuje właśnie takie rozwiązanie.

Ja tego nie krytykuję, to jest walor tego projektu, takie rozwiązanie może wyeliminować patologie, a także chaos. Trzeba to rozwiązanie dobrze dopracować. W swoim czasie mówiliśmy, że aby nie było w gminach na każdym rogu wiatraka – wystarczy, żeby samorządy wyznaczyły na swoim terenie lokalizacje, gdzie nie ich wolno stawiać. Po takiej operacji, na wiatraki zostałoby 2 – 3 proc. powierzchni. Jeśli zapadnie tego rodzaju formalna decyzja – inwestorzy nie będą musieli chodzić od domu do domu i przekonywać do swoich postulatów ludności. Inwestor będzie musiał akceptować teren zgodny z planem zagospodarowania przestrzennego albo zrezygnować z inwestycji. Przypomnę, że w Polsce mamy już zainstalowanych ponad 5 tys. MW w energetyce wiatrowej. Według limitu nasz elektroenergetyczny system przesyłowy może przyjąć 9 tys. MW. Mam jeszcze jedną wątpliwość odnośnie do tego projektu – rząd premier Beaty Szydło zapowiedział, że nie będzie wzrostu podatków. Tymczasem z proponowanych przepisów wynika, że cały wiatrak będzie uznany jako obiekt budowlany, nie tylko wieża i skrzydła, ale także turbina, generator, przekładnia napędu itd. Inwestorzy twierdzą, że to zwiększy podatki nawet o 500 proc. W ostatecznym rachunku obciązy to końcowego odbiorcę energii elektrycznej.

Mamy projekt ustawy „wiatrakowej”. Czy nie warto uregulować inwestycji w branży fotowoltaiki?

– W energetyce odnawialnej są dwa główne filary walczące o czołowe miejsce na rynku energii. Wiatraki i solary. Przy tym solary to najszybciej zwracająca się i najprostsza inwestycja. Ale znacznie droższa niż pozostałe OZE. Na tyle droższa, że musi mieć znacznie większe wsparcie niż pozostałe rodzaje energetyki odnawialnej. Elektrownie wiatrowe są najtańsze. Gdybyśmy z nich zrezygnowali – to żeby osiągnąć wymagane 20 proc. energii z OZE do 2020 r.,  musielibyśmy postawić na fotowoltaikę co znacznie zwiększałoby koszty energii elektrycznej, za co zapłaci końcowy odbiorca. Dlatego warto zwracać uwagę, aby zwolennicy solarów nie przeważyli zwolenników wiatraków. Chodzi oczywiście o fotowoltaikę przemysłową, nie prosumencką. W Niemczech, Czechach, Belgii itd. te preferencje dla fotowoltaiki okazały się zdecydowanie przesadne, musiano zmienić ustawy, aby zmniejszyć te preferencje.

A jak wygląda kwestia utylizacji zużytych ogniw słonecznych, zawierających rtęć, metale ciężkie ?

– Z utylizacją fotowoltaiki będą ogromne problemy. W sektorze energii jądrowej Unia Europejska wymusza na inwestorach, aby przedstawili sposób zagospodarowania odpadów radioaktywnych. Bez tego nie można zainwestować w energetykę jądrową. A w fotowoltaice? – tu uznano, że to czysta energia jednak po 15 latach, ten toksyczny złom, gdzieś trzeba złożyć. Gdzie? O to nikt inwestorów nie pyta, nie egzekwuje utylizacji. W Polsce mamy tymczasem przykład z przeszłości z azbestem, który okazał się zabójczo rakotwórczy. W PRL władze zachęcały do masowego wykorzystywania azbestu zwłaszcza  w budownictwie mieszkaniowym. A potem mieliśmy bardzo kosztowny ogólnopolski projekt usuwania azbestu przez wiele lat. Nie daj Boże, żeby tak masowo trzeba było usuwać zużyte baterie słoneczne.

Jak Pan ocenia  perspektywy reformy górnictwa węgla kamiennego?

Reforma jest konieczna, żeby uratować polskie górnictwo, które jeszcze przez lata pozostanie podstawą naszej energetyki. . Poprawa sytuacji w polskim górnictwie wymaga czasu, a w gruncie rzeczy kontynuacji tego planu, który rozpoczęła jesienią ub.r. Platforma Obywatelska. Zapewniliśmy też finansowanie górnictwa do 1 kwietnia br. co  biegnie według przygotowanego przez nas harmonogramu. Zamiast obecnej Kompanii Węglowej ma powstać  Polska Grupa Górnicza, nie wiele różniąca się od Nowej Kompanii Węglowej. Z tym, że obecny rząd przewiduje włączenie do PGG  11 kopalń i czterech zakładów. Rząd zakłada, że nowi udziałowcy wniosą do spółki kwotę około 1,5 mld zł.

PiS nie przygotował jasnego programu restrukturyzacji kopalń. Trzeba jednak będzie ostatecznie wybrać te, które rokują nadzieję na funkcjonowanie na rynku i wygaszać te, które są trwale nierentowne. Innego rozwiązania nie ma.

Rozmawiała Teresa Wójcik