Derski: Na węglu świat się nie kończy. Zwłaszcza na Śląsku

3 stycznia 2017, 11:15 Energetyka

KOMENTARZ

Bartłomiej Derski

WysokieNapiecie.pl

W piątek, po 110 latach, wydobycie zakończyła kopalnia „Makoszowy” w Zabrzu. Zwalniani górnicy o nową pracę nie muszą się martwić. Jednak coraz częściej sami szukają jej już poza górnictwem, bo choć to węgiel zbudował potęgę Śląska, to dawno przestał być jego głównym aktywem. Stały się nim nowoczesny przemysł i ludzie. Paradoksalnie ograniczenie zatrudnienia w górnictwie może przyśpieszyć rozwój przemysłu na Śląsku. Jak to możliwe?

wegiel_polska_400_lat1

Belgia zamknęła wszystkie kopalnie węgla kamiennego ponad dwadzieścia lat temu. Francuzi wydobyli ostatnią tonę w 2004 roku. Dokładnie rok temu w ich ślady poszła Wielka Brytania. Za dwa lata ostatnie dwie kopalnie zamkną Niemcy. W tym samym roku jedyną istniejącą jeszcze kopalnię zamkną Włosi. Do końca 2018 roku większość swoich kopalń węgla kamiennego zlikwiduje także Hiszpania. Likwidacje kopalń trwają także w Czechach, Rumunii i wielu innych krajach świata ─ w tym USA i Chinach.

Dlaczego Europa zamyka kopalnie?

Wszystkie gospodarcze potęgi Europy likwidują górnictwo nie dlatego, że skończył im się węgiel albo przestały go spalać. Ba! Niemcy, Brytyjczycy i Hiszpanie stali się jednymi z największych importerów tego surowca na świecie (wg danych Międzynarodowej Agencji Energii w 2015 roku dwa pierwsze kraje sprowadzały odpowiednio 55 i 25 mln ton). Tymczasem udokumentowane zasoby węgla pozwoliłyby im jeszcze na co najmniej sto lat wydobycia.

Górnictwo w tych krajach skończyło się po stu latach intensywnego wydobycia z powodu kosztów. Najpłytsze i najtańsze pokłady węgla już dawno zostały wyeksploatowane. Sięgano coraz głębiej i kopano coraz drożej. W końcu znacznie drożej, niż udawało się sprzedawać węgiel. Zamknięta rok temu brytyjska kopalnia wydobywała węgiel po 150 euro za tonę, chociaż na rynku można go było kupić za 50 euro. Niemcy każdego roku dokładają do górnictwa 1,5 mld euro z pieniędzy podatników. W Hiszpanii krajowy węgiel jest tak drogi, a jednocześnie o słabych parametrach, że rząd wprowadził prawo nakazujące jego zakup.

Polska nie jest wyjątkiem

Nie inaczej jest w Polsce. Zamknięta w piątek kopalnia Makoszowy w 1906 roku rozpoczynała wydobycie na poziomie 170 m, po II wojnie światowej eksploatacja zeszła na poziomy 300-500 metrów pod powierzchnią, a w latach 60. było to już 660 m. Ostatni węgiel z kopalni wyjechał z pokładu położonego 850 metrów pod ziemią.
Po niemal wieku intensywnego wydobycia, średnia głębokość na jaką zjeżdżają polscy górnicy to już 750 m. Jeszcze dekadę temu było to 100 m płycej, a na początku lat 90. aż 250 m bliżej powierzchni. Rekordzistką jest jedna z najmłodszych polskich kopalń, otwarta w 1979 roku KWK „Budryk”, gdzie węgiel wydobywa się już z głębokości 1300 m. Temperatura powietrza tak głęboko pod ziemią przekracza 30 st. C, a ścian 50 st. C. Wentylacja, odwodnienie, odmetanowanie i zabezpieczenie przeciwpożarowe coraz głębszych i coraz dłuższych korytarzy jest po prostu coraz kosztowniejsze. Coraz więcej kosztuje także wywóz urobku, przewóz rzeczy, dowóz i dojście pracowników do ścian, nierzadko przekraczające godzinę w jedną stronę.

wegiel_wydobycie_osobe

Spóźniona restrukturyzacja

Pogarszające się warunki wydobycia to tylko jeden z wielu powodów, przez które większość polskich kopalń jest nierentowna. Drugi, to bardzo wysokie koszty pracy, wynikające z jednej strony z przerostu zatrudnienia, a z drugiej z relatywnie wysokich płac. Podczas gdy w państwowych spółkach górniczych koszty pracowników wynoszą ok. 60%, to w zyskownych prywatnych kopalniach są o połowę niższe. Same pensje są tam równie wysokie, ale nie obrosły dziesiątkami kolejnych świadczeń, dodatków i premii z zysków wypłacanych nawet, gdy kopalnia fedruje straty. W prywatnych kopalniach ogranicza się ponadto zatrudnienie przez inwestycje w mechanizację.

wegiel_przerost_zatrudnienia_kopalniach

Według danych GUS w 2014 roku w wartości dodanej całego przemysłu koszty pracy stanowiły 44%, taki sam odsetek cechował prywatne górnictwo. Z kolei w spółkach górniczych kontrolowanych przez Skarb Państwa koszty pracy stanowiły… 101% kosztów. Ich pokrycie było możliwe poprzez kredyty i dotacje z budżetu państwa.

Brak możliwości redukcji etatów (bo przez lata nie było na to zgody kolejnych rządów) sprawiły, że państwowym kopalniom nie opłacało się w większym stopniu inwestować w maszyny. W efekcie zachowały przestarzałą strukturę zatrudnienia, w której efektywność w przeliczeniu na pracownika jest taka sama, a nie rzadko nawet gorsza, jak w połowie XX wieku. Kopalnia Makoszowy w szczytowym okresie lat 80. wydobywała 5 mln ton węgla rocznie, zatrudniając przy tym 10 tys. pracowników, co dawało 500 ton na osobę. W 2014 roku połączona kopalnia Sośnica-Makoszowy wydobywała zaledwie 440 ton na pracownika. Dla porównania średnie wydobycie z górnośląskich kopalń w czasie I wojny światowej, a więc równo sto lat wcześniej, wynosiło ponad 330 ton na osobę. W ocenie naukowców z Politechniki Śląskiej rentowny poziom dzisiejszego wydobycia zaczyna się przy 1000 ton na osobę, a w 2014 roku, przerost zatrudnienia w trzech państwowych spółkach górniczych przekraczał w związku z tym 20 tys. etatów.

Pozostałe koszty, na które najczęściej wskazują  górnicze związki zawodowe, także warto obniżać, ale to zaledwie kropla w morzu. Sytuację bardzo dobrze obrazuje mityczne wręcz „nadmierne opodatkowanie górnictwa”, podnoszone przez przedstawicieli branży. W rzeczywistości połowa „opodatkowania” górnictwa to podatki i składki odprowadzana od wynagrodzeń górników. Jedna czwarta to podatek VAT w całości przenoszony na klientów. Obciążenia specyficzne dla górnictwa stanowią poniżej 5% całego „opodatkowania” węgla.

wegiel_podatki_20151

Wzrost cen węgla zaszkodzi, zamiast pomóc

wegiel_ceny_ropy

Pozorną nadzieją dla śląskich kopalń mógłby być wzrost cen węgla. Trzeba jednak pamiętać, w całym zużyciu energii w Polsce węgiel kamienny stanowi tylko 37%, kolejne 24% zajmuje ropa, a 14% gaz ziemny. Niemal całą ropę i dwie trzecie gazu importujemy. Jeżeli na światowych rynkach wzrosną ceny węgla, więcej wydamy także na import tych węglowodorów. A to będzie dusić polską gospodarkę i w rezultacie popyt na węgiel będzie spadać. Co więcej, droższy węgiel oznacza, że produkcja energii w naszym kraju będzie bardziej niekonkurencyjna względem importowanej. W tym roku, drugi raz po 1989 roku, Polska będzie importerem energii elektrycznej netto (w wysokości ok. 2-3 TWh, czyli ok. 2% zużycia). Droższa energia z węgla oznacza także wyższą konkurencyjność produkcji energii z gazu i źródeł odnawialnych, a w efekcie znowu spadek zużycia „czarnego złota”.

Zapotrzebowanie na węgiel spada

W sytuacji, gdy polskie górnictwo nie jest w stanie skutecznie konkurować cenowo z zagranicznym węglem na rynkach międzynarodowych, jego podstawowym odbiorcą pozostał krajowy rynek. Ten zaś kurczy się od 30 lat i wszystko wskazuje na to, że ten trend się utrzyma. Z danych Międzynarodowej Agencji Energii wynika, że od szczytu zapotrzebowania w 1987 roku, zużycie węgla w Polsce spadło o 54%. Zmniejszanie krajowego wydobycia w podobnym tempie było tylko następstwem spadającego popytu. To efekt znacznej poprawy efektywności ─ mniejsze zużycie węgla w produkcji przemysłowej, termomodernizacja budynków i przechodzenie gospodarstw domowych na wygodniejsze i czystsze ogrzewanie gazowe oraz odnawialne źródła energii.

wegiel_zuzycie_w_polsce

Paradoksalnie nowe bloki węglowe budowane w elektrowniach Kozinice, Jaworzno i Opole, a wkrótce może też w Ostrołęce, także zmniejszą zużycie węgla w Polsce. Nowe, wysokosprawne jednostki potrzebują go o połowę mniej, niż elektrownie, które zastąpią. Jak wyliczali w ubiegłym roku menadżerowie Polskiej Grupy Energetycznej, zapotrzebowanie energetyki na węgiel spadnie w ciągu kilku następnych lat o ok. 15-20% do ok. 40 mln ton, z dzisiejszych blisko 50 mln t. Jeszcze gdy to mówili, zdolności wydobywcze polskich kopalń przekraczały 60 mln ton. To oznacza, że likwidowana właśnie kopalnia Makoszowy nie jest bynajmniej ostatnią zamykaną w tej dekadzie.

Praca czeka

Na Śląsku wydobycie węgla i zatrudnienie w górnictwie są najniższe od 50 lat, a wartość PKB regionu najwyższa w historii, zaś bezrobocie najniższe od 25 lat. Stopa bezrobocia rejestrowanego na Śląsku w listopadzie wynosiła zaledwie 6,6%, a biorąc pod uwagę jedynie osoby poszukujące pracy, region z bezrobociem na poziomie 5,1%, był czwartym najlepszym w Polsce.

wegiel_wydobycie_polska_2015_02

W wielu firmach na Śląsku brakuje już rąk do pracy. Najtrudniej o pracowników jest w dużych miastach ─ w Katowicach bezrobocie rejestrowane w listopadzie wyniosło zaledwie 2,9%, w Tychach 3,4%, a w Gliwicach 4,3%. Powyżej wojewódzkiej średniej są m.in. Zabrze (7,6%) i Bytom (15,5%).

Ta ostatnia cyfra pokazuje kolejne wyzwanie stojące przede wszystkim przed samorządem ─ poprawy mobilności pracowników. Z Bytomia do Katowic można dojechać komunikacją zbiorową w ciągu 25 minut, a do Chorzowa, gdzie bezrobocie jest o połowę niższe, podróż trwa 10 minut. Mimo to wielu pracowników nie podejmuje tam pracy. Co ciekawe, brak rąk do pracy zaczynają odczuwać już także kopalnie. ─ Coraz trudniej jest nam znaleźć pracowników ─ mówi nam osoba z zarządu Przedsiębiorstwa Górniczego Silesia w Czechowicach-Dziedzicach (bezrobocie w powiecie bielskim wynosi 5,5%).

Przyszłość Śląska to przemysł, ale już nie górniczy

W 2015 roku, mimo likwidacji na Śląsku 9 tys. miejsc pracy w przemyśle, utworzono niemal 18 tys. nowych w tym sektorze, a blisko 3 tys. pozostawało nieobsadzonych.
Podczas gdy od 2005 roku produkcja sprzedana górnictwa w cenach bieżących właściwie się nie zmieniła (realnie więc spadła), to produkcja sprzedana całego śląskiego przemysłu wzrosła o ponad 60%. W efekcie udział górnictwa spadł z 15% w 2005 roku do 10% w ubiegłym roku. I chociaż górnictwo generuje jedynie dziesiątą część przychodów całego śląskiego przemysłu, to zatrudnia co czwartego pracownika (jeszcze dekadę temu zatrudniało co trzeciego).

rynek_bezrobocie

Paradoksalnie ograniczenie zatrudnienia w kopalniach nie tylko nie będzie żadną katastrofą dla regionu, ale wręcz przyśpieszy jego rozwój w średnim i długim okresie. Każdy zatrudniony w górnictwie generuje dwukrotnie mniejszą wartość PKB, niż gdyby pracował w innej gałęzi przemysłu. Przechodząc do przemysłu maszynowego, czy motoryzacyjnego, gdzie brakuje pracowników, dostarczą regionowi znacznie wyższą wartość dodaną, niż fedrując na grubach.

Gospodarka oparta na wiedzy, nie węglu

Przynajmniej od XVIII do XX wieku to górnictwo było motorem napędowym śląskiej gospodarki i symbolem postępu technologicznego. W końcu pierwsza maszyna parowa w kontynentalnej Europie posłużyła pod koniec do odwadniania kopalni w Tarnowskich Górach, a wkrótce po jej sprowadzeniu Śląsk stał się prawdziwym zagłębiem technologicznym. Jednak od wielu lat górnictwo jest wręcz hamulcowym dalszego rozwoju. Wkład górnictwa do badań i rozwoju skurczył się do groteskowych rozmiarów. Za to łatwo dostępne i dobrze płatne etaty na kopalniach sprawiły, że województwo ma nadreprezentację mieszkańców z wykształceniem podstawowym, zawodowym i średnim, a mniej, z wykształceniem wyższym. Tymczasem to tych ostatnich brakuje na Śląsku najbardziej i to oni będą tworzyć przemysł przyszłości w tym regionie.
Jak podaje GUS, nakłady na działalność innowacyjną w województwie śląskim wzrosły w latach 2005-2015 o jedną trzecią ─ do 3,4 mld zł. Z tego w przetwórstwie przemysłowych w samym 2015 roku zainwestowano 3 mld zł, a w górnictwie… ledwie 0,01 mld zł. Nawet w poprzednich latach, gdy kopalnie zarabiały, na innowacje wydawały śmiesznie mało.

slask_przemysl

Z kolei ponad trzykrotnie (do 1,3 mld zł rocznie), wzrosły w ciągu ostatnich dziesięciu lat nakłady na same badania i rozwój technologii. Z tego niemal połowę zainwestował przemysł. Zdecydowana większość pieniędzy (ponad 1 mld zł rocznie) napędza rozwój w naukach inżynieryjnych i technicznych. Znacznie wzrosła w tym czasie także liczba patentów zgłaszanych (niemal dwukrotnie) i udzielanych (o połowę).

Według danych GUS udział przychodów netto ze sprzedaży produktów nowych lub istotnie ulepszonych na Śląsku wynosi blisko 12%. Przy cym w sektorze prywatnym to 14%, a w sektorze publicznym… niespełna 1%, choć ten ostatni nadal zatrudnia jeszcze jedną czwartą pracowników przemysłu i zdecydowaną większość górników.
Przez ostatnie dziesięć lat liczba przedsiębiorstw zajmujących się działalnością badawczo-rozwojową w województwie śląskim wzrosła pięciokrotnie ─ do 400, a liczba zatrudnionych przy badaniach ludzi o jedną trzecią, do niemal 10 tys. To etaty nie tylko dla naukowców. Połowę prac badawczo-rozwojowych wykonują osoby z wykształceniem magisterskim, inżynierskim lub niższym.

Jednocześnie w ciągu ostatnich dziesięciu lat o połowę spadła liczba bezrobotnych o wykształceniu podstawowym, zasadniczym zawodowym (w obu przypadkach do ok. 40 tys.) i średnim zawodowym (do ok. 30 tys.).

Jaka jest rzeczywistość ? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl