Dyner: Gra Białorusi z Rosją to nadal tylko gra (ROZMOWA)

12 grudnia 2016, 07:30 Energetyka

ROZMOWA

Aleksander Łukaszenka od kilku miesięcy prowadzi z Rosją rozmowy dotyczące przedłużenia umowy na dostawy ropy i gazu. Od dłuższego czasu utknęły w martwym punkcie. Zdaniem Anny Marii Dyner, analityka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Łukaszenka jest świadomy, że nie może wybić się na energetyczną niezależność, a rozmowy z Iranem czy Azerbejdżanem na temat dostaw ropy są kolejną odsłoną gry, jaką Mińsk od czasu do czasu prowadzi z Moskwą.

Putin i Łukaszenka

BiznesAlert.pl: Czy rozmowy Białorusi z Iranem oraz z Azerbejdżanem to realna szansa na dywersyfikacje dostaw ropy?

Anna Maria Dyner: Aleksander Łukaszenka jest świadomy, że nie może wybić się na energetyczną niezależność. Rozmowy z Iranem czy Azerbejdżanem na temat dostaw ropy są kolejną odsłoną gry, jaką Mińsk od czasu do czasu prowadzi z Moskwą. Dzieje się tak, zwłaszcza wówczas kiedy zaostrzają się relacje między obydwoma krajami. W takiej sytuacji Łukaszenka stara się pokazać Moskwie, że ma do wyboru inne, alternatywne rozwiązanie. Taką taktykę Białoruś stosuje od lat. W roku 2010 oraz w 2011, kiedy, podobnie jak obecnie, negocjacje dotyczące cen ropy naftowej stanęły w miejscu, prezydent Białorusi porozumiał się z ówczesnym prezydentem Wenezueli, Hugo Chavezem na dostawy ropy z tego kraju na Białoruś. W ten sposób Łukaszenka chciał pokazać Rosji, że ma alternatywę dla dostaw ropy ze wschodu. Eksperyment jakim były dostawy poprzez port w Odessie i Ukrainę na Białoruś okazał się nieudany. Ropa z Wenezueli była bardzo droga, a rafinerie na Białorusi nie były przygotowane technologicznie do rafinacji innej gatunkowo niż rosyjska ropy. Są one przygotowane do przerobu ciężkiej ropy typu Urals, a nie ropy z Wenezueli, która gatunkowo zalicza się do lekkiej ropy. Dokonano wówczas wymiany ropy na zasadzie swap, na tą pochodzącą z Azerbejdżanu. Ze względów logistycznych taki rodzaj transakcji okazał się opłacalny. Białoruś potrzebuje taniego surowca, aby po przerobie, Mińsk mógł zarabiać jak najwięcej na sprzedaży produktów naftowych. Im surowiec jest droższy, tym opłacalność takich transakcji jest mniejsza. Rozmawiając z Azerbejdżanem i Iranem Łukaszenka pokazuje, że może mieć z tym krajami dobre relacje. W Iranie były nawet pomysły wspólnych przedsięwzięć w poszukiwaniu ropy. Biorąc pod uwagę położenie Białorusi, w tym brak alternatywnej drogi sprowadzenia surowca oraz istniejącą infrastrukturę rurociągową, to Rosja jest najtańszym dostawcą ropy.

Czy to znaczy, że Łukaszenka stara się więc ugrać jak najwięcej, będąc w pełni świadomy, że jest i będzie zależny energetycznie do Moskwy?

Najprawdopodobniej jesteśmy świadkami takiej rozgrywki. Białoruś ma także jeszcze jeden atut w ręku. Chodzi o Euroazjatycką Unię Gospodarczą. Zgodnie z zapisami traktatowymi, państwa członkowskie mają tworzyć wspólny rynek surowców energetycznych. Białoruś w rozmowach z Rosją powołuje się na ten zapis, podkreślając, że Rosja nie wywiązuje się z tych zobowiązań. Mińsk uważa, że zgodnie z zapisami tego porozumienia cena surowca powinna być jednakowa dla wszystkich uczestników Unii. Rosjanie wiedzą, że docelowo ten zapis będzie ich do tego zobowiązywał, ale starają się całą procedurę wydłużyć. Docelowo taką datą ustanowienia takiego rynku jest 2025 rok. Dla Białorusi to bardzo ważny zapis, ponieważ ich gospodarka jest zależna od wysokości cen ropy i gazu.

PERN rozważa możliwość uruchomienia rewersowych dostaw ropy na ropociągu Przyjaźń w kierunku Białorusi. Czy Mińsk realnie rozważa dywersyfikacje dostaw ropy naftowej poprzez Ukrainę i Polskę?

Podejmując jakąkolwiek decyzje w tej sprawie należy sprawdzić czy istnieje techniczna możliwość rewersowych dostaw na Białoruś. Należy także sprawdzić umowę z Rosją, czy nie ma tam żadnych zapisów, które uniemożliwiałyby lub komplikowały cały proces rewersowych dostaw. Pojawia się też pytanie czy Białoruś byłaby zainteresowana fizycznym rewersem czy wirtualnym. Sprowadzanie ropy z np. Gdańska przez polskie rurociągi może się dla tego państwa okazać mało opłacalne. Jeśli Mińsk dzięki swojej dotychczasowej postawie wynegocjuje dogodne dla siebie warunki dostaw ropy, wówczas inne projekty takie jak rewers na ropociągu Przyjaźń będą nieopłacalny. Pamiętajmy, że import surowca poprzez naftowe terminale w Polsce czy na Ukrainie to skomplikowane logistycznie operacje oraz wysokie koszty takie jak transport, przeładunek, magazynowanie, przesył. To podnosi koszty, i nawet jeśli byłaby ona wyjściowo konkurencyjna do rosyjskiej, to dodatkowe opłaty przyczynią do wzrostu ceny i w efekcie nieopłacalności tego procesu. Podobnie jak było z ropą z Wenezueli.

Prezydent Białorusi podczas jednej z listopadowych konferencji podkreślił, że Mińsk chciał wziąć udział w prywatyzacji Basznieftu, jednak Moskwa nie odpowiedziała na ich ofertę…

Białoruś chciała wykorzystać prywatyzację Basznieftu do rozgrywania innych interesów z Moskwą. Rosji zależy bowiem na Mińskim Zakładzie Ciągników Kołowych, gdzie produkowane są m.in. platformy pod mobilne wyrzutnie rakiet balistycznych. Wcześniej nie było mowy o sprzedaży tego zakładu. Jednak przy okazji prywatyzacji Basznieftu, Łukaszenka chciał dokonać wymiany pakietu akcji. Miałby przy tym dostęp do własnych złóż. Rosja odmówiła, być może mając też na uwadze, że zakup udziałów w spółce naftowej pozwoliłoby na większą samodzielność Białorusi. Rosja chce jednak nadal pozostać jedynym i głównym dostawcą.

Rozmawiał Bartłomiej Sawicki