BBC: Elektrownia w Ostrowcu skłóciła Europę Wschodnią

28 sierpnia 2017, 09:30 Alert

Łotwa i Litwa spierają się z powodu Białorusi. Dla Łotyszy dialog z tym państwem jest korzystny, ale Litwini obawiają się budowanej na Białorusi elektrowni jądrowej. Wilno chce doprowadzić do częściowej blokady energetycznej swojego wschodniego sąsiada. Jednocześnie nie jest to jedyna elektrownia jądrowa, która powoduje problemy w regionie.

Elektrownia jądrowa Ostrowiec, Białoruś. Zdjęcie: Noviny.by
Elektrownia jądrowa Ostrowiec, Białoruś. Zdjęcie: Noviny.by

Historia ta zaczęła się ok. 20 lat temu, kiedy państwa bałtyckie dopiero prowadziły rozmowy na temat członkostwa w Unii Europejskiej. Przed każdym z nich Bruksela postawiła osobne wymagania. Na przykład Litwa musiała zamknąć elektrownię jądrową w Ignalinie.

– Było to naszym obowiązkiem przed wstąpieniem do Unii Europejskiej. Chodziło nie tylko o zamknięcie, ale również o wstrzymanie prac oraz rozbiórkę reaktora. Z kolei UE zobowiązała się do w współfinansowania tego procesu – powiedział w rozmowie z BBC litewski wiceminister energetyki Simonas Satunas.

Miasto umiera

Mieszkańcom litewskiego Visaginas niechętnie wspominają o tym, jak wówczas się czuli.

– Była to krzywda i ból. W większości ludzie nie mieli możliwości zatrudnienia w innym miejscu, ponieważ całe miasto powstawało z myślą o elektrowni jądrowej. A potem ją zabrano i zamknięto – powiedział w rozmowie z BBC jeden z mieszkańców, który cały czas pracuje w elektrowni. – W mieście nie ma już nadziei. Miasto umiera – dodaje.

Zagrożone miasto

Po rozpadzie ZSRR i stopniowym wyłączaniu elektrowni, liczba mieszkańców spadła blisko dwukrotnie. Z 36 tys. pozostało ich jedynie 23 tys. Mieszkania, o których 35 lat temu marzyli mieszkańcy budynków komunalnych, dzisiaj stoją puste lub są sprzedawane za kilka tysięcy euro, co dla miejscowej ludności i tak stanowi dużą kwotę. Problemem pozostają niskie dochody mieszkańców. Według rozmówców BBC, pracownicy elektrowni zarabiają 800-900 euro na rękę, a pozostali pracują za minimalną pensję.

Żaden z pracowników elektrowni nie wie, jak długo będzie jeszcze miał pracę. Pierwszy reaktor wyłączono w 2004 roku, drugi pięć lat później. Dla pełnego zamknięcia elektrowni potrzeba co najmniej 21 lat. Terminy były już wcześniej przekładane i niewykluczone, że ponownie się tak stanie. Rzecz polega na unikalności projektu.

– Moc reaktorów jest znacznie większa niż w podobnych projektach. Reaktory typu RBMK nie są wykorzystane w żadnej elektrowni na świecie. Wcześniej stosowane były tylko w ZSRR – powiedział Satunas.

Europa zdała sobie sprawę, że Litwa samodzielnie nie była w stanie zrealizować takiego projektu. Obecnie rząd pokrywa 12 proc. kosztów, państwa europejskie zgodziły się więc na pomoc finansową dla Wilna. Jednakże ta pomoc ma trwać jedynie do 2020 roku. Co będzie dalej, nie wiadomo.

Green field

Jeżeli finansowanie zostanie przerwane lub zmniejszone, projekt zamknięcia elektrowni jądrowej będzie zagrożony, a ponad 2 tys. osób straci pracę. Niepokój może budzić także bezpieczeństwo regionu. Jak zaznacza BBC, tylko niektóre obszary elektrowni można uznać za stosunkowo bezpieczne. Przykładowo wszyscy mieszkańcy mogą chodzić po wnętrzu pierwszego reaktora, gdzie jeszcze niedawno znajdowało się paliwo jądrowe.

Przy pozytywnym scenariuszu do 2038 roku ma zostać osiągnięty stan tzw. green field, co oznacza, że teren będzie bezpieczny. Jednak nawet jeżeli Europa przedłuży finansowanie tego projektu, nadal otwarta pozostaje kwestia magazynowania przetworzonego paliwa jądrowego.

Obecnie tylko część odpadów znajduje się w tymczasowych kontenerach na terenie elektrowni. Ich okres eksploatacji wynosi 50 lat. Według BBC nikt nie wie, co dalej z nimi zrobić. Nie wiadomo również, kto dalej będzie płacił za magazynowanie. Jest mało prawdopodobne, że Litwa sama będzie w stanie ponieść taki koszt. Zdaniem Satunasa wysokość koniecznego finansowania nie jest na razie znana.

Ogólny ból głowy

Drugim problemem związanym z zamknięciem elektrowni Ignalina jest ,,głód energii”.

Gdy instalacja była czynna, pokrywała ponad 60 procent krajowego zapotrzebowania na energię. Zapewniała również jej brakujący wolumen na Łotwie. Po zamknięciu instalacji oba państwa zaczęły mieć problem z deficytem energii i zostały zmuszone do jej zakupu w sąsiednich państwach.

Obecnie kupuje od Rosji i Białorusi ok. 10 proc. zużywanej w kraju energii i nie zamierza zrezygnować z tej praktyki. Z kolei Litwini importują aż 70 proc. zużywanej przez siebie energii. Wolą jednak współpracować z państwami skandynawskimi. Wilno wzywa także do blokowania zakupu energii z powstającej na Białorusi elektrowni jądrowej.

Na tym tle między sąsiadami narasta konflikt. Litwa nie jest zadowolona z tego, że wspomniana instalacja powstaje w odległości 50 km od jej stolicy. Wilno uważa ten obiekt „za skrajnie niebezpieczny”. Na poziomie legislacyjnym Litwa oficjalnie uznała elektrownię w Ostrowcu za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Do Mińska trafiło już pięć not związanych z incydentami, do jakich dochodziło na budowie elektrowni.

– Roszczeń jest wiele – powiedział w rozmowie z BBC litewski minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius.

– Trzeba było zbadać oddziaływanie na środowisko, należało skonsultować budowę elektrowni z sąsiadami tzn. z nami. Należy również wspomnieć, że jest to rosyjski projekt. Nie chciałem wykluczać możliwości, że ten projekt nie ma ekonomicznego charakteru, lecz jest motywowany kwestiami politycznymi i geopolitycznymi oraz że ma na celu wstrzymanie naszej synchronizacji (systemów elektroenergetycznych – przyp. red.) z Europą – dodał.

„To nie tylko nasz  ból głowy”

Jego zdaniem aby stanowisko w tej sprawie było silne, potrzebne jest wsparcie ze strony sąsiednich państw.

– To nie tylko nasz ból głowy, ale również całego regionu, ponieważ jest to wrażliwy obiekt – powiedział szef litewskiej dyplomacji.

Z kolei Łotwa nie widzi powodów do niepokojów i nie zamierza blokować zakup energii z jakiejkolwiek instalacji. Nie jest również przekonana co do tego, że Litwini mają prawo do podejmowania takich działań.

– Niezależnie od tego, gdzie znajduje się elektrownia jądrowa, jeżeli spełnia ona wszystkie techniczne wymagania bezpieczeństwa, to nie ma podstaw, aby nie kupować od niej energii. Z posiadanych przez nas informacji wynika, że brak jest potwierdzenia, iż normy bezpieczeństwa nie są spełnione – stwierdziła Olga Bogdanowa, dyrektor departamentu rynku energii i infrastruktury w łotewskim ministerstwie gospodarki.

W jednym z wywiadów litewski minister spraw zagranicznych stwierdził, że stanowisko Rygi może być związane z tym, że chce ona utrzymać tranzyt towarów z Białorusi. Łotwa przyznaje, że tranzyt jest potrzebny, a stosunkom z Białorusią nikt nie chce zaszkodzić.

– Konkurencja ekonomiczna w regonie była zawsze. Tranzyt leży w interesie naszym, jak i Litwy. Białoruś pracuje nad tym, aby pozyskać transporty cargo z Chin. Oczywiście chcemy, aby w tym celu była wykorzystana nasza infrastruktura – uważa Ilgvars Kļava, szef departamentu stosunków dwustronnych z państwami trzecimi w łotewskim MSZ.

Jak zauważa BBC, póki politycy rozwiązują problemy geopolityczne, mieszkańcy umierającego Visaginas jeżdżą na budowę elektrowni w białoruskim Ostrowcu i to mimo obaw miejscowych polityków.

BBC/Piotr Stępiński