Stępiński: Czarnobyl pokazuje prawdę o Sowietach. Rosja próbuje ją ukryć

10 czerwca 2019, 07:31 Atom

Mini-serial HBO o katastrofie w elektrowni jądrowej w Czarnobylu bije rekordy popularności. Fabularyzowana wizja wydarzeń sprzed ponad 30 lat nie powinna budzić obaw o przed atomem. Może być wstępem do telewizyjnej zimnej wojny między Rosją a Stanami Zjednoczonymi, bo Rosjanie pracują nad własnym serialem, który ma przedstawić ,,prawdę” o Czarnobylu – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.

Kadr z serialu Czarnobyl / fot. HBO

Jak doszło do katastrofy w Czarnobylu?

26 kwietnia 1986 roku doszło do największej katastrofy jądrowej w dziejach świata. Temat ten doczekał się różnych opracowań. Teraz historię tę sfabularyzowało HBO. W miniony wtorek w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i na Ukrainie zakończyła się emisja mini-serialu – „Czarnobyl”.

Główną przyczyną katastrofy była wada konstrukcyjna sowieckiego reaktora RBMK o mocy 1000 MW. Jak przekonywali sowieccy uczeni, na czele z Anatolijem Aleksandrowem (byłym szefem Akademii Nauk ZSRR – przyp. red.) reaktory RBMK były tak bezpieczne, że bez problemu mogłyby stanąć na Placu Czerwonym w Moskwie. Wydarzenia z 1986 roku temu jednak zaprzeczyły. W nocy z 25 na 26 kwietnia w czarnobylskiej elektrowni przeprowadzono eksperyment, który miał sprawdzić jak długo wirnik turbiny, która zostaje nagle wyłączona, jest w stanie dostarczać energię na potrzeby technologiczne. Test ten powinien zostać przeprowadzony zanim reaktor został oddany do eksploatacji. Gdyby rzeczywiście wszystko odbyło się zgodnie z procedurami to blok nie zostałby uruchomiony, a to oznaczałoby opóźnienia, na które w Związku Radzieckim nie mogło być zgody. Tym bardziej tuż przed 1 maja. Jednym z głównych mankamentów czarnobylskiego reaktora było to, że zakończenia prętów sterujących zawierały grafit, co miało kluczowy wpływ na katastrofę z kwietnia 1986 roku. Problemy zamieciono pod dywan licząc, że uda się je rozwiązać później. Historia pokazała, że radziecka myśl techniczna i polityczna nie zdała egzaminu. Próbowano udoskonalać reaktor RBMK. Wykonano trzy testy, w 1982, 1984 oraz 1985 roku, ale każdy z nich zakończył się niepowodzeniem. Liczono, że w przypadku testów w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku będzie inaczej. Sowiecka energetyka potrzebowała sukcesu. Zwłaszcza w trakcie trwającej zimnej wojny. Wspomniany wcześniej 1 maja, a więc Święto Pracy, byłby doskonałą okazją do tego, aby pochwalić się dorobkiem sowieckiej myśli technicznej.

Jednak sposób w jaki zaplanowano testy w 1986 roku pozostawiał wiele do życzenia i był przejawem sowieckiego myślenia o rzeczywistości, co dobrze uchwycili autorzy serialu. Były one głównie przygotowywane przez osoby nie mające styczności z energetyką jądrową. Kluczem nie były kompetencje, ale legitymacja partyjna i uległość wobec kierownictwa partii. Jedna z kluczowych postaci wydarzeń w Czarnobylu Anatolij Diatłow mimo, że był inżynierem atomistyki i posiadał wieloletnie doświadczenie w pracy przy reaktorach jądrowych zajmował funkcję zastępcy głównego inżyniera. Jego przełożonymi były osoby, które nigdy wcześniej nie miały do czynienia z energetyką jądrową, ale posiadały legitymację partyjną czym nie mógł się poszczycić Diatłow.

Stępiński: 33 lata po Czarnobylu czas ujarzmić atom

Czy zawinił człowiek?

W feralną noc za sterowanie reaktorem odpowiadał Leonid Toptunow, który na tym stanowisku pracował od stycznia. W wyniku zbyt szybkiej redukcji mocy reaktora i obniżenia jej do z 3,2 GW mocy cieplnej 10 MW doprowadził do zatrucia ksenonowego. W takich warunkach nie powinno dojść do testów, a reaktor należało wyłączyć na 24 godziny, aby ksenon mógł się rozłożyć. Nie zrobiono tego, ponieważ operatorzy prawdopodobnie myśleli, że doszło do usterki jednego z automatycznych regulatorów, dlatego manualnie wyłączono procedury bezpieczeństwa, co w przypadku reaktora RBMK nie było trudne. W celu podniesienia mocy reaktora zaczęto wyciągać kolejne pręty sterujące. Uzyskana wartość mocy była poniżej wymaganych minimów, ale mimo to nie zdecydowano się na przerwanie testów, choć już wtedy reaktor był niestabilny. W tym czasie zatrucie ksenonowe reaktora postępowało, a operatorzy decydowali się na wyciągnięcie kolejnych prętów sterujących, aby podnieść moc. W wyniku podjęcia kolejnych błędnych decyzji operatorzy doprowadzili do skrajnej niestabilności reaktora. Sytuację pogorszyło awaryjne opuszczenie prętów kontrolnych, które miały wyłączyć reaktor. Miało to katastrofalne skutki, ponieważ grafit na zakończeniach prętów moderował neutrony, doprowadzając do nadmiernego wydzielania ciepła. O tej wadzie konstrukcyjnej nie wiedzieli operatorzy bloku. W efekcie doszło do przegrzania reaktora, które doprowadziło do wybuchu wodoru, pożaru i skażenia.

A może system?

Autorzy serialu HBO poświęconego awarii w Czarnobylu starali się w miarę wiernie odzwierciedlić jej przyczyny, ale wydaje się, że położyli zbyt mocny akcent na czynnik ludzki. Czarnobyl to także wypadkowa błędów konstrukcyjnych oraz sowieckiego myślenia opartego na kłamstwach i oszustwach. W serialu przedstawiono m.in. scenę narady u Michaiła Gorbaczowa tuż po awarii w Czarnobylu, gdzie był przekonywany, że nic się nie stało, a sprawa ma marginalne znaczenie. Według scenarzystów wziąć miał w niej udział prof. Walerij Legasow, członek specjalnej komisji rządowej która miała zbadać przyczyny katastrofy. Znamienny jest sposób w jaki został o tym poinformowany, a mianowicie telefonem o świcie, który brzmiał bardziej jak rozkaz niż propozycja ograniczający jego rolę wyłącznie do odpowiedzi na zadawane pytania. Prof. Legasow zakwestionował dane przedstawione I Sekretarzowi. Na ich podstawie wywnioskował, że pomiary radiacji w Czarnobylu były sfałszowane, ponieważ prowadzono je w oparciu o urządzenia o małej skali pomiaru, które nie były w stanie odczytać rzeczywistego poziomu napromieniowania, co później okazało się prawdą. Choć w rzeczywistości Legasow nie uczestniczył w spotkaniu z Gorbaczowem, to jednak serialowa wymiana zdań między nimi dobrze oddaje charakter sowieckiego myślenia. – Stwierdziłem fakty. Ja tu o faktach nic nie słyszę. Człowiek, którego nie znam snuje domniemania sprzeczne z doniesieniami urzędników partyjnych.

Co prawda można zarzucić autorom serialu o Czarnobylu pewne niedociągnięcia związane z umieszczaniem w nim scen, których w rzeczywistości nie było (np. wspólny lot Legasowa z wicepremierem Borysem Szczerbiną) czy sugerowanie, że w wyniku wybuchu doszło do zawalenia pokrywy reaktora, ale wydaje się, że ich intencją było pokazanie samej katastrofy. Moim zdaniem serial trzeba rozumieć jako próbę przedstawienia sowieckiej machiny państwowej, konsekwencji i reakcji na różnych poziomach decyzyjnych. Warto odnotować, że Sowieci nie chcieli przyznać się do awarii, bowiem oznaczałoby to cios dla Kraju Rad i dorobku partii Lenina oraz całego narodu sowieckiego. Dopiero Zachód zmusił Kreml do przyznania się do katastrofy, ale ten i tak zrobił to w formie krótkiego anonsu telewizyjnego.

Rosja reaguje na Czarnobyl

Sami Rosjanie dość niechętnie powracają do tamtych lat. Jednak za sprawą serialu HBO temat ten ponownie znalazł się w nagłówkach rosyjskich mediów. Na przykład Komsomalskaja Prawda podejrzewa, że za serialem HBO kryją się konkurenci Rosatomu, którzy poprzez przypomnienie wydarzeń z Czarnobyla chcą uderzyć w wizerunek Rosji, jako państwa posiadającego i eksportującego technologie jądrowe.W innych miejscach można przeczytać opinie rosyjskich ekspertów, że skoro za produkcją filmu stoją Amerykanie, to z góry jest on zafałszowany, na dowód czego w Runecie pojawiają się publikacje, w których klatka po klatce analizowany jest serial, a ich autorzy dopatrują się najdrobniejszej nieścisłości. Pojawiają się również wypowiedzi ,,likwidatorów Czarnobyla” m.in. obecnego deputowanego do Dumy Państwowej Giennadija Oniszczenki, który ze względu na zaangażowanie Amerykanów w produkcję wątpi w jej obiektywizm. Rosjanie nie lubią gdy o historii Związku Sowieckiego piszą inni, a zwłaszcza gdy robią to Amerykanie próbując ,,atakować” poprzedni ustrój.

Warto również odnotować, że amerykański serial trafił również do młodych Rosjan, którzy wcześniej mogli nie słyszeć o Czarnobylu, więc Rosja przygotowuje swoją ,,prawdziwą wersję” wydarzeń z 1986 roku. Tamtejsza telewizja państwowa pracuje nad serialem, który ma udowodnić, że za awarią w Czarnobylu mieli stać Amerykanie, a konkretnie CIA. Reżyser serialu Aleksiej Muradow przekonuje, że część historyków nie wyklucza, iż feralnego dnia w załodze elektrowni pracował szpieg wrogiego wywiadu. W rosyjskich mediach pojawiła się informacja, że prace nad serialem ruszyły na polecenie samego Władimira Putina.

Kłamstwo czarnobylskie

Możliwe, że zlecając wykonanie serialu o Czarnobylu rosyjski prezydent chce zwrócić się do młodych obywateli a także do jeszcze żyjących likwidatorów skutków awarii. W produkcji HBO szczególna uwaga została skierowana właśnie na te osoby, które dzięki swemu poświęceniu uratowały miliony ludzi w Europie i do tej pory odczuwają skutki chorób, na które zapadli po napromieniowaniu. Tymczasem o likwidatorach Czarnobyla rosyjskie władze przypominają sobie niezwykle rzadko, głównie przy okrągłych rocznicach awarii. Ostatni raz Władimir Putin zwrócił się do likwidatorów Czarnobyla w 2016 roku podczas 30. rocznicy katastrofy. Wcześniej zrobił to w 25. rocznicę. Być może teraz ponownie staną się oni celem szczególnej atencji Kremla. Być może dostaną nawet odznaczenia państwowe lub dodatki do emerytur bądź rent. Rosjanie, zamiast rozliczyć się z przeszłością podążają ścieżką, która doprowadziła do największej w historii awarii jądrowej. Tworzą serial, który będzie powielał i pogłębiał kłamstwo czarnobylskie. Jaką cenę są w stanie zapłacić, aby je utrzymać?

Można zaryzykować stwierdzenie, że katastrofa w Czarnobylu była symbolicznym początkiem końca Związku Sowieckiego. Obnażyła jego wszystkie słabości, ale również odcisnęła piętno na rozwoju energetyki jądrowej na świecie. Świat przestraszył się atomu. Czy amerykański serial spowoduje, że przestraszy się na nowo? Od 1986 roku świat i energetyka znacząco się zmieniły, również pod względem standardów bezpieczeństwa. Współczesne elektrownie jądrowe w żaden sposób nie przypominają tej z Czarnobyla. Choć czarnobylskie reaktory RBMK do tej pory funkcjonują m.in. w elektrowniach w Leningradzie czy Kursku, to wzmocnione zostały wymogi bezpieczeństwa. Produkcje, jak ta HBO, powinny być pewnego rodzaju memento na przyszłość, a nie otwarciem puszki Pandory z demonami Czarnobyla i asumptem do atakowania atomu. Mogą być jednak okazją do pojawienia się nowej zimnowojennej retoryki w rosyjskich programach telewizyjnych.