Furdyna: Koniunktura na współpracę Polska-Litwa

12 sierpnia 2016, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Prezydent Litwy Dalia Grybauskaite i Prezydent RP Andrzej Duda. Zdjęcie: BBN

Marcin Furdyna

Współpracownik BiznesAlert.pl

Litewski publicysta Rimvydas Valatka podsumował na falach litewskiego radia LRT pierwszy rok prezydentury Andrzej Dudy z perspektywy stosunków polsko-litewskich. W swoim felietonie Valatka określił Warszawę i Waszyngton kluczami do obrony Litwy przed ewentualną agresją ze Wschodu. Jednocześnie podkreślił zdumiewający fakt braku zainteresowania wzajemnymi sprawami u polityków polskich i litewskich, w pierwszej kolejności obwiniając za obecne ochłodzenie na linii Warszawa-Wilno władze litewskie, które dotychczas nie potrafiły rozwiązać problemów polskiej mniejszości.

Valatka posłużył się przy tym barwną analogią historyczną, porównując stan obecnych stosunków do tych po ultimatum, jakie rząd polski wystosował do Litwy w marcu 1938 r.: „Stosunki dyplomatyczne są nawiązane, mamy połączenie pocztowe etc. – ale to wszystko. Prezydenci i premierzy nie spotykają się, nawet nie rozmawiają ze sobą przez telefon, kontakty międzyparlamentarne nie są podtrzymywane ani przez partie rządzące, ani przez opozycję. Jedyną różnicą w stosunku do 1938 r. jest fakt, że Wilno leży w granicach litewskich, a nie – jak wówczas – polskich”.

Analogie historyczne

            Po ultimatum w 1938 roku stosunki polsko-litewskie pomału, acz sukcesywnie się poprawiały. Radykalny krok ministra Józefa Becka był tyleż efektowny, co efektywny. Rzecz działa się zaraz po Anschlussie Austrii, a Litwini mieli na swoim terytorium znaczną mniejszość niemiecką w Kraju Kłajpedzkim, co było istotnym powodem zmiany podejścia litewskich polityków i wojskowych do Polski.

Dziś Litwini również mają na swoim terytorium mniejszość narodową rewizjonistycznego kraju – w tym przypadku Rosji, która nie ma względem Wilna pretensji terytorialnych, ale ambicje, żeby dominować w regionie. W każdym razie zagrożenie zewnętrzne powinno zbliżać Polaków i Litwinów. Brakuje jednego – ultimatum. Nie chodzi naturalnie o formę, tylko o wydarzenie tak dużej wagi, aby przełamało obecny impas i było impulsem do rozwoju dobrych stosunków dwustronnych.

Jakby nie oceniać polskiego ultimatum, w 1938 r. z inicjatywą mogła wyjść tylko Polska, bo Litwini nie mogli wyrzec się dobrowolnie Wilna. Dziś może to zrobić tylko Litwa – przez decyzje w sprawie polskiej mniejszości, które z punktu widzenia Warszawy są bardzo istotne, a które od ćwierćwiecza kładą się cieniem na stosunkach polsko-litewskich.

Dobra koniunktura

            Najlepsza po temu koniunktura była zaraz po aneksji Krymu. Pod wpływem wydarzeń Litwa przywróciła tymczasowy pobór, w czerwcu tego roku zmieniając go na stały. Równie dobrze politycy litewscy mogli uzasadnić zwrot w stosunkach z Polską. W 2014 r. wydźwięk najmniejszego kroku dla zaspokojenia dezyderatów polskiej mniejszości byłby zwielokrotniony przez świeży konflikt rosyjsko-ukraiński. Być może powstrzymałoby to przedstawicieli polskiej mniejszości przed opuszczeniem koalicji rządowej i radykalizacją ich postaw. W tym czasie stanowisko szefa polskiej dyplomacji zajmował Radosław Sikorski, którego ostre wypowiedzi na temat praw polskiej mniejszości na Litwie miały jednoznacznie negatywny wpływ na kondycję bilateralnych stosunków, co musiało zniechęcać Litwinów do podjęcia próby ich odprężenia – z ustępstwami względem litewskich Polaków włącznie.

Jednak dobra koniunktura trwa nadal, choć Warszawa ma ograniczoną rolę do odegrania w kwestii poprawy wzajemnych stosunków. Sytuacja polskiej mniejszości jest wewnętrzną sprawą litewską, a ostre próby wywarcia presji na Wilno w tym względzie będą przynosić efekty odwrotne do zamierzonych. Nie oznacza to jednak, że Polska nie powinna szukać odprężenia w innych kwestiach. W lipcu br. spotkanie wiceministra energetyki Michała Kurtyki, ministra Piotra Naimskiego i prezesa PKN Orlen Wojciecha Jasińskiego z litewskim premierem Algirdasem Butkevičiusem przyniosło wznowienie zerwanych rozmów w sprawie wysokości taryf przewozowych między Orlen Lietuva a Lietuvos geležinkeliai – przy czym Butkevičius zaznaczył, rozmowy te mogą mieć wpływ na negocjacje dotyczące wspólnych projektów energetycznych w przyszłości.

Podobną deklarację dotyczącą gotowości rozwiązania spotów wokół Możejek premier Butkevičius złożył po spotkaniu z Donaldem Tuskiem na początku kwietnia 2014 r. w Brukseli, jednak dotąd nie udało się dojść do porozumienia. Pokazuje to, że kluczem do wypracowania przynajmniej wstępnego porozumienia w spornych kwestiach są rozmowy na wysokim szczeblu – tu akurat w kwestii energetyki, która też jest zakładnikiem dobrych lub złych relacji polsko-litewskich. Najbardziej na złych stosunkach traci należąca do Orlenu rafineria w Możejkach, której właściciele pozostają w sporze z Kolejami Litewskimi w sprawie wysokości stawek przewozowych i rozebranego 19-kilometrowego odcinka kolejowego z rafinerii na Łotwę, co znacznie zwiększyło koszty transportu towarów. Warto jednak zauważyć – odcinek torów został rozebrany w 2008 r., czyli zaraz po zmianie władzy w Polsce, kiedy stosunki polsko-litewskie zaczęły się psuć. W listopadzie 2007 r. Tusk udał się co prawda z pierwszą zagraniczną wizytą do Wilna, ale już w następnym roku minister Sikorski, mówiąc o sytuacji polskich mniejszości, zestawił Litwę razem z Białorusią, a Polska opuściła Litwę w sprzeciwie wobec wznowienia negocjacji nad traktatem Unii Europejskiej z Rosją (PCA) – przedstawiciel litewski miał wówczas powiedzieć, że „historia przyzna Litwie rację”. Skoro od momentu zakupu przez PKN Orlen rafinerii w Możejkach stosunki polsko-litewskie przez gros czasu pozostawały złe, rozwiązania problemów należałoby spróbować poszukać przez odprężenie wzajemnych stosunków.

Współpraca czy konfrontacja?

Również w kwestii praw polskiej mniejszości trzeba szukać porozumienia przez jak najczęstsze spotkania na szczycie. Podnoszony często zarzut, że życzliwa polityka względem Litwy nie przyniosła dotychczas efektów jest chybiony, gdyż wytworzona koniunktura trwa od ok. 2 lat, podczas których kolejne rządy w Warszawie nie wyrażały zainteresowania poprawą stosunków polsko-litewskich. Stwarzając odpowiedni klimat do rozmów, których obecnie – jak podkreślił Valatka – nie ma, będzie można spróbować wykorzystać najlepszą koniunkturę do współpracy polsko-litewskiej od czasu przystąpienia krajów do struktur euroatlantyckich. Sprzyja temu sytuacja międzynarodowa, wspólne projekty energetyczne i zbieżność interesów – brakuje tylko woli politycznej z jednej i drugiej strony.

Wydaje się jednak, że to przede wszystkim Wilno powinno dokładać starań, aby jak najszybciej znormalizować stosunki z Polską. W przypadku zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA, Litwie – trzymając się artykułu Valatki – może zostać tylko jeden klucz do bezpieczeństwa. Mogłoby wtedy dojść do przewartościowania stosunków polsko-litewskich, gdzie to Litwa byłaby petentem, a strona polska miałaby sposobność do wykorzystania okazji dla poprawy sytuacji polskiej mniejszości. Podobne rozwiązanie byłoby na pewno kuszące dla niektórych środowisk, ale zdecydowanie niepożądane, bo – o ile doszłoby w ogóle do skutku – nie naprawiłoby trwale stosunków polsko-litewskich, a położenie polskiej mniejszości poprawiało jedynie tymczasowo.