Gacki: Bezpieczeństwo energetyczne – następny argument za OZE?

26 kwietnia 2019, 07:30 Energetyka

Odnawialne Źródła Energii – to już slogan odmieniany w tej chwili przez wszystkie przypadki. Nie tylko w Europie, ale i na całym świecie nie da się być na bieżąco z energetyką nie słysząc o zielonych źródłach. Główne argumenty przemawiające za ich stosowaniem to ochrona środowiska i walka ze smogiem. Zastanówmy się jednak, czy na pewno to jedyne „za” w całej dyskusji o OZE? – zastanawia się Maciej Gacki ze Studenckiego Koła Naukowego Energetyki przy Szkole Głównej Handlowej.

Panele słoneczne w Czernikowie

Cofnijmy się kilkadziesiąt lat wstecz. Lata 70. Kryzys naftowy. Baryłka skoczyła o kilkaset procent w górę osiągając wartości wcześniej niespotykane. Zachód zaczął dostrzegać, że bez surowców naturalnych gospodarka kraju rozwiniętego nie jest w stanie funkcjonować. W tamtym okresie na stacjach benzynowych w Stanach Zjednoczonych zaczynało brakować paliwa. Mało tego, energetyka zawodowa, która opierała się na węglowodorach ropopochodnych, również miała nie lada kłopoty. Wprowadzano limity temperatury w budynkach, a prezydent Jimmy Carter, postanowił zainstalować na dachu Białego Domu… panel fotowoltaiczny. Zaczęto bardzo intensywnie rozwijać energetykę wiatrową. Na rynku były dostępne małe, kilku kilowatowe turbiny, niemniej dla zaspokojenia potrzeb chociaż procenta kraju, trzeba było rozwijać technologię…

Przykład następny, bardzo świeży. Wenezuela – kraj, który przy zasobach ropy jakimi dysponuje, nie miał prawa upaść. „Wenezuela Saudyjska” jak o niej często mówiono, dosłownie śpi na czarnym złocie. Nierozważna polityka uzależniająca wszystko od jednej gałęzi gospodarki, w tym przypadku wydobycie i przeróbka ropy naftowej, może prowadzić to upadku gospodarczych „pewniaków”.

Nie jest to nowy temat. Uzależnienie oparte na takiej kanwie nazywane jest „chorobą holenderską”. W skrócie jest to regres gospodarczy spowodowany intensywną eksploatacją zasobów naturalnych kraju. Patrząc teraz przez pryzmat historii, odnawialne źródła energii to (przynajmniej częściowa) energetyczna niezależność. Sama dywersyfikacja źródeł wytwórczych zwiększa odporność systemu na rynkowe perturbacje.

Spójrzmy więc z tej strony na całe zjawisko elektromobilności. Wprowadzenie do powszechnego użytku EV, ładowanych energią elektryczną pochodzącą z rodzimych jednostek wytwórczych, może pozwolić na zwiększenie energetycznej niezależności od innych państw. Przy takich założeniach nawet przez wszystkich potępiany węgiel nie jest aż taki zły, bo jak to mówili ostatnio politycy, „jest nasz”. Stajemy przed możliwością ograniczenia wpływu ropy naftowej na naszą energetykę. Jeszcze kilka lat temu scenariusz ten wydawałby się śmieszny, jednak specjaliści z firm consultingowych zapewniają, że rok 2022 będzie rokiem przełomowym. Od tego to roku auta elektryczne będą już tylko tańsze od aut spalinowych. Dodatkowo ustawa o elektromobilności jasno pokazuje, że punkty ładowania aut są tematem traktowanym przez polityków już poważniej.

Dlatego istotne jest planowanie przyszłości naszej energetyki w sposób przemyślany. Ostatnio zostały zapowiedziane inwestycje w gaz ziemny. Rozsądny wydaje się plan traktowania jednostek opalanych błękitnym paliwem jako jednostek przejściowych. Duża zmienność cen gazu znacząco wpływa na koszt zmienny wytwarzania energii. Poprzez tego typu zjawiska pojawia się ryzyko wysokiego kosztu krańcowego w elektrowniach gazowych, co może być niekorzystne zarówno dla odbiorców końcowych, jak i właścicieli elektrowni.

Można powiedzieć wiele mało pochlebnych opinii o naszym miksie energetycznym. Emisyjny, pylący, niszczący krajobraz. Trzeba jednak przyznać, że w dużej mierze jesteśmy energetycznie niezależni. Ogromna ilość krajów zachodu nie może sobie pozwolić na taki luksus od bardzo dawna. Wielu komentatorów zwraca uwagę na fakt, że dyskusja pomiędzy Polską, a Unią Europejską nie toczy się tylko na polu „być eko, czy nie być eko”. Jest to tak naprawdę wyrzeczenie się przez nas części niezależności energetycznej, co stanowi może nawet i większy problem, niż sam fakt transformacji motywowanej chęcią ochrony środowiska.