Gajowiecki: Walka z wiatrakami. Głos polemiczny

7 czerwca 2016, 15:15 Energetyka

KOMENTARZ

Janusz Gajowiecki

Dyrektor Biura Polskiego Stowarzyszenia Energii Wiatrowej

Ktokolwiek uwierzył, że retoryka ideologicznego pisania o gospodarce odeszła wraz z czasami komunistycznymi i nigdy nie wróci, popełnił błąd. Oto 2 czerwca portal CIRE.pl zamieścił odezwę p. Marcina Przychodzkiego w sprawie OZE, zdolną wywołać zjawisko déjà vu u wszystkich pamiętających epokę publicystów do wynajęcia, głoszących tezy lansowane przez władze z żarliwością junaków Służby Polsce. Przychodzcy przychodzą i odchodzą, prawda pozostaje. Dlatego warto bronić jej przed ignorancją i demagogią.

Elektroenergetyka, identycznie jak inne branże gospodarki, jest sektorem regulowanym i żadne przedsiębiorstwo nie działa tu na zasadzie wolnej konkurencji. Technologie produkcje energii są różnie lokowane na mapie preferencji rządowych, zatem ich wsparcie lub jego brak – to decyzje stricte polityczne. Nazywa się je strategiami, ale to pojęcie umowne i nietrwałe jak przychylność władzy. Inwestorzy zawsze biorą pod uwagę ryzyko udziału polityki w procesie wspierania technologii i sektorów energetyki, ale zawsze też zakładają, że instrumenty państwa działają na patentach praworządności i rozsądku.

To, co wieszczy p. Przychodzki, kreśląc wizję schyłku energetyki wiatrowej w Polsce, nie ma z praworządnością i rozsądkiem nic wspólnego, oznaczając nie tylko retroaktywność aktów prawnych ale również brak pojęcia o teraźniejszości funkcjonowania OZE w Polsce. Czego jednak można się spodziewać po autorze, dla którego poszczególne branże energetyczne powinny być “… czymś powstałym w umyśle przedsiębiorcy, który szuka własnego unikalnego modelu biznesowego tworzącego przewagę konkurencyjną. Modelu, który metodą prób i błędów testuje w bieżącej współpracy z klientami, tak by sprawdzić jak działa on w praktyce i nieustannie się go ulepsza.” Jeśli te przemyślenia dotyczą zarówno OZE jak również energetyki konwencjonalnej, energetyki jądrowej, górnictwa i kolejnictwa to zachodzi obawa, że p. Przychodzki może mieć poważny kłopot z otrzymaniem Nobla w dziedzinie ekonomii.

Cytat o przewagach konkurencyjnych brzmi szczególnie zabawnie w kontekście postulatu zmniejszenia uzależnienia podmiotow branży OZE od pomocy publicznej, co miałoby sens gdyby dotyczyło wszystkich podmiotow działających w branży energetycznej. Inaczej prawo Przychodzkiego zamienia się w prawo Kalego.

Kompletną abberacją jest sugestia spisku Komisji Europejskiej i rynków finansowych, generujących “bańkę spekulacyjną”, aby ściągnąć pieniądze od inwestorów zaślepionych żądzą zysku, wciągniętych w „pułapkę finansową” i posługiwanie się przy tym (o zgrozo !) kredytami bankowymi, pożyczkami, czy obligacjami. O ile pozostale twierdzenia p. Przychodzkiego są bezmyślne, o tyle to staje się niebezpieczne, zważywszy zdolność wywołania niepokoju społecznego. Teza ta sugeruje, iż banki będą celowo wywłaszczać nie tylko właścicieli elektrowni wiatrowych, ale i posiadaczy nieruchomości, na których takie elektrownie są posadowione. Wzywam autora do ujawnienia danych liczbowych i ich źródeł, wskazujących, iż faktycznie większość nieruchomości, na których znajdują się elektrownie wiatrowe jest obciążone hipotekami, z których wynika prawo przejęcia tych nieruchomości na własność przez banki, a w przypadku upadłości – dokonania również aneksji instalacji.

Całkowicie błędna jest również teza o nadprodukcji energii z OZE. Według wszelkich dostępnych danych Polska nie zrealizowała jeszcze swojego prawnie wiążącego obowiązku wyprodukowania 15% energii ze źródeł odnawialnych, a według znanych nam analiz, obowiązku tego nie zrealizuje, co będzie skutkować dużymi obciążeniami finansowymi budżetu państwa, z tytułu tzw. „transferów statystycznych”. Na czym ma więc polegać rzekome przeinwestowanie, skoro w Polsce do 2018 lub 2019 roku nie wybuduje się żadnej istotnej instalacji wiatrowej (brak aukcji) , a obowiązujący do dziś Krajowy Plan Działań zakłada, że w roku 2020 tych instalacji ma być 6,5 GW, podczas gdy na dziś jest ich tylko 5,5 GW?

Nadwyżka „zielonych certyfikatów” jaką obecnie notujemy nie jest winą „nadmiaru chętnych na dotacje”, tylko po pierwsze: Braku właściwej polityki informacyjnej poprzednich rządów, które nie chciały wprowadzić odpowiedniego systemu informującego inwestorów o faktycznej sytuacji na rynku tych certyfikatów. A po drugie: Dopuszczenia do rynku, na takich samych zasadach co inwestycyjne technologie OZE, technologii współspalania, a w konsekwencji – niezrozumiałego powstrzymywania się przez kolejnych Ministrów Gospodarki podjęcia stosownych działań regulacyjnych, które co prawda były zapowiadane od roku 2013, lecz do dziś nie zostały wdrożone (pomimo iż to na rządzie ciąży traktatowy obowiązek stworzenia stabilnych i przyjaznych warunków do rozwoju OZE w Polsce).

Nikt z inwestorów OZE nie odbiera rządowi prawa do kształtowania polityki fiskalnej. Zmiana otoczenia biznesowego, w tym fiskalnego, należy do ryzyk biznesowych, które leżą u podstaw oczekiwań zysku z prowadzonej działalności gospodarczej. Nie oznacza to, że inwestorzy bezrefleksyjnie przyjmą każde rozwiązanie fiskalne, a szczególnie takie, które jest nieproporcjonalne i dyskryminujące. Pośród stosownych w ostatnich miesiącach zmian podatkowych nie było żadnej, która skutkowałaby trzy-czterokrotnym zwiększeniem obciążeń podatkowych obejmowanych nią podmiotów, ani takiej, która w ramach jednej branży dotknęłaby tylko jeden typ przedsiębiorcy, czy urządzenia. Nieprawdą jest, że zwolnienie z opodatkowania podatkiem od nieruchomości elementów technicznych elektrowni wiatrowych jest nieuzasadnionym przywilejem. To żaden przywilej, tylko powszechna norma. Żadna turbina, czy generator wchodzące w skład jakiejkolwiek innej elektrowni nie będzie włączona do podstawy opodatkowania, gdyż stanowi „elementy techniczne”, takie same, jak wirniki, przekładnie i generatory elektrowni wiatrowych. Zmiana tej definicji tylko w odniesieniu do elektrowni wiatrowych jest zatem działaniem dyskryminującym, a kilkukrotny wzrost opodatkowania z tego tytułu jest nieproporcjonalny, nieracjonalny i niesprawiedliwy.

Może warto rozważyć przyznanie p. Przychodzkiemu statuetki Don Kichota, choć pewnie byłoby to nadużyciem kulturowym. Błędny rycerz z La Manchy walczył z wiatrakami z powodu prywatnej ułomności duchowej, p. Przychodzki zawiesza nad swoją aktywnością proporzec nowej rzeczywistości, co naprawdę nie usprawiedliwia jego donkiszoterii, czyniąc ją jeszcze bardziej godną współczucia.

Źródło: CIRE.pl