Stępiński: Ćwierć wieku Gazpromu i nadal brakuje pewności dostaw

19 lutego 2018, 07:30 Energetyka

Gazprom, energetyczne ramię polityki zagranicznej Rosji, obchodzi 25-lecie istnienia. Moskwa przekonuje, że był to dla niej dobry czas a spółka pozostaje gwarantem bezpieczeństwa energetycznego Europy. Tymczasem środkowo-wschodnia część kontynentu zapamięta te lata jako czas dominacji i dyktowania warunków gry europejskim odbiorcom gazu. Wydaje się, że nadchodzi jej kres – pisze Piotr Stępiński, redaktor portalu BiznesAlert.pl.

Korytarz Północny. Grafika: BiznesAlert.pl
Korytarz Północny. Grafika: BiznesAlert.pl

Z okazji jubileuszu spółki na biurko jej prezesa Aleksieja Millera trafiły depesze gratulacyjne m.in. od prezydenta Władimira Putina ale i od premiera Dmitrija Miedwiediewa, który w latach 2002-2008 roku był członkiem rady dyrektorów Gazprom. Ten z kolei gratulując rocznicy stwierdził, że w ciągu ostatniego ćwierćwiecza koncern stał się jednym z liderów globalnego rynku. W tym kontekście stwierdził, że to w głównej mierze od Gazpromu zależy bezpieczeństwo energetyczne nie tylko Rosji ale i całego świata. Czy tak jest w rzeczywistości?

Wątła wiarygodność Gazpromu

Inne spojrzenie na słowa Miedwiediewa mają zachodni klienci koncernu, a zwłaszcza ci z Europy Środkowo-Wschodniej, którzy pamiętają kryzysy gazowe z 2006 i 2009 roku, kiedy to Rosjanie znacząco ograniczyli tranzyt surowca przez terytorium Ukrainy. W konsekwencji ograniczone zostały dostawy gazu do europejskich odbiorców a w niektórych państwach, które najbardziej były uzależnione od rosyjskiego gazu zostały one całkowicie wstrzymane. Skutki gazowych wojen Gazpromu najmniej odczuły kraje północno-zachodniej Europy, które prowadziły konsekwentną politykę dywersyfikacji źródeł dostaw i inwestowały w połączenia gazowe.

Polityka rosyjskiego koncernu bywa czasem nieprzewidywalna, czego doświadczyło również polskie PGNiG. O ile w przypadku wspomnianego wcześniej kryzysu z 2009 roku oficjalnym powodem jego powstania był brak porozumienia między Ukrainą a Rosją w sprawie kontraktu na dostawy gazu w 2009 roku, o tyle trudno zrozumieć dlaczego w ostatnich latach kilkukrotnie bez zapowiedzi i podania przyczyny Gazprom zmniejszał wolumen dostaw gazu dla PGNiG. Po za tym można przypomnieć sytuację z czerwca ubiegłego roku kiedy to ze względu na złą jakość gazu przesyłanego przez Gazociąg Jamalski Gaz-System podjął decyzję o zatrzymaniu odbioru surowa. Nie wiadomo, czy była to usterka techniczna ale była kolejnym, niezapowiedzianym incydentem związanym z ograniczaniem dostaw rosyjskiego surowca.

Do niezapowiedzianych incydentów dochodziło także w przypadku tranzytu przez Ukrainę. Rosjanie wielokrotnie naruszali zobowiązania kontraktowe dotyczącego zapewnienia minimalnego ciśnienia w punkcie wejścia do ukraińskiego systemu przesyłu gazu. Ponadto zdarzały się sytuacje, w których jakość paliwa trafiającego do przesyłanego z Rosji paliwa nie spełniała określonych w kontrakcie parametrów chemiczno-fizycznych. Można przypuszczać, że celem działań Rosjan jest podważenie zaufania do Ukrainy jako państwa tranzytowego.

Działania Rosjan pokazują, że wbrew ich zapewnieniom gwarancja bezpieczeństwa dostaw może w każdym momencie utracić ważność. Gdyby Kreml był wiarygodnym i przewidywalnym partnerem Bruksela nie wprowadzałaby mechanizmów, które szkodziłoby interesom partnera, za którego uważano Gazprom. Nie powstałby trzeci pakiet energetyczny, który zakazywał sytuacji, w której jedna firma dostarczała gaz na dany rynek, była odpowiedzialna za jego przesył i sprzedaż. To stało w sprzeczności z realizowaną przez spółkę polityką utrzymywania kontroli nad złożami i infrastrukturą przesyłową którą surowiec trafia do klientów w Europie.

Dyktat Gazpromu

Jeżeli dostawy rosyjskiego gazu do Europy byłyby niezagrożone to Parlament Europejski nie dokonałby w 2017 roku rewizji rozporządzenia SoS. Dzięki niemu każde państwo członkowskie, które doświadczy kryzysu dostaw gazu, będzie w stanie ostrzec sąsiednie kraje i jednocześnie uruchomić pomoc transgraniczną i zapobiec zmniejszeniu dostaw. Po za tym gdyby warunki dyktowane były rzeczywiście rynkowe to Unia Europejska nie wyposażyłaby się w możliwość wglądu do umów gazowych. Dzięki temu Bruksela ma skuteczne narządzie do wymuszenia na Gazpromie podejmowani transparentnych działań na europejskim rynku gazowym i stosowanie się do unijnego prawa. W przypadku pojawienia się niekorzystnych zapisów w kontraktowych gazowych będzie można je zmienić przed podpisem przy wsparciu Komisji Europejskiej, co dotychczas było niemożliwe. Możliwość wglądu ex ante w umowy gazowe to cios w interesy Gazpromu. To z kolei pozwala na poprawę pozycji krajów Unii Europejskiej w negocjacjach na dostawy surowca z Rosji. Przypomnijmy, że w 2015 roku w wyniku przeprowadzonego przez Komisję Europejską śledztwa antymonopolowego Bruksela zarzuciła rosyjskiemu monopoliście dzielenie rynków, uzyskiwanie nieuzasadnionego wpływu na infrastrukturę i oferowanie niesprawiedliwej ceny. Dotyczyło to działalności Gazpromu wobec takich państwa jak Bułgaria, Czechy, Estonia, Węgry, Litwa, Łotwa, Polska oraz Słowacja.

Europa nie zakochała się w rosyjskim gazie

Podejmowane przez UE kroki są postrzegane przez Rosjan jako sabotowanie ich działalności. Jeszcze w 2006 roku Aleksiej Miller przestrzegał, że próby ograniczenia działalności kierowanego przez niego koncernu i upolityczniania dostaw gazu, które mają wyłącznie wymiar ekonomiczny. Wówczas przekonywał, że Gazprom pełnił i nadal będzie pełnił rolę głównego dostawcy gazu do Europy gwarantując bezpieczeństwa dostaw. 12 lat później w świetle kamer informował o kolejnych rekordach w dostawach gazu do Europy. Chwalił się, że od momentu powstania spółki 1,9-krotne zwiększyła eksport gazu a w ubiegłym roku dostarczyła do europejskich odbiorców 194,4 mld m sześc. surowca przez co udział w rynku europejskim osiągnął najwyższy w Europie wskaźnik 34, posiada 17 proc. światowych zasobów tego paliwa. – Zapotrzebowanie na nas gaz rośnie i dlatego realizujemy nowe projekty jak Nord Stream 2 i Turkish Stream – powiedział w ubiegłym tygodniu Miller.

Rekordowe dostawy odnotowano także z kierunku norweskiego. Według wstępnych danych opublikowanych przez tamtejszego operatora sieci przesyłowej Gassco, w 2017 roku eksport gazu rurociągami z Norwegii na Stary Kontynent w porównaniu z 2016 rokiem wielkość przesłanego wolumenu wzrosła o 7 proc. Zwiększone zakupy rosyjskiego surowca nie są oznaką tego, że Europa szczególnie upodobała sobie dostarczane przez Gazprom paliwo. Jest to efekt zwiększonego zapotrzebowania Starego Kontynentu na ten surowiec spowodowanego rozwojem gospodarczym oraz realizowaną przez Brukselę polityką energetyczno-klimatyczną, której założeniem jest odejście od zanieczyszczających środowisko paliw kopalnych.

Niemniej jednak równolegle do zakupów gazu od Rosji Unia Europejska zaczyna konsekwentnie odrabiać lekcję z budowania bezpieczeństwa energetycznego w oparciu o dywersyfikację źródeł dostaw. W tym kontekście kluczową rolę odgrywa m.in budowa nowych połączeń międzysystemowych ale równie terminali LNG umożliwiających odbiór z dowolnego miejsca na ziemi. Jeszcze ponad dekadę temu wydawało się, że nie uda się powstrzymać monopolu Gazpromu. Sytuacja uległa zmianie. W Stanach Zjednoczonych zaczęła się kolejna rewolucja łupkowa a na europejskim rynku pojawiła się konkurencja ze strony LNG. Napięcia geopolityczne doprowadziły do tego, że niektóre państwa zaczęły poszukiwać alternatywnych dostawców. W tym samym czasie europejscy klienci zaczęli domagać się tańszych kontraktów, a Gazprom został zmuszony zastąpić dotychczasowe bardzo lukratywne umowy takimi, które są zbliżone do warunków rynkowych. Aby zabezpieczyć swoje udziały w rynku, rosyjski monopolista po cichu zawierał umowy cenowe z dużymi klientami i zaczął dotrzymywać unijnych zasad, które wcześniej zdarzało mu się lekceważyć. Kluczowe czynnikiem wpływającym na zmianę sposobu działania Gazpromu jest dostrzeżenie, że Europa posiada alternatywę.

Dywersyfikacja to klucz

Rosjanom zależy na utrzymaniu udziałów na rynku europejskim. Przede wszystkim możliwość sprzedaży gazu, najlepiej w oparciu o umowy długoterminowe, które zapewnią mu stały rynek zbytu. W tym kontekście Gazprom chce przekonać Europę do budowy kontrowersyjnego i dzielącego Europę gazociągu Nord Stream 2. Jego zdaniem Stary Kontynent potrzebuje więcej rosyjskiego gazu i powstania nowego połączenia po dnie Morza Bałtyckiego. To dywersyfikacja i bezpieczeństwo, które nie ma związku z polityką, o czym starają się przekonywać nagłówki rosyjskich mediów i wypowiedzi tamtejszych polityków. Tymczasem to projekt, który ma w jeszcze większym stopniu uzależnić Europę od rosyjskiego gazu i pozbawić Ukrainę tranzytu w wyniku uruchomienia Nord Stream 2. Nie ukrywają tego przedstawiciele Gazpromu. W ostatniej rozmowie z kanałem Rassija 1 prezes koncernu stwierdził, że Nord Stream 2 stanie się głównym korytarzem dostaw rosyjskiego gazu z Rosji do Europy. Jednocześnie podkreślił, że trasa dostaw przez Ukrainę traci istotną rolę jaką odgrywała 10-20 lat temu.

Warto jednak zaznaczyć, że od tego czasu europejski rynek gazu się zmienił. Zmienia się z rynku dostawcy na kupującego właśnie dzięki realizowanym projektom dywersyfikacyjnym dzięki którym to odbiorcy decydują skąd chcą kupić surowiec.

Podobnie jak Polska, która stawia na politykę zmniejszenia zależności od dostaw z kierunku wschodniego. Dzięki realizowanym przez nasz kraj projektom infrastrukturalnym, tzn. rozbudowie terminalu LNG w Świnoujściu oraz budowie gazociągu Baltic Pipe od 2022 roku Polska będzie miała możliwość pozyskania do 17,5 mld m sześc. surowca z nierosyjskich źródeł. Teoretycznie Polska mogłaby zrezygnować z usług rosyjskiego koncernu nie przekreśla rosyjskiego surowca i współpracy z Gazpromem. Ona jest możliwa, ale nie w oparciu o dotychczasowe założenia kontraktu długoterminowego. Ponadto rosyjski monopolista musi zaoferować jasne, przejrzyste warunki.

Cena nie może być dyktowana jednostronnie i być zakładnikiem relacji politycznych między poszczególnymi stolicami a Moskwą. Od momentu powstania Gazprom służył jako energetyczne ramię rosyjskiej polityki zagranicznej z którego Kreml wielokrotnie korzystał. Dotychczas brak wyboru dostawcy innego niż Rosja był dla Europy kosztowny. Jednak sytuacja uległa zmianie. Okaże się, w jakim stopniu Gazprom się do niej dostosuje. Dotychczas mimo składanych deklaracji koncern pokazał, że jest nieprzewidywalnym partnerem i nie może być wyłączonym gwarantem bezpieczeństwa. Dlatego Europa potrzebuje alternatywy.