Gazprom i hakerzy zamiast zielonych ludzików. Wyzwania dla NATO na WSF 2017

9 listopada 2017, 12:45 Bezpieczeństwo

Dyskusja na panelu pt. „NATO wraca do gry” podczas drugiego dnia Warsaw Security Forum 2017 pod patronatem BiznesAlert.pl skupiła się głównie na zagadnieniu zagrożeń ze strony rosyjskiej. Zwrócono uwagę na dysproporcje w działalności NATO i Rosji, nowe obszary rywalizacji, wagę niebezpieczeństw i sposoby na radzenie sobie z nimi.

fot. BiznesAlert.pl

Pierwszy panelista Michael Carpenter z Departamentu Obrony USA zwrócił uwagę, że Unia Europejska w obliczu nowych metod Rosji potrzebuje własnych, realnych sił. Metody te, jak powiedział, już teraz różnią się od tych, które jeszcze kilka lat temu były uważane za nowatorskie i niespotykane – „zielone ludziki” zostały zastąpione przez cyberataki, korumpowanie zachodnich polityków oraz bezkompromisową, nastawioną na cele polityczne działalność swoich koncernów energetycznych, takich jak Gazprom czy Rosnieft. Przypomniał często powtarzany argument nowej amerykańskiej administracji: europejscy członkowie NATO muszą uczciwie wywiązywać się ze swoich zobowiązań traktatowych, czyli przeznaczania co najmniej 2 proc. PKB na obronność. – Nawet to w dzisiejszych czasach to za mało – powiedział Carpenter – 2 proc. PKB nie wystarczy, kiedy na prawdę obawiasz się inwazji.

W udziale wzięła też prezydent Łotwy w latach 1999-2007, Vaira Vīķe-Freiberga. Mówiła ona o obawach państw bałtyckich: – Skąd mamy mieć na Litwie, Łotwie czy w Estonii pewność, że NATO będzie przestrzegać art. 5, by bronić małego, bezimiennego kraju na skraju Europy. Boimy się tym bardziej, że rosyjskie samoloty od lat notorycznie naruszają łotewską przestrzeń powietrzną – powiedziała była prezydent. Dodała też ironicznie: – O dziwo zgadzam się z prezydentem Trumpem – 2 proc. PKB to rzeczywiście za mało.

Angus Lapsley – dyrektor biura bezpieczeństwa Commonwealth mierzył się z pytaniami o przyszłość relacji Wielkiej Brytanii z Unią Europejską i NATO po Brexicie. Uspokajał, że zostanie ona częścią europejskiego systemu bezpieczeństwa, a rozluźnienie relacji z kontynentalną Europą stworzy przestrzeń na pogłębienie współpracy w ramach sojuszu północnoatlantyckiego. Tłumaczył też, dlaczego wojska NATO obecne na swojej wschodniej flance nie są tak liczne, jak chciałyby kraje takie jak Polska – według niego sama ich obecność jest sygnałem politycznym. Podkreślił również, że powstrzymywanie Rosji jest dzisiaj dla Zachodu przede wszystkim wyzwaniem intelektualnym.

Andy Michta, ekspert George C. Marshall European Center for Security Studies mówił o szerszym kontekście obecnej sytuacji politycznej: – Europa wciąż musi mierzyć się mierzyć z ogromną falą uchodźców, przez co do głosu doszły ugrupowania populistyczne i skrajnie prawicowe. To z kolei utrudnia współpracę na poziomie politycznym – mówił. Położył on też duży nacisk na potrzebę lepszej koordynacji wojsk NATO: – Rosja potrafi zmobilizować swoje wojska w ciągu kilku godzin. Pytanie, czy my potrafimy tak samo – powiedział.

Bodaj główny problem NATO został nazwany przez jednego z uczestników konferencji z przymrużeniem oka „fetyszem dialogu: bo dopóki rozmawiamy, nie strzelamy”. Dyplomata NATO Robert Pszczel z kolei stwierdził, że „od tweetów do czołgów jest niedaleko”. Uspokajał też, że tytuł panelu mija się z prawdą; NATO nie wraca do gry, bo nigdy jej nie opuściło.