Głogowski: Na sporach muzułmanów najwięcej tracą Stany Zjednoczone

5 stycznia 2016, 15:16 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Dr hab. Aleksander Głogowski

Uniwersytet Jagielloński

Zaognienie się relacji Arabii Saudyjskiej z Iranem, którego efektem jest zerwanie stosunków dyplomatycznych, jest kolejnym aktem politycznego spektaklu, jaki obserwujemy na Bliskim Wschodzie od lipca 2015 roku. Doszło wówczas do zawarcia porozumienia pomiędzy Iranem a państwami – członkami stałymi Rady Bezpieczeństwa w sprawie zniesienia embargo handlowego, nałożonego na Teheran w związku z prowadzeniem przez niego prac nad bronią nuklearną.

Iran i Arabia Saudyjska toczą trwający od wielu dekad (przynajmniej od czasów rewolucji islamskiej w 1979 roku) spór o duchowe i polityczne przywództwo w świecie islamu. Do niedawna Saudowie cieszyli się wsparciem USA, a Teheran – Federacji Rosyjskiej. W tym układzie geopolitycznym Zachód postrzegał Iran jako poważne zagrożenie, nie zwracając uwagi na zaangażowanie prominentnych Saudyjczyków we wspieranie radykalnych organizacji islamskich, takich jak al-Kaida czy ostatnio ISIS. Sojusz z monarchiami naftowymi jeszcze w czasach Zimnej Wojny chronił wpływy amerykańskie, oraz zabezpieczał Zachód przed groźbą radykalnego wzrostu cen ropy naftowej. Sytuacja uległa zmianie gdy USA rozpoczęły eksploatację ropy ze źródeł łupkowych a głównym beneficjentem wysokich cen węglowodorów stała się Rosja, pogarszająca swoje relacje z Zachodem. Przełom roku 2014 i 2015 a więc aneksja Krymu i wydarzenia na kijowskim Majdanie a także agresja na Donbas spowodowały, że USA stały się bardziej zainteresowane grą na zbijanie cen ropy naftowej i gazu ziemnego by w ten sposób osłabić możliwości finansowe Kremla. Jednocześnie możliwości Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników z regionu Zatoki Perskiej nie były wystarczające by zahamować spadek cen surowców, spowodowany rosnącym wydobyciem ropy łupkowej. Amerykanie postanowili (nawet wbrew interesom swojego tradycyjnego sojusznika – Izraela) zmienić swoją politykę względem tradycyjnego przeciwnika – Iranu i otwarcie mu możliwości eksportu gazu na rynki światowe, celem spowodowania dalszego spadku cen. Należy bowiem pamiętać, że Teheran kontroluje drugie co do wielkości konwencjonalne zasoby tego surowca na świecie, a zapotrzebowanie na twardą walutę po latach trwania sankcji gospodarczych wywoła konieczność sprzedaży dużych jego ilości na wolnym rynku, a więc wywoła dalszy spadek cen.

Arabia Saudyjska czuje się zaniepokojona takim rozwojem wypadków, gdyż nie wierzy w szczerość intencji Iranu w sprawie zamrożenia prac nad bronią nuklearną. Co więcej, wypowiedzi irańskich polityków, że układ z Zachodem ma swoją datę graniczną, po której raczej nie zostanie przedłużony, tylko te wątpliwości uzasadniają. Rosnąca aktywność szyickich ruchów w kolejnych państwach takich jak Irak, Jemen, czy sama Arabia Saudyjska uprawdopodabniają przesłanki, że Iran chce wykorzystać poprawę wizerunku na arenie międzynarodowej dla odbudowy swojej pozycji jako lokalnego mocarstwa. Saudowie szczególnie zaniepokoili się aktywnością bojówek szyickich w swoim najbliższym sąsiedztwie i dlatego zdecydowali się zarówno na interwencję militarną w Jemenie, jak i na „siłowe” działania przeciwko szyitom we własnym państwie. Iran ze swej strony stara się wytworzyć wrażenie, że jest doskonałym partnerem międzynarodowej koalicji do walki z salafickim, a więc sunnickim, powiązanym w ten sposób ideologicznie z Arabią Saudyjską Państwem Islamskim. Rijad także stara się kreować wizerunek państwa działającego multilateralnie wraz z innymi państwami Zatoki Perskiej oraz jedynym muzułmańskim państwem atomowym – Pakistanem.

Zabicie przez Saudyjczyków przywódcy lokalnych szyitów spotkało się z gwałtowną, można nawet powiedzieć nieproporcjonalną reakcją, czyli zerwaniem stosunków dyplomatycznych. Jednak nie musi to oznaczać dalszej eskalacji konfliktu. Przerodzenie się go w otwartą wojnę między Arabią Saudyjską a Iranem nie leży bowiem w interesie tych państw. Dotychczasowy spadek cen ropy naftowej nadwyrężył budżet saudyjski. Iran natomiast chce skonsumować korzyści z porozumienia atomowego. Natomiast interes w stworzeniu wrażenia poważnego zagrożenia łączy obie strony: już widać niewielkie wahnięcie cen ropy na światowych rynkach, którego nie było np. po pojawieniu się ISIS na arenie międzynarodowej. Pod względem militarnym ani Rijad ani Teheran nie są przygotowane na otwarty konflikt zbrojny. Saudowie dopiero niedawno zakupili niemieckie czołgi Leopard, a ich lotnictwo dalekie jest od nowoczesności. Iran natomiast z powodu niedawno dopiero uchylonego embargo dopiero będzie mógł rozpocząć poważne zakupy i szkolenie personelu. Czym innym jest natomiast tzw. „proxy war” znana choćby z lat 80-tych w Afganistanie, czy trwającego z różną intensywnością konfliktu w Kaszmirze. Zarówno Teheran jak i Rijad posiadają wystarczające wpływy w państwach regionu Zatoki i w jej sąsiedztwie, by wspierać swoich zwolenników w walce ze stronnikami strony przeciwnej. Szyici zamieszkują np. w będącym sojusznikiem KAS Pakistanie, gdzie mogą zarówno sami prowadzić działalność antypaństwową czy nawet terrorystyczną za pomocą bojówek, albo mogą się znów stać celem prześladowań ze strony państwa.

Z punktu widzenia geopolitycznego konflikt Teheran-Rijad może prowadzić do czasowego wzrostu cen ropy naftowej oraz długoterminowego spowolnienia ich spadku. Z pewnością natomiast jego skutkiem będzie radykalizacja przemocy pomiędzy szyitami a sunnitami, co może się odbić na poziomie bezpieczeństwa w całym świecie islamu, a także choćby w Europie gdzie zamieszkują przedstawiciele obu odłamów islamu.

Można mówić także o pewnych pozytywach dla Zachodu: jeśli zwalczające się frakcje w ramach islamu zajmą się walką ze sobą, to ich zainteresowanie naszą częścią świata może ulec zmniejszeniu. Istnieje natomiast niestety poważne zagrożenie, że kolejne konflikty wewnętrzne czy lokalne mogą spowodować napływ następnych fal uchodźców, na których przyjęcie Europa zupełnie nie jest przygotowana. Możemy także obserwować kolejny przykład zmiany na geopolitycznej mapie świata, bo trudno dziś obronić tezę że to Arabia Saudyjska jest przyjacielem, a Iran – wrogiem Zachodu. Bardziej pragmatyczną postawą jest tutaj zachowanie równego dystansu do obu stron konfliktu. Interesujące będzie także to, jak zachowają się wielkie mocarstwa światowe wobec wydarzeń na Bliskim Wschodzie. Szczególnie ciekawa będzie postawa Rosji, która do tej pory wspierała Iran, jednak widać także pewne próby zbliżenia z Arabią Saudyjską poprzez cykl spotkań na wysokim szczeblu, oraz poprzez zawarcie umowy o współpracy wojskowej z sojusznikiem Rijadu Pakistanem. Dla Chin zaś ta skomplikowana sytuacja jest bardzo korzystna, gdyż przyczynia się do demontażu układu unipolarnego, tworząc kolejne lokalne bieguny polityki międzynarodowej. Kryzys na Bliskim Wschodzie jest też poważnym wyzwaniem dla prestiżu Stanów Zjednoczonych, które jeśli nie spowodują deeskalacji (a wiele wskazuje na to, że nie są w stanie ani nie są tym zainteresowane) stracą ostatecznie wizerunek globalnego hegemona bez którego zgody nic w wielkiej polityce nie może się wydarzyć.