Gorgol: Turcja zestrzeliła rosyjski myśliwiec. Erdogan eskaluje konflikt.

26 listopada 2015, 06:02 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Recep Tayyip Erdogan (L) i Władimir Putin (P). Fot: Kremlin.ru
Recep Tayyip Erdogan (L) i Władimir Putin (P). Fot: Kremlin.ru

Patryk Gorgol

Ekspert ds. stosunków międzynarodowych

Jak wiadomo, Turcy i Rosjanie walczą z terroryzmem spod znaku Państwa Islamskiego (ISIS) z całą energią. Można wręcz rozpocząć licytację, kto jest w tę walkę bardziej zaangażowany – Turcja bombardująca Kurdów walczących z ISIS-em oraz kupująca ropę naftową od ISIS-u, czy Rosja poprzez bombardowanie przeciwników ISIS-u z opozycji syryjskiej oraz ułatwianie wyjazdu ekstremistów z Kaukazu do Syriii, m.in. przez … Turcję?

Ciężki wybór, aczkolwiek państwa te znalazły się na kursie kolizyjnym. Zestrzelenie rosyjskiego myśliwca to nie żaden przypadek – Turcja wiedziała do kogo i za co strzela, a Rosjanie nie robili sobie z oficjalnych lub mniej przestróg, że – niezależnie od tego, czy latają w Syrii czy nad Turcja – znajdują się w tureckiej strefie wpływów, a rosyjskie wsparcie dla Assada oznacza, iż oba państwa mają w Syrii przeciwstawne interesy. Strona rosyjska już oskarżyła stronę turecką o wspieranie terroryzmu, w tym o handel ropą z islamistami – z niecierpliwością należy oczekiwać odpowiedzi z Ankary.

Jednocześnie jednak problem mają zarówno NATO, jak o Rosjanie. NATO dlatego że jeżeli Ankara będzie chciała eskalować konflikt, to Turcja jest przecież członkiem Sojuszu, a to oznacza problem dla relacji Amerykanów i reszty Europy z Rosją (UWAGA: warto śledzić taki rozwój wypadków, gdyż znam jeszcze jedno państwo w Europie położone niedaleko Rosji, które jest w NATO i ciekawić je powinno, co zrobi Sojusz w związku z zagrożeniem). Problem Rosji wynika z kolei z tego, iż na Bliskim Wschodzie są gośćmi, przez wielu niechcianymi, Turcy grają u siebie, a eskalacja konfliktu oznaczałaby dla nich wzrost ich strat i nawiązania, których Kreml wolałby uniknąć – do Afganistanu i lat 90′. Rosja w Syrii może utknąć, a Turcja ma wręcz nieograniczoną możliwość szkodzenia, zwłaszcza że zależy im na tym, aby ich wrogowie zajmowali się sobą, a nie na konkretnym rozwiązaniu konfliktu w Syrii. Generalnie mamy też do czynienia z politykami (Putin, Erdogan), którzy uważają wycofanie się za okazanie słabości. Rosjanie nie zdecydują się na przerwanie lotów, pytanie czy Turcy będą do nich znowu strzelać.

Prawdopodobnie Zachód będzie więc szukał rozwiązania dającego szansę na wyjście z twarzą jednemu i drugiemu, na co mogą przystać, gdyż otwarta konfrontacja im się nie opłaca.. Za to na intensywności nabierze zapewne konflikt w Syrii, bo ani Rosja, ani Turcja nie zdecyduje się przecież na poświęcenie swoich interesów. Może więc do rosyjskich samolotów nie będą strzelać tureckie myśliwce, a rebelianci z nowoczesnym sprzętem przeciwlotniczym?

Ciekawy jestem reakcji Polski, zwłaszcza w kontekście ostatnich niemieckich wypowiedzi, sceptycznie odnoszących się do rozmieszczenia baz NATO w Europie Środkowo-Wschodniej. Z jednej strony Turcja w ogóle nie liczyła się z NATO decydując się na zestrzelenie rosyjskiego myśliwca, z drugiej Warszawa w sporze turecko-rosyjskim powinna nalegać, aby Sojusz zdecydowanie poparł Turcję, chociażby dlatego, aby liczyć na turecką wzajemność.