Gradziuk: Z oceną COP 19 poczekajmy na dokumenty

22 listopada 2013, 14:31 Energetyka

– Dzisiaj jest ostatni dzień COP 19. Być może konferencja przedłuży się o jeszcze jeden dzień. Dopiero z  treści przyjętych dokumentów będzie wynikało, czy cele wyznaczone przed konferencją uda się osiągnąć – ocenia Artur Gradziuk z Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, obecny na Szczycie Klimatycznym w Warszawie.

Zdaniem eksperta PISM główne punkty sporu to pieniądze i nowe zobowiązania. Kraje rozwijające się żądają dofinansowania z tytułu strat i szkód (ang. loss and damages) spowodowanych zmianami klimatu. Z kolei kraje rozwinięte oczekują, że najwięksi emitenci spośród państw rozwijających się przyjmą wiążące i ambitne cele redukcji emisji gazów cieplarnianych. Według  naszego rozmówcy Szczyt w Warszawie nie przyniesie tu rozstrzygnięć.

– Pierwszego dnia wskazano trzy główne zagadnienia na COP 19. Pierwsze z nich to określenie głównych elementów przyszłego porozumienia klimatycznego. Wydaje mi się, że w tej sprawie, choć nie bez przeszkód, może dojść do podstawowych uzgodnień. Druga kwestia to szkody i straty wywołane przez zmiany klimatu. Okazała się ona bardzo kontrowersyjna, bo państwa rozwijające się zażądały od państw rozwiniętych, by te płaciły rekompensaty z tytułu strat wywołanych zmianami klimatycznymi. Z pozoru wydawało się, że jest to niewinna kwestia, a jednak urosła do rangi największej przeszkody w negocjacjach. Trzecia sprawa to  określenie bardziej ambitnych celów redukcji do 2020 roku. Tutaj nie spodziewam się przełomu. Z wypowiedzi delegatów z różnych krajów wynika, że będą starały się odkryć karty dopiero w ostatnim roku negocjacji czyli w 2015 roku. Kraje jak Japonia stwierdziły wręcz, że będą zwiększać emisję. To oznacza więc regres – mówi Gradziuk.

– Kraje rozwijające się chcą by to kraje rozwinięte finansowały większość kosztów działań klimatycznych, jakie mają podjąć . Te ostatnie nie są w stanie pójść na takie ustępstwo, byłoby to wręcz nie do przyjęcia dla ich opinii publicznej. Tutaj przebiega główna linia podziału – kłótnia o pieniądze. Poziom oczekiwań rozwijających się państw jest bardzo wysoki. Na konferencji w Kopenhadze cztery lata temu przyjęto określone zobowiązania, jak w przypadku funduszu wartego 100 mld dolarów, który miałby zostać zebrany do 2020 roku. Stany Zjednoczone miały niedawno kryzys budżetowy, w Europie panuje kryzys i bardzo ciężko jest o realizację kopenhaskich zobowiązań wobec państw rozwijających się – ocenia w rozmowie z BiznesAlert.pl. – Postulaty przyłączenia się do wysiłków na rzecz redukcji emisji wysuwane są głównie wobec Brazylii i Chin. Te odpowiadają, że za zmiany klimatu są odpowiedzialne kraje rozwinięte. Dlatego domagają się taryfy ulgowej dla siebie. Z kolei Stany Zjednoczone zadeklarowały, że nie podpiszą żadnego zobowiązania, jeżeli wielki emitent – Chiny – nie przyjmą wiążących celów klimatycznych

Specjalista przekonuje, że pojawiające się w zachodniej prasie oskarżenia wobec Polski o niewywiązanie się z roli gospodarza Szczytu są niesłuszne.

– To nie wina Polski. Jesteśmy gospodarzem konferencji i powinniśmy sprzyjać określaniu różnic oraz zbliżaniu stanowisk. Te działania nie są proste i są zależne od dynamiki negocjacji. Szczególnie kwestia loss and damages sprawiła, że zadanie to stało się bardzo trudne – konstatuje nasz rozmówca. – Jest za wcześnie by ostatecznie ocenić COP 19. Dopiero patrząc na podjęte decyzje i dokumenty będzie można ocenić co udało się osiągnąć. Decyzje zostaną podjęte dziś wieczorem albo w nocy, a dokumenty powinny pojawić się w sobotę.