Perzyński: Hulajnogi elektryczne są najgorsze (FELIETON)

13 września 2019, 07:31 Innowacje

Pogruchotane kończyny, rany głowy, rozcięcia, zadrapania i woń alkoholu – to codzienność szpitali w większych miastach. Wbrew pozorom nie jest to obraz zgliszczy po kibolskich bitwach, tylko skutek uboczny hulajnóg elektrycznych, które coraz bardziej zakorzeniają się w krajobrazie polskich metropolii. Moim zdaniem ta szkodliwa moda jest odbiciem kilku przypadłości nowoczesnego stylu życia, i niestety przepisy niewiele tu pomogą – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

Hulajnoga elektryczna. Źródło: Wikipedia

Źródła

Zacznijmy od tego, że obiektywizm dziennikarski, szczególnie w publicystyce, to mit, ponieważ praktycznie wszystkie redakcje mają konkretne nastawienie do niektórych spraw, a nasza nie jest tu wyjątkiem: podporządkowanie Nord Stream 2 trzeciemu pakietowi energetycznemu – jesteśmy za; hulajnogi elektryczne – jesteśmy przeciw. Z początku traktowaliśmy ten temat w kategorii żartu, sam na Twitterze porównywałem hulajnogi elektryczne do widget spinnerów czy gry w pokemony, bo wydawało się, że to niegroźna rozrywka, o której za rok nikt nie będzie pamiętał. Później, publicznie wywołany do tablicy przez fanatycznych zwolenników hulajnóg broniłem się porównując ich użytkowników do palaczy – rozumiem, że czerpią oni przyjemność z jazdy, choć uważam, że ta rozrywka jest bardzo droga i szkodliwa dla zdrowia.

Co prawda oficjalne statystyki wypadków spowodowanych przez użytkowników hulajnóg nie są prowadzone, to możemy się opierać o relacje lekarzy pracujących na szpitalnych oddziałach ratunkowych w miastach, po których jeżdżą te wehikuły. Ci z kolei twierdzą, że takich wypadków są setki, i ze dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że połowę poszkodowanych stanowią kierujący hulajnogami, a drugą połowę piesi, w których owa hulajnoga wjechała.

Perzyński: Hulajnoga, prawa nie ma. Sensu też?

Wypadki

Do niedawna główny problem z hulajnogami elektrycznymi polegał na tym, że technologia wyprzedziła przepisy, i ten środek transportu przez długie miesiące był zupełnie nieuregulowany, co skutkowało osobliwym paradoksem, że osoba jadąca hulajnogą w świetle polskiego prawa była traktowana jako pieszy. Paradoks ten okazał się fizycznie bolesny dla pewnej czeskiej turystki, która spacerując po warszawskim Krakowskim Przedmieściu została uderzona przez chodnikowego pirata jadącego na hulajnodze. Zdumiewające, że to poturbowana Czeszka musiała dodatkowo zapłacić mandat, bo de iure zderzyła się z pieszym. 

Niemniej, ten warszawsko-czeski incydent uwypuklił pewien absurd, ale na szczęście nikomu nie stało się nic poważnego – w przeciwieństwie do strasznego wypadku, do którego doszło w 2016 roku w Lublinie, gdzie autobus miejski śmiertelnie potrącił 10-letniego chłopca jadącego na hulajnodze elektrycznej. Co prawda sąd orzekł, że winnym wypadku jest kierowca autobusu, ale podkreślił niejasność przepisów, jeśli chodzi o status nowego rodzaju uczestnika ruchu drogowego. 

Przepisy

To znamienne, że dopiero tragedia w Lublinie wznieciła debatę o braku regulacji hulajnóg elektrycznych, która swój finał miała dopiero na początku wakacji, kiedy to resort infrastruktury stworzył dla nich ramy prawne. W ten sposób hulajnoga elektryczna została zaliczona do kategorii „urządzeń transportu osobistego”. Będzie więc ona traktowana podobnie do roweru – będzie można jeździć po ścieżkach rowerowych, z maksymalną prędkością 25 kilometrów na godzinę. Ich wymiary nie mogą być większe niż 0,9 m szerokości i 1,25 m długości, a masa własna nie może być większa niż 20 kilogramów. Jeśli na trasie nie ma drogi rowerowej lub pasa ruchu dla rowerów, można wjechać na jezdnię, ale tylko, gdy dozwolona na niej prędkość nie jest większa niż 30 kilometrów na godzinę. Gdy dopuszczalny limit prędkości jest wyższy, można jechać chodnikiem, który musi mieć co najmniej 2 metry szerokości. Dalej przepisy nakazują użytkownikom hulajnóg elektrycznych jechać powoli, zachowywać szczególną ostrożność i ustępować pierwszeństwa pieszym. 

Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk zapowiadał, że mają one obowiązywać od wiosny przyszłego roku. Policja deklaruje, że tego wyczekuje, ale już teraz może karać co bardziej brawurowych chodnikowych szaleńców już istniejącymi przepisami za stwarzanie zagrożenia w ruchu.

Hulajnogi elektryczne pojadą wolniej

Europa

Już wcześniej pisaliśmy na naszym portalu o krokach podjętych przez władze państw i miast Unii Europejskiej, mających na celu ukrócenie, jak nazwali to Francuzi, „hulajnogowej anarchii”. Władze Paryża nałożyły limit prędkości na wszystkie hulajnogi elektryczne do 20 kilometrów na godzinę, a w miejscach szczególnie natężonego ruchu właściwych pieszych limit ten wynosi 8 kilometrów na godzinę. Odkładać będzie je można tylko w specjalnie do tego przeznaczonych miejscach. Zapowiedziano też wprowadzenie całkowitego zakazu ich poruszania się po chodnikach, a za złamanie tego przepisu grozić będzie kara 135 euro grzywny. 

Kolejne państwa Europy walczą z hulajnogami elektrycznymi

Władze Szwecji również wprowadzają obostrzenia – silnik hulajnogi może mieć najwyżej 250 watów mocy, a ograniczenie prędkości wynosi 20 kilometrów na godzinę. Jeśli zaś silnik byłby większy, taką hulajnogą nie będzie można się poruszać po publicznych drogach, tylko na zamkniętych obszarach otoczonych płotem. Każda hulajnoga musi mieć hamulce i dzwonek, po mroku pojazd musi być wyposażony w przednie i tylne światła odblaskowe. Kierowcy poniżej piętnastego roku życia muszą nosić kaski. Po tragicznych wypadkach podobne szykują Hiszpanie i Niemcy. Niestety, nawet surowe restrykcje mogą okazać się niewystarczające.

Husaria na hulajnogach

Kontynuując serię porównań, można powiedzieć, że hulajnogi elektryczne podobne są do broni palnej – jako przedmiot same nie są czymś złym, aż nie stają się narzędziem do zabicia kogoś, choć wściekli piesi upierać by się mogli, że wyłącznie do tego one służą. Jednak biorąc pod uwagę swawolny stosunek Polaków do prowadzenia wszelkiej maści pojazdów na podwójnym gazie, tylko naiwny łudziłby się, że zmienią oni swoje przyzwyczajenia pod wpływem nowych przepisów. Policja zresztą potwierdzi, że wiele osób korzysta z hulajnóg, by szybciej wrócić nocą z imprezy. Nagminnie łamany jest też zakaz przewożenia pasażerów na hulajnogach – złośliwi powiedzieliby, że prawo zabrania przewożenia dwóch osób hulajnogą, ale nic nie mówi o przewożeniu trzech. Złośliwsi dodaliby, że jest to fantastyczny sposób na otrzymanie Nagrody Darwina.

W Warszawie wybuchła hulajnoga elektryczna. Tymczasem wciąż czekamy na przepisy

Najgorsze

Już w kwietniu pisałem, że moim zdaniem nie ma racjonalnych powodów, by korzystać z hulajnóg elektrycznych. Jeśli nie chcemy samochodu, a chcemy w tani sposób dojeżdżać do pracy oszczędzając sobie porannego i popołudniowego sportu, lepiej skorzystać z komunikacji miejskiej. Jeśli chcemy przemieszczać się na krótkich dystansach, o wiele tańszym rozwiązaniem jest rower (którego zasady poruszania się po mieście są przynajmniej dobrze znane) czy nawet własna hulajnoga, napędzana własnymi mięśniami. Bzdurą też jest to, że hulajnogi elektryczne są eko – ich żywotność jest zatrważająco krótka, i bardzo szybko tworzą one góry elektrośmieci na wysypiskach.

Jest jeszcze jedna, w zupełności subiektywna teoria o hulajnogach elektrycznych – władze miast, w których funkcjonują, zaobserwowali, że hulajnogi elektryczne stopniowo wypierają rower miejski. I wydaje mi się, że jest to istotna zmiana, którą ze sobą niosą – wpisują się bowiem w nurt tych usług, które zbierają żniwo ludzkiego lenistwa. Tak samo jak Instagram nauczył ludzi, że nie trzeba czytać, bo wystarczy wyglądać, a YouTube nauczył, że nie trzeba słuchać, skoro można obejrzeć, tak samo hulajnogi elektryczne stworzyły doskonałą opcję dla tych, co lubią czuć wiatr we włosach, ale nie lubią się pocić. Dlatego uważam, że hulajnogi elektryczne są najgorsze.