Jach: Przetargi na uzbrojenie mają opóźnienia i komplikują się

10 lutego 2015, 13:37 Bezpieczeństwo

– Grupa posłów z klubu PiS złożyła w końcu stycznia wniosek do NIK o zbadanie prawidłowości trzech przetargów: na program śmigłowcowy, program „Wisła” (przeciwlotniczy i przeciwrakietowy zestaw rakietowy średniego zasięgu) oraz program „Orka”- pozyskanie trzech okrętów podwodnych nowego typu. Wszystkie te przetargi mają ponad roczne opóźnienia. I coraz bardziej się komplikują. Np. przetarg na okręt podwodny, zgodnie z Planem Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP na lata 2013-2022, miał być podpisany w 2013 r. Tymczasem w styczniu br. MON poinformowało, że planuje podpisanie dopiero w 2017 r. – powiedział w wywiadzie opublikowanym przez „Gazetę Polską” pos. Michał Jach (PiS), przewodniczący parlamentarnego zespołu ds. Wojska Polskiego.

AW189

Poseł na pytanie czy tzw. wspólna platforma, tj. konieczność spełniania przez wszystkie zamawiane maszyny wielorakich funkcji, którą w organizowanym przetargu forsuje MON, faktycznie przyniesie oszczędności, stwierdził, że tego do końca nikt nie wie.

– Ponieważ takiego śmigłowca, jakiego oczekuje MON, właściwie nie ma – stwierdził dalej Michał Jach. I wyjaśnił swoją opinię na przykładach. – Bo, przykładowo śmigłowiec transportowy, do przewozu ludzi, musi być stosunkowo dużych rozmiarów. Najlepiej takich, by mogło się na nim jednorazowo zmieścić powyżej 20. żołnierzy, wraz z wyposażeniem. Siłą rzeczy musi dysponować potężną mocą i takimi gabarytami; może być mniej zwrotny – bo do celów transportowych taki być nie musi. Z kolei śmigłowiec potrzebny do poszukiwania rannych, albo do przeprowadzania operacji na morzu, powinien być lżejszy. Tym bardziej, że taka maszyna jest ograniczona wymogami co do wielkości, skoro musi lądować na pokładzie okrętu wojennego. Nie może być więc zbyt ciężka. Zaś śmigłowiec przeznaczony do zadań specjalnych powinien być szybki i zwrotny. Po wyposażeniu w odpowiedni sprzęt na pokładzie śmigłowce te nie mogą być stosowane zamiennie. Już na tych trzech przykładach widać, że trudno sobie wyobrazić pogodzenie trzech tak różnych wymogów w jednej maszynie.

Według szefa parlamentarnego zespołu ds. Wojska Polskiego w innych armiach zamawia się różne typy śmigłowców przeznaczone do poszczególnych zadań. W zasadzie światowe  firmy nie produkują wielofunkcyjnych śmigłowców o tak szerokim spektrum zastosowania. Polskie MON, wymyślając taką koncepcję, zmusiło trzech ważnych dostawców, którzy zdecydowali się wystartować w przetargu, do tworzenia swoistych hybryd, spełniających wymogi taktyczno-operacyjne zorganizowanego przetargu.

Poseł sugeruje następnie, że zamówienie MON powinno być rozbite na dwie lub trzy grupy. – Oddzielnie dla śmigłowców transportowych, a pozostałe w drugim przetargu. Dwaj oferenci, startujący w tym przetargu posiadają taką ofertę. Przy tym żaden z dostawców nie musiałby wygrać przetargów na wszystkie rodzaje śmigłowców. W ten sposób zwycięzcami mogłyby się okazać dwie lub trzy startujące firmy. Jest to o tyle istotne, że dwaj spośród startujących oferentów posiada w Polsce swoje zakłady produkcyjne. Są to Sikorsky (dawny PZL Mielec) i Agusta Westland (PZL Świdnik). Zaś trzeci – Airbus obiecuje, że wybuduje swój zakład w Łodzi. Można byłoby więc w Polsce serwisować dostarczone MON śmigłowce. (…)Tak ważna broń nie może być naprawiana i serwisowana poza granicami Polski. Tego wymagają względy strategicznego bezpieczeństwa naszego kraju – uważa Jach.

Poseł dodaje, że wybór takiej metody wyłonienia dostawcy tych śmigłowców preferuje jednego dostawcę. Choć i on musi dostosować swoją ofertę do wymogów polskiego MON. Bo takiego, produkowanego śmigłowca, który spełniałby wszelkie wymogi operacyjno-techniczne, żądane przez MON, nie ma obecnie na całym, światowym rynku. Niestety, wymogi ministerstwa zostały przygotowane w taki sposób, że najprawdopodobniej, niezależnie od tego, kto wygra przetarg, nie będzie go trudno podważać.

– Wiem, że dwóch dostawców, tj. Sikorsky i Augusta Westland, zapowiadają, że w razie przegranej, niezależnie od tego kto zostanie zwycięzcą, będą składać protest. Realizacja kontraktu przesunie się w ten sposób w czasie o kilka lat – wiadomo w jakim tempie działają polskie sądy. Spowoduje to, że sprzęt, tak bardzo potrzebny naszym siłom zbrojnym, na który są zagwarantowane pieniądze w wieloletnim planie MON, nie trafi w ręce wojska. Zaś ministerstwo znów będzie miało problemy z realizacją swego budżetu po stronie wydatków – ocenia Michał Jach.

Źródło: Gazeta Polska