Jakóbik: 3 fronty walki o Unię Energetyczną

21 stycznia 2015, 13:55 Energetyka

KOMENTARZ

Korytarz Północ-Południe łączący kraje wyszehradzkie z Korytarzem Południowym. Grafika: wjakobik.com

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Istnieją co najmniej dwie grupy, które mają interes w torpedowaniu gazowych projektów dywersyfikacyjnych w Unii Europejskiej. Pierwsza to zwolennicy bliskich relacji energetycznych z Rosją. Druga to promotorzy Odnawialnych Źródeł Energii. Ich wysiłki składają się na silne oddziaływanie w Brukseli na rzecz rozwodnienia polskiej koncepcji Unii Energetycznej.

Te działania uwzględniają także kwestionowanie strategicznych projektów infrastrukturalnych na czele z Korytarzem Południowym. Atak na Unię Energetyczną odbywa się na trzech płaszczyznach: generalnej koncepcji, źródeł finansowania i konkretnych rozwiązań. Obie wspomniane grupy wykorzystują każdą z nich.

  1. Koncepcja

Po publikacji polskiego dokumentu typu non-paper na temat Unii Energetycznej pozostałe kraje członkowskie UE otrzymały możliwość zgłaszania swoich. Będą one przyczynkiem do dyskusji na temat ostatecznego kształtu Unii Energetycznej, która odbędzie się w marcu. Wtedy też zostaną podjęte kluczowe decyzje.

Więcej o polskiej propozycji

O ile brytyjski non paper zawiera pomysły zbliżone do polskich, to niemiecki jest ich zaprzeczeniem. Jej fundamentem nie są rozwój infrastruktury, zwiększanie wydobycia europejskich surowców (gaz łupkowy), dywersyfikacja źródeł dostaw, poprawa mocy nabywczej (wspólne zakupy gazu), ani mechanizmy solidarnościowe znane z polskiego dokumentu.

Niemcy proponują „fundamentalną transformację energetyczną” a zatem eksport zielonego Energiewende na całą Unię Europejską. Za podstawę uznają istniejące prawo, w tym to dotyczące polityki klimatycznej. Oczywiście reformy są ich zdaniem dopuszczalne, ale tylko w ramach systemu handlu emisjami, bo ten musi być bardziej kosztowny, aby promować niemieckie wiatraki. Niemiecki non-paper wyklucza wprowadzenie wspólnych zakupów gazu jako niezgodne z istniejącymi przepisami.

Czytaj więcej o dospawaniu agendy klimatycznej do Unii Energetycznej

W zamian proponują zwiększenie mocy terminali LNG, co jest częściowym pójściem na kompromis wobec polsko-hiszpańskiej inicjatywy uczynienia z Madrytu pośrednika w handlu gazem skroplonym, dzięki wykorzystaniu jego największej w Europie przepustowości gazoportów. Berlin zgadza się także na modernizację infrastruktury poprzez tworzenie rewersów w gazociągach. W ramach walki o łączenie rynków forsuje modernizację połączeń elektroenergetycznych między krajami. Liczy zapewne na sprzedaż swojej energii elektrycznej z OZE w Polsce i u innych sąsiadów.

W niemieckim non-paperze znajduje się także postulat zwiększania efektywności energetycznej, która pozwoli zmniejszyć zużycie surowców, a więc pośrednio zmniejszy zależność Europy od rosyjskiego gazu. Faktem jest jednak, że głównym narzędziem realizacji tego celu jest rozwój OZE, dla których błękitne paliwo jest najlepszym uzupełniającym źródłem energii. Zwiększenie wykorzystania energetyki odnawialnej może się zatem wiązać z utrzymaniem lub zwiększeniem zużycia gazu ziemnego w Europie.

Niemcy powtarzają postulat dekarbonizacji, w kontrakście do polskiego hasła zmniejszania emisyjności gospodarki. W tym zakresie nasi zachodni sąsiedzi proponują reformę ETS z rezerwą stabilizującą czyli zinstytucjonalizowanym backloadingu. Chcą także wpisania celów klimatycznych do 2030 roku do dokumentów Unii Energetycznej. W tym zakresie domagają się większej koordynacji na poziomie Brukseli, czyli wyciągnięcia kompetencji z kraju do Wspólnoty, co z polskiego punktu widzenia jest niedopuszczalne, jeżeli chcemy ocalić sektor węglowy. Niemcy chcą jasnych celów i narzędzi ocennych, dzięki którym będą egzaminować poszczególne kraje europejskie z wdrażania Energiewende. Wisienką na torcie jest wrzucenie do Unii Energetycznej sektorów ogrzewania i chłodzenia, które także powinny zgodzić się na reżim.

W ten sposób Niemcy kwestionują fundamenty polskiej koncepcji Unii Energetycznej i próbują w jej hasło wdrukować całkiem nowe pomysły, oczywiście zgodne z ich polityką energetyczną. Od rozkładu sił i sojuszy w Radzie Europejskiej zależeć będzie ostateczny kształt Unii przyjęty w marcu 2015 roku.

  1. Źródła finansowania

Żaden projekt nie ma szans powodzenia bez środków finansowych na jego realizację. Unia Energetyczna ma być budowana dzięki wartemu 315 mld euro Europejskiemu Funduszowi Inwestycji Strategicznych (EFSI/EFIS) czyli tzw. planu Junckera. Z tych pieniędzy rozłożonych na trzy lata ma pochodzić dofinansowanie dla kluczowych projektów infrastrukturalnych. Część krajów wnioskuje zwiększenie środków na koncie EFSI. Inne kłócą się o cel ich przeznaczenia. Jednakże w walce z Unią Energetyczną poprzez zakwestionowanie źródeł finansowania najważniejsze uderzenie trafia w pochodzenie środków.

Trwa lobbing mający przekonać Europejczyków, że EFSI pochłonie obiecane im środki na inwestycje infrastrukturalne w ramach istniejących programów jak European Interconnection Mechanism. O rozdziale euro między projekty będzie decydował Europejski Bank Inwestycyjny. Na marginesie – to dlatego szanse Polaków na przeznaczenie środków EFSI na rzecz ratowania górników są nikłe. EBI jest węglosceptyczny, poza tym musi rozdzielić pieniądze między około 2000 projektów do wyboru. Do ostatecznej listy polskie kopalnie prawdopodobnie nie dołączą. Zasypywanie Komisji Europejskiej kolejnymi propozycjami inwestycji w celu udowodnienia, że EFSI jest potrzebne także może być przeciwskuteczne, bo rozwodni wsparcie.

Źródła finansowania EFSI może ocalić lobbing wielkich inwestorów, którym zależy na gwarancjach EBI dla ich przedsięwzięć. Koncerny europejskie będą zatem bronić środków, a skupią się na walce o to, na co mają zostać przeznaczone. Przykładowo Polacy będą walczyć o gaz, a Niemcy o wiatraki. Nie ma tu miejsca na kolejną agendę – węglową – bez ustąpienia z pozycji w innych obszarach.

  1. Projekty

Strony walki o ostateczny kształt Unii Energetycznej będą spierać się o jej cele, a zatem także o narzędzia ich realizacji. Są nimi przede wszystkim projekty infrastrukturalne. W pierwotnym zamyśle Unii Energetycznej sformułowanym przez Polaków, Bruksela miała dofinansować projekty zmniejszające zależność energetyczną od Rosji i poprawiające współpracę między posczególnymi krajami. W sektorze gazowym, oprócz rewersów, interkonektorów i gazoportów, największe nadzieje budzi Korytarz Południowy. Jest tak szczególnie teraz, gdy zainteresowanie projektem zgłaszają kolejne państwa kaspijskie.

Państwowa spółka gazowa Iranu NIGC poinformowała 21 stycznia, ze w 2014 bilans handlowy firmy był dodatni. NIGC sprzedał 9,75 mld m3 a kupił 6,328 mld m3. Bilans wyniósł zatem 3,4 mld m3. Teheran zamierza rozwijać eksport surowca do Iraku i Pakistanu. Docelowo chce wziąć udział w europejskim projekcie Korytarza Południowego, którym mógłby słać swój surowiec na rynek Starego Kontynentu.

Według Iran Daily Teheran rozważa eksport od 25 do 30 mld m3 gazu ziemnego rocznie do 12 krajów europejskich. W tym zakresie planuje współpracę z Azerbejdżanem i Turkmenistanem. Baku realizuje już we współpracy z Europejczykami serię projektów Korytarza Południowego mających zapewnić dostęp kaspijskiego surowca do europejskiego rynku (Gazociąg Południowokaukaski – SCP, Gazociąg Transanatolijski – TANAP i Gazociąg Transadriatycki – TAP).

W Iranie znajdują się największe złoża gazu na świecie o nazwie Południowy Pars, którego zasoby szacowane są na 51 bln m3 gazu ziemnego i 7,9 mld m3 kondensatu gazowego.

Także Irak poczynił postęp na drodze do udostępnienia swojego gazu na rynku europejskim. Jak podaje Daily Sabah Bagdad rozmawia z Ankarą o możliwości pośrednictwa Turcji w handlu irackim surowcem. W tym przypadku również chodzi o wykorzystanie Korytarza Południowego.

Udziałem w projekcie Korytarza Południowego jest również zainteresowany Turkmenistan, a być może zainteresuje się nim Kazachstan. Potencjał przepustowości Korytarza rośnie, a razem z nim projektowana moc poszczególnych rur. Konsorcjum TAP rozważa zwiększenie planowej przepustowości z 10 do 20 mld m3, co zbliża go do niesłusznie porzuconego projektu Nabucco, który miał pompować 32 mld m3 rocznie. Prawdopodobienstwo wzrasta także po porzuceniu South Stream przez Gazprom.

Dlatego siły pragnące rozdysponowania środków Unii Energetycznej w inny sposób lub zniszczenia inicjatywy w ogóle walczą z Korytarzem Południowym. Rosjanie wskazywali dotąd, że przedsięwzięcie jest nieopłacalne, ale po porażce South Stream stracili argument. Do walki z Korytarzem włączają się ekolodzy.

– Opublikowany dziś przez organizacje pozarządowe raport „Gazowa Fatamorgana” pokazuje, że kluczowy dla Unii Południowy Korytarz Gazowy w świetle prognoz zapotrzebowania na gaz może okazać się ryzykowny i kosztowny, ponadto nie zmniejszy uzależnienia od Rosji – ostrzega Polska Zielona Sieć.

– Europa nie potrzebuje 16 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie, które miałby dostarczać Południowy Korytarz Gazowy. Duża część istniejącej infrastruktury importu gazu w Unii Europejskiej, zwłaszcza gazu ziemnego (LNG), jest nie w pełni wykorzystywana, a żaden ze scenariuszy unijnych Energy Roadmap 2050 nie przewiduje znaczącego wzrostu popytu. W rzeczywistości zużycie gazu w UE jest w tendencji spadkowej już od dziesięciu lat. W związku z powyższym kosztowny projekt budowy Korytarza może oznaczać dla Unii Europejskiej ryzyko finansowe, którego koszt poniosą ostatecznie podatnicy, konsumenci gazu – utrzymują autorzy raportu.

Należy jednak odnotować, że w wysiłkach na rzecz Korytarza Połduniowego chodzi o zastępowanie rosyjskiego gazu, a nie jego uzupełnianie. Dlatego poziom popytu w Europie ma drugorzędne znaczenie.

– Ironią jest, że w celu zwiększenia niezależności od niestabilnej Rosji, to rosyjska firma Łukoil miałaby otrzymać na rozwój pola gazowego Shah Deniz w Azerbejdżanie 950 milionów dolarów pożyczki od Europejskiego Banku Budowy i Rozwoju oraz Azjatyckiego Banku Rozwoju. Od 2014 Łukoil jest na liście sankcji Unii oraz USA, ponadto firma, będąca nota bene długoterminowym beneficjentem pożyczek EBOR-u, ma na swoim koncie długą listę naruszeń względem środowiska oraz praw człowieka, ostatnim jej wykroczeniem jest zanieczyszczenie wyciekami ziem Komi (teren Rosji) – czytamy dalej.

Korytarz Południowy, jak wspomniałem wyżej, nie jest projektem realizowanym na zlecenie Łukoilu ani pod złoża Szach Deniz. To szersze rozwiązanie łączące interesy kilkunastu pastw europejskich, kilku śródziemnomorskich i kaspijskich. Stąd wynika jego strategiczny charakter. Redukcja do szczegółu to złe narzędzie analizy.

Analitycy Bankwatch mają też argumenty z dziedziny praw człowieka: – Kolejną słabością gazociągu jest wzmocnienie autorytarnego reżimu Azerbejdżanu, z którego Unia chce czerpać gaz. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, azerski prezydent Ilham Alijew wyrósł w oczach Europy na energetycznego sojusznika. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że współpraca krajów UE z dyktaturą Alijewa nie pozostała bez wpływu na nasilenie przez władze tego kraju fali represji wobec opozycji, mediów, działaczy, jaka miała miejsce przed wyborami w 2014 roku.

Trudno polemizować faktami na temat działalności obecnego prezydenta Azerbejdżanu. Wystarczy jednak wspomnieć, że współpraca energetyczna z Unią Europejską jest i także w tym przypadku powinna być warunkowa. Pomoc UE jest obwarowana wymogami z zakresu reform poszczególnych sektorów ale także agendy praw człowieka. Było tak na przykład w przypadku Ukrainy, która stara się o dofinansowanie Unii i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Kluczowy jest jednak ostatni akapit informacji Polskiej Zielonej Sieci. – Komisja Europejska wielokrotnie podkreślała, że najlepszym sposobem na zmniejszenie zależności od dostaw z Rosji jest redukcja popytu. W krajach Europy Wschodniej i Centralnej, najbardziej narażonych na kaprysy Władimira Putina, istnieje ogromny potencjał w zakresie budowania efektywności energetycznej. Mimo to Unia woli przeznaczać ogromne sumy pieniędzy na kolosalny i ryzykowny projekt, który w przyszłości może być dla UE obciążeniem finansowym, a dla mieszkańców niektórych krajów tranzytowych inwestycją zagrażającą ich bezpieczeństwu – piszą ekolodzy.

Widać jak bardzo ich postulaty zbieżne są z non-paperem przedstawionym przez Niemcy. Ekolodzy tak jak zachodni sąsiedzi Polski promują zwiększenie wykorzystania istniejącej infrastruktury LNG, co wpisuje się w walkę Niemców z ideą wspólnych zakupów gazu. Ten stan rzeczy wynika najprawdopodobniej ze zbieżności interesów. Ostatecznym zwycięzcą ewentualnej porażki polskiej koncepcji nie będzie jednak żadne lobby ale Rosja, która utrzyma stan posiadania w Europie.

Kolejnym, rodzącym się już frontem walki z Unią Energetyczną są negocjacje w sprawie Transatlantyckiego Partnerstwa Handlowo-Inwestycyjnego (TTIP) między UE a Stanami Zjednoczonymi. Może zapewnić Europie tanie, amerykańskie węglowodory. Także przeciwko niemu protestują podobne ośrodki.

Więcej o potencjale TTIP

Nie da się generalizować sporów o europejską energetykę. Można jednak wskazać fronty walki, które uwidaczniają strony sporu i ich interesy. Istnieją jednak fakty na temat rzeczywistych potrzeb europejskiego bezpieczeństwa energetycznego. Powinna je uświadamiać wznowiona wojna w Donbasie i powrót Gazpromu do szantażowania Ukrainy. Czy Europa chce pozwolić na takie zasady gry na swoim podwórku?