Jakóbik: Brak polityki energetycznej skazuje Polskę na klientelizm wobec Niemiec i Rosji

5 października 2015, 09:19 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

– W przeciwieństwie do moich oponentów politycznych nie mam w tyle głowy po cichu budowania elektrowni atomowych – powiedziała 4 października premier RP Ewa Kopacz. Osoba, która miałaby zastąpić obecną premier na stanowisku w wypadku zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości, Beata Szydło, przekonuje, że Polska powinna tworzyć zróżnicowany miks energetyczny, choć jego podstawą w dalszym ciągu powinien być węgiel.

Program Polskiej Energetyki Jądrowej z 28 stycznia 2014 roku został podpisany przez b. premiera Donalda Tuska. Specjalny departament Ministerstwa Gospodarki zajmuje się realizacją tego programu. Deklaracja premier Ewy Kopacz wywołała zatem wzburzenie u koalicjanta. Minister gospodarki i wicepremier Janusz Piechociński podtrzymał cel budowy elektrowni atomowej w drugiej dekadzie XXI wieku. Zadeklarował na antenie TVN24, że obiekt powinien powstać w 2025 roku. Chociaż ludowcy podjęli szereg działań na rzecz realizacji PPEJ, panią premier kierowała zapewne troska o węgiel.

We wrześniu 2014 r. podpisana została umowa wspólników, na mocy której Enea, KGHM Polska Miedź oraz Tauron Polska Energia odkupią od PGE Polskiej Grupy Energetycznej po 10 proc. (łącznie 30 proc.) udziałów w spółce PGE EJ 1. Obecnie podobny manewr za pośrednictwem Towarzystwa Finansowego Silesia, rząd zamierza przeprowadzić w celu dofinansowania Kompanii Węglowej. Być może z tego powodu PPEJ został przekreślony przez premier Ewę Kopacz.

Istnieją obawy, że wobec planu ratowania górnictwa deklarowanego przez rząd, wsparcie dla tego sektora pochłonie wszystkie środki, które mogłyby zostać przekazane na PPEJ w przyszłości. Być może dlatego Warszawa wycofuje się z deklaracji na temat rozwoju energetyki jądrowej. Sceptycyzm opozycji może wypływać z tych samych pobudek. Jest to także okazja do poprawy wizerunku na górniczym Śląsku, który jest ważnym obszarem wyborczym.

Jeżeli, przy braku wsparcia politycznego w Warszawie, Polacy nie zapewnią energii wytwarzanej z bloków jądrowych, być może chcieliby wytwarzać więcej energii w elektrowniach węglowych. Jest to wątpliwe, ze względu na ograniczenia wynikające z polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Polska musiałaby wystąpić z obowiązków polityki klimatycznej, aby zrealizować ten cel. Jest to teoretycznie możliwe, ale trudne w realizacji, choć takie właśnie rozwiązanie promuje Prawo i Sprawiedliwość.

Moglibyśmy także skorzystać z Odnawialnych Źródeł Energii, także ze względu na cel zmniejszania emisji CO2 wyznaczony przez Komisję Europejską. Jednak w strategicznym dokumencie Ministerstwa Gospodarki pt. „Polityka energetyczna Polski do 2050 roku” przyjęto założenie, że „Program polskiej energetyki jądrowej będzie realizowany z możliwością dalszego rozwoju energetyki jądrowej po 2035 roku w razie stwierdzenia opłacalności budowy kolejnych elektrowni jądrowych”. Co więcej, w założeniach resortu gospodarki „OZE będą obecne w bilansie energetycznym kraju, a cele OZE dla 2020 r. zostaną utrzymane do 2050 r., jednak bez ich dalszego pogłębienia. Ewentualny wzrost udziału źródeł odnawialnych w bilansie energetycznym po 2020 r. wynikał będzie z przewag konkurencyjnych danej technologii na rynku, a nie z uruchomienia dodatkowych narzędzi wsparcia”. Teoretycznie rząd rezygnuje z wsparcia rozwoju OZE. Wiatraki mogłyby stanowić alternatywę dla nowych bloków atomowych, choć mniej stabilną. Jednakże zarówno Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska zapowiadają, że nie będą wspierać tej gałęzi energetyki.

Model miksu energetycznego. Polityka energetyczna Polski do 2050 roku

Model miksu energetycznego. PPEJ.

Co zatem Polska może zrobić, jeżeli nie może nadal rozwijać węgla, nie stać ją na atom, a wiatraków budować nie chce? Alternatywą jest znaczący wzrost zużycia gazu w wytwórstwie energii elektrycznej. To z kolei oznaczałoby konieczność zwiększenia wydobycia w kraju lub importu zza granicy, w tym z Rosji. Krajowe wydobycie surowca nie rośnie ze względu na tanie dostawy zza granicy oraz niepewne perspektywy rozwoju wydobycia ze złóż niekonwencjonalnych, podkopane dodatkowo tanią ropą naftową. Rozwój wydobycia wymagałby zatem powrotu do pomysłu subsydiowania zaprezentowanego przez byłego ministra skarbu państwa Mikołaja Budzanowskiego. Jednak na to również nie będzie pieniędzy, kiedy środki zostaną wpompowane w Kompanię Węglową.

Zostaje import. W Polskiej Polityce Energetycznej do 2050 „założono brak ograniczeń dostępności węgla kamiennego, ropy naftowej, gazu ziemnego oraz paliwa jądrowego na globalnych rynkach, a więc możliwość zaspokojenia popytu na te paliwa zgłaszanego przez gospodarkę na drodze importu”. Ministerstwo gospodarki zostawiło sobie zatem furtkę dla rezygnacji z aktywnej polityki energetycznej. Może wybrać bierność i dostawy – często po korzystnej cenie – energii elektrycznej z Niemiec i gazu ziemnego z Rosji. Nie warto jednak rozwodzić się nad konsekwencjami takiego rozwiązania dla niezależności energetycznej kraju.

Polska jako bierny importer energii i surowców to dobry klient rynku energetycznego, ale już nie gracz. Z przedstawionych uwarunkowań wynika, że Polacy muszą zdecydować się na to, którą gałąź energetyki wspierać i za pomocą jakich narzędzi. Powtarzana jak mantra teza, że Polska potrzebuje jasno zdefiniowanej polityki energetycznej wraca znów ze zdwojoną siłą. W innym wypadku powinniśmy zrezygnować z podmiotowej polityki energetycznej i ustawić się w kolejce negocjacji dobrej ceny dostaw zza granicy.