Jakóbik: Europa daje szansę South Stream – Ukrainie nie

5 grudnia 2014, 08:34 Energetyka

KOMENTARZ

South Stream i Blue Stream. Mapa Gazpromu niesłusznie zalicza Krym do terytorium Rosji

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Rosyjski minister energetyki Aleksander Nowak stwierdził wczoraj, po wystąpieniu prezydenta Rosji Władimira Putina w parlamencie rosyjskim, że decyzja o przerwaniu budowy South Streamu jest ostateczna. Doradca prezydenta, Jurij Uszakow zaś zauważył, że Unia Europejska nie zareagowała oficjalnie na tę decyzję. Nowak dodał, że jego zdaniem od rezygnacji z South Streamu nie ma odwrotu, a Rosja obecnie zajmuje się planami budowy rury na zupełnie innej  trasie. Według wypowiedzi Nowaka, będzie to gazociąg prowadzący do Turcji, „zgodnie z niedawnym ustaleniem obu prezydentów w Ankarze”.  Ta ostatnia wypowiedź Nowaka jest pierwszą informacją, że są ustalenia między prezydentem Rosji i prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem w sprawie nowego gazociągu – zwraca uwagę Reuters. W ten sposób zdaje się odpowiadać na tezę podzielaną przez BiznesAlert.pl, że rezygnacja z South Stream jest blefem. Czy Rosjanie rzeczywiście zbudują nową rurę do Turcji?

Póki co Turcja dementowała doniesienia Rosji. Minister energetyki Taner Yildiz przekonywał, że porozumienie podpisane 1 grudnia dotyczy zgody na rozmowy o uruchomieniu nowego South Stream na trasie istniejącego gazociągu Blue Stream i połączenia go z tureckim GTS-em. Poinformował, że Turcja nie zgodziła się, jak podawała Rosja, na przekierowanie dostaw świadczonych jej przez Ukrainę i Bałkany do nowej rury.

Fakty świadczą tutaj na niekorzyść wersji rosyjskiej. Zaprojektowanie nowej rury, przeprowadzenie niezbędnych badań i przetargów, zajmie kilka lat. Będzie także kosztowało Rosjan kolejne miliardy dolarów. Należy pamiętać, że na South Stream w pierwotnej wersji wydali już 4-8 mld dolarów. Ostatecznie nowa rura może kosztować więcej, niż i tak poważna suma 50 mld dolarów, na jaką szacowany był koszt budowy Południowego Potoku.

Jednakże Europa reaguje na ten blef asekuracyjnie. W obawie, że Rosjanie mogą mieć rzeczywiście tajne porozumienie z Turkami, o którym wspomina Nowak, prezentuje postawę koncyliacyjną. Dzieje się tak, ponieważ Bruksela troszczy się o straty europejskich firm zaangażowanych w projekt South Stream, które nie zostały uprzedzone o zmianie planów przez Rosjan i muszą być gotowe na poniesienie strat związanych z zatrzymaniem inwestycji.

– Rosja stanowi dla Europy problem strategiczny z powodu kryzysu ukraińskiego, ale „oficjalna Bruksela będzie zabiegać, aby Moskwa ponownie stała się partnerem Unii Europejskiej” – oświadczył wczoraj przewodniczący Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker. Przewodniczący KE wyraził następnie przekonanie, że budowa South Stream jest wciąż jeszcze możliwa, chociaż prezydent Rosji Władimir Putin 1 grudnia niespodziewanie stwierdził, że Kreml rezygnuje z tego projektu. Po zakończeniu rozmowy z premierem Bułgarii Bojko Borysowem, Juncker powiedział ponownie, że „Rosja jest chwilowo strategicznym problemem, ale mam nadzieję, że niebawem stanie się strategicznym partnerem”. Jednocześnie przyznał jednak, że Rosja stosuje w sprawie South Stream „szantaż”.

Głównym tematem rozmowy obu polityków była rezygnacja Moskwy z realizacji projektu South Stream. Juncker po zakończeniu rozmowy powiedział mediom, że KE zrobi w tej sprawie „wszystko, co można zrobić”, a projekt „może być realizowany. Są ku temu wszystkie warunki, a ruch teraz należy do strony rosyjskiej. My jesteśmy gotowi, prace przygotowawcze są w toku”. Bułgarski premier oczekuje od Brukseli klarownego stanowiska w sprawie South Stream. Powiedział, że liczy na jasne „tak” lub „nie” dla rury, kwestionując istniejące już stanowisko Brukseli. Daje w ten sposób grunt pod cofnięcie decyzji o zamrożeniu rozmów. Jeżeli potwierdzą się informacje dziennika Hurriyet, Rosjanie są już jednak krok dalej. Według gazety Putin miał powiedzieć Erdoganowi, że „ma dość Bułgarów”, którzy „za wsparciem Unii Europejskiej i całego Zachodu rzucają Rosji wyzwanie i sprzeciwiają się jej”. Czy Europa kupi retorykę, jakoby rezygnacja z South Stream była realną karą za jej antyrosyjską politykę?

Chociaż wspomniał o tym, że Bułgaria mogła zyskać na unijnym Nabucco konkurencyjnym dla South Stream, ale zabrakło woli politycznej do realizacji tego projektu, Borysow jednocześnie potwierdził, że jego kraj jest obecnie zdeterminowany, aby realizować gazociąg South Stream zgodnie z projektem. „Chcemy mieć South Stream, ale zgodny z przepisami Unii Europejskiej” – powiedział dziennikarzom – Przypomniał, że 9 grudnia w Brukseli ma odbyć się spotkanie ministrów energetyki państw-uczestników projektu. Borysow wyraził nadzieję, że na tym spotkaniu zostaną rozstrzygnięte wszystkie sporne kwestie włącznie z trzecim pakietem energetycznym.

Rosjanie nadal domagają się zwolnienia spod regulacji antymonopolowych trzeciego pakietu dla swojej inwestycji. Europa zgodzi się na rurę, jeżeli ta zostanie podporządkowana tym regulacjom, chroniącym rynek przed monopolem. W takim wypadku do South Stream musiałby zostać dopuszczony gaz od innych niż Gazprom dostawców, na przykład kaspijski z Korytarza Południowego. W ten sposób rosyjska inwestycja przyczyniłaby się do zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego Europy. Szczegóły rozwiązania opisywałem w czerwcu w tekście „Zbudować Nabucco rękami Rosjan”.

Moskwa odwraca jednak kota ogonem i chce zablokować kaspijski gaz poprzez wtłoczenie przez tureckie South Stream do Gazociągu Transanatolijskiego (TANAP) rosyjskiego surowca. W Turcji nie obowiązuje trzeci pakiet energetyczny i jeżeli Ankara się na to zgodzi, Rosjanie mogliby przejąć całą przepustowość rury. Jednakże fakt, że realizacja nowego projektu to kwestia kilku lat, w przeciwieństwie do South Stream, który miał ruszyć jeszcze w 2015 roku, każe podtrzymać tezę, że nowa propozycja to mimo wszystko blef, nawet jeśli istnieje tajne porozumienie Putin-Erdogan. Należy przy tym podkreślić, że aukcje przepustowości na dostawy azerskiego gazu przez TANAP i jego kontynuację na terenie Unii Europejskiej – Gazociąg Transadriatycki (TAP) zostały już zakończone, więc Rosja nie może po prostu ich anulować i przejąć rury. Jednakże z moich informacji wynika, że konsorcjum TAP liczy się z możliwością otrzymywania na granicy turecko-greckiej także rosyjskiego surowca i jest gotowe na powiększenie przepustowości swej rury na ten cel.

Największym sukcesem blefu South Stream jest obecnie wyłączenie kwestii ukraińskiej z rozmów o tej inwestycji. Juncker chce, aby rura w pierwotnej wersji podlegała trzeciemu pakietowi energetycznemu. Nie broni już przed nią pozycji Ukrainy jako kraju tranzytowego, jak robiła to poprzednia Komisja Europejska. To jasny sygnał dla Ukraińców, którzy w tym tygodniu wyszli z propozycją zaangażowania zachodnich firm we wtłaczanie zapasów gazu do ukraińskich magazynów i stworzenia w ten sposób stabilnego węzła gazowego nad Dnieprem, który ugruntowałby pozycję Kijowa w tranzycie surowca dla Europy. W ten sposób Komisja Europejska odrzuca propozycję Ukraińców, którzy w zamian za jej realizację zamierzali połączyć swój rynek gazu z europejskim i zreformować go zgodnie z trzecim pakietem energetycznym. Co prawda, plan B Europy czyli sprowadzenia gazu śródziemnomorskiego z pominięciem Turcji jest w toku i nabiera przyspieszenia dzięki wsparciu Amerykanów. Nie pomoże on jednak Ukraińcom.

W ten sposób Rosjanie pozostają na ścieżce swojego głównego celu, dla którego South Stream niezależnie od wersji projektu jest tylko narzędziem realizacji. Chodzi o pominięcie Ukrainy w eksporcie gazu do Europy. W trosce o bezpieczeństwo energetyczne oraz zyski swoich firm, zgodnie z oczekiwaniami Rosjan, Bruksela chce wrócić do stołu rozmów o South Stream. Nie leży już jednak na nim kwestia ukraińska. W pierwszych dniach po zamrożeniu rozmów o rurze brukselscy oficjele uzależniali powrót do nich od zachowania Rosjan na Ukrainie. Obecnie nie ma takich głosów. To pierwszy, kluczowy sukces blefu Władimira Putina.

Następnym może być dofinansowanie projektu przez Europejczyków, bo bez tego realizacja projektu może okazać się niemożliwa. Sankcje oraz spadające ceny ropy naftowej sprawiły, że Rosjanie nie są w stanie opłacić samodzielnie budowy South Stream. Dotyczy to także ewentualnej, nowej wersji. Czy przestraszone blefem Europa zapłaci za rosyjski gazociąg? Z punktu widzenia Moskwy lepiej mieć połowę przepustowości South Stream zgodnego z unijnymi regulacjami niż nie mieć rury w ogóle. Ambasador Rosji przy UE Władimir Czyżow poinformował, że rozmowy na temat nowej wersji South Stream są już prowadzone z Austriakami, Serbami i Węgrami. Kommiersant szacuje, że na potrzeby ominięcia Ukrainy w tranzycie do tych krajów Europy Środkowej za pomocą rury do Turcji i TAP potrzebna byłaby dodatkowa budowa rury o przepustowości 20 mld m3. Ale po co Europie kolejna rura z rosyjskim gazem, która dodatkowo osłabi pozycję Ukrainy?

Europejczycy po raz kolejny tworzą reaktywną politykę, która jest odpowiedzią, jakiej oczekuje Moskwa kreująca politykę faktów dokonanych. Być może podobną do moskiewskiej politykę powinna przyjąć Polska, która może zepsuć plany Rosjan, poprzez zaoferowanie Ukrainie nowego połączenia gazowego. Gaz-System mógłby zwiększyć przepustowość istniejącego połączenia w Baranowiczach lub, jeśli jest to technicznie niemożliwe, zbudować drugą nitkę na Ukrainę. Polacy powinni udźwignąć taką inwestycję, skoro słowacki Eustream jest w stanie zaproponować Eastring, czyli sieć połączeń gazowych w Europie Środkowej pozwalający na sprowadzanie gazu z zachodnich giełd na rynek ukraiński i bałkański.