Jakóbik: Gazprom traci Gruzję

12 kwietnia 2017, 11:00 Energetyka

Gruzja zadeklarowała, że porzuci gaz z Rosji na korzyść dostaw z Azerbejdżanu. Rosjanie tracą kolejny rynek po Ukrainie, która od listopada 2015 roku nie sprowadza gazu z Rosji – komentuje Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

fot. Gazprom

– Gruzja porzuci dostawy gazu od rosyjskiego Gazpromu – powiedział minister energetyki Kakha Kaladze. Poinformował, że do końca 2017 roku nie należy się spodziewać umów na dostawy od Gazpromu. Od kwietnia 2017 roku Gruzja całkowicie przestawi się na dostawy gazu dla obywateli i przedsiębiorstw z Azerbejdżanu – informuje Trend. Głównym dostawcą ma być azerski SOCAR, a udział gazu z Rosji w konsumpcji ma spaść do 4 procent.

Dostawy z Rosji od stycznia do marca 2017 roku wyniosły 100 mln m3. W tym roku Gruzja ma importować 2,457 mld m3, z czego z Azerbejdżanu ma pochodzić 2,347 mld m3. Gruzja wydobędzie sama 10 mln m3 w tym roku.
Na początku 2017 roku Gazprom osiągnął porozumienie w sprawie kosztu tranzytu gazu przez terytorium Gruzji do Armenii. Strony podpisały dwuletnie porozumienie obowiązujące od 31 grudnia 2016 roku, na mocy którego Gruzini będą otrzymywać rekompensatę finansową zamiast dotychczasowo świadczonych 10 procent dostaw słanych do klientów armeńskich.

Chociaż Tbilisi deklarowało, że w przyszłości może zamówić dostawy gazu z Rosji w celu wyrównaniu niedoboru, to obecna deklaracja ministra energetyki świadczy o tym, że woli porzucić dostawcę rosyjskiego. Gruzja jest państwem członkowskim Wspólnoty Energetycznej od 2007 roku. Pełnoprawnie członkostwo uzyskała w 2016 roku. Dzięki temu wprowadza regulacje trzeciego pakietu energetycznego Unii Europejskiej i integruje swoje rynki gazu oraz energii elektrycznej z Europą.

Dostawy gazu i energii elektrycznej były w przeszłości narzędziem nacisku na Gruzję. W 2006 roku doszło do dwóch eksplozji na gazociągu Mozdok-Tbilisi w regionie Osetii Północnej. Spowodowało to przerwy dostaw gazu z Rosji w sezonie grzewczym. Pojawiły się oskarżenia o szantaż energetyczny ze strony rosyjskiej. Wydarzenie to korelowało czasowo z kryzysem dostaw do i przez Ukrainę. Wysadzono także połączenie elektroenergetyczne w pobliżu gazociągu Mozdok-Tbilisi, powodując niedobory energii w regionie. Rosja nie uznaje oskarżeń Gruzji o sabotaż.
Jednak od czasu Rewolucji Róż w 2003 roku relacje między tymi krajami są napięte. W 2008 roku doszło do wojny rosyjsko-gruzińskiej, która – można przypuszczać – tylko dzięki interwencji Zachodu na czele z polskim prezydentem Lechem Kaczyńskim, nie doprowadziła do zajęcia kraju przez siły rosyjskie. Skończyła się jednak powstaniem samozwańczych republik Abchazji i Osetii Południowej.

Po rewolucji godności na Ukrainie wsparcie Zachodu i bolesne reformy sektora gazowego pozwoliły Ukraińcom porzucić dostawy z Rosji. Podobny scenariusz klaruje się w Gruzji. Należy spodziewać się zdecydowanej reakcji Rosji, której narzędzie polityki zagranicznej jakim jest Gazprom, traci wpływ na kluczowe państwo kaukaskie. Nie wiadomo, czy w obliczu rosnącej konkurencji na rynku Gazprom zdecyduje się na politykę czaru, która pozwoliłaby mu wrócić na rynek, czy też Kreml zdecyduje się na nową formę konfrontacji (szantaż energetyczny, działania polityczne), która na Ukrainie skończyła się utratą perspektyw na odzyskanie klientów. Być może Rosja zareaguje w niespodziewanym punkcie, na przykład w Azerbejdżanie, który kontynuując projekt Południowego Korytarza Gazowego wraz z Unią Europejską, tworzy perspektywę dalszego zmniejszania zależności od gazu z Rosji na Kaukazie, Bałkanach i w Unii Europejskiej.