Jakóbik: Iran zmieni rynek ropy czy rynek zmieni Iran? Dla Polaków ważniejszy jest gaz

15 lipca 2015, 10:20 Energetyka

KOMENTARZ

Rozmowy atomowe z Iranem w formacie P5+1 w Genewie.

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Efekt możliwego zniesienia sankcji wobec Iranu może być znaczący. Nie będzie to jednak rewolucja, bo ta rozpoczęła się gdzie indziej – w Stanach Zjednoczonych. Polacy mogą jednak skorzystać na otwarciu Persów na świat.

Zdaniem ekspertów cytowanych przez agencję Prime irańska ropa naftowa trafi na rynki światowe nie wcześniej niż w 2016 roku. Dlatego nie spodziewają się oni nagłego spadku cen surowca.

Wczoraj doszło do historycznego porozumienia o zniesieniu sankcji wobec Iranu w zamian za gwarancję utrzymania pokojowego charakteru jego programu atomowego. Eksperci cytowani przez Prime podkreślają, że sankcje zostaną zniesione dopiero po spełnieniu wszystkich warunków wymaganych od Iranu w porozumieniu. Zdaniem Pawła Molczanowa w przeciągu roku, półtorej na rynek trafi co najwyżej 500 tysięcy baryłek dziennie.

Z kolei Walerij Nesterow ze Sbierbanku ocenił, że ropa naftowa już zareagowała spadkiem ceny na porozumienie z Iranem, kiedy pojawiły się informacje o wstępnym układzie w kwietniu tego roku. Jego zdaniem stabilizacja ceny ropy na poziomie 60-70 dolarów za baryłkę jest możliwa.

Dla tych, którzy nie śledzą na bieżąco rynku ropy naftowej, ważnym przypomnieniem będzie, że do znaczącego spadku cen ropy naftowej już doszło. Ceny baryłki Brent, które w czerwcu 2014 roku sięgały 120 dolarów za baryłkę, ustabilizowały się obecnie w okolicach 60 dolarów, czyli staniały dwukrotnie. Było to możliwe ze względu na rosnącą nadpodaż surowca na rynkach. Jest ona spowodowana w pierwszej kolejności przez rozwój wydobycia ropy łupkowej w USA i Kanadzie. I nie chodzi tu o to, że tamte kraje zalewają rynek ropą.

Wystarczy, że kupują jej dużo mniej na Bliskim Wschodzie, co prowokuje wojnę cenową w kartelu OPEC, który do tej pory bronił drogiej baryłki. To z tego powodu w listopadzie 2014 roku organizacja zdecydowała, że nie będzie zmniejszać kwot eksportowych dla krajów członkowskich. Największym zwolennikiem braku działania była Arabia Saudyjska, która postanowiła walczyć ceną, przede wszystkim o rynek chiński. Wejście na rynek Iranu tylko utwierdzi ją w takim postępowaniu, a zalew taniego surowca bez wzrostu zapotrzebowania w Chinach skończy się dalszymi spadkami jego wartości ropy.

Arabia Saudyjska jako największy eksporter kartelu naftowego OPEC dalej zwiększa wydobycie surowca. W czerwcu osiągnęło ono rekordowy poziom 10,6 mln baryłek ropy dziennie.

Jeśli Rijad utrzyma wzrost wydobycia na poziomie 200 tysięcy baryłek dziennie, w wakacje przekroczy poziom 11 mld baryłek. To poziom niespotykany od czasów Związku Sowieckiego, który wydobywał tyle w okresie prosperity gospodarczego na świecie w latach 80-tych. Jeżeli Saudowie utrzymają wzrost wydobycia, ropa naftowa będzie dalej tanieć i to zanim Iran wróci na rynek. Efekt Iranu tylko spotęguje ten proces, o ile nastąpi.

Także Rosjanie zwiększają wydobycie. W  2015 roku wydobycie ropy naftowej w Rosji wzrosło do poziomu 10,7 mln baryłek dziennie. Według Wood Mackenzie było to możliwe dzięki wzrostowi produkcji kondensatu. Jednakże jeśli zostaną utrzymane w mocy sankcje wobec Rosjan, w 2020 roku rozpocznie się spadek wydobycia przez blokadę  nowych projektów wydobywczych.

Wygląda więc na to, że baryłka staniała na długo. Co ciekawe, jednym z głównych oponentów braku ingerencji OPEC w ceny ropy naftowej był Iran, którego budżet jest w dużym stopniu uzależniony od ropy naftowej. Analitycy pomijają ten fakt. W tym kontekście ciekawa będzie zatem odwrotna relacja – w jaki sposób tania ropa wpłynie na Iran. Przez upadek modelu budżetu typowego dla każdego petrostate, Iran będzie musiał się modernizować, co będzie możliwe tylko przy współpracy z międzynarodowymi koncernami a zatem w oparciu o multilateralne mechanizmy polityki międzynarodowej. To z kolei może przynieść zmiany społeczne w tym kraju, który obok Turcji jest jedynym potencjalnym stabilizatorem rosnącego napięcia na Bliskim Wschodzie. Byłby to czynnik korzystny dla całego Zachodu, także Polski.

Z punktu widzenia interesów naszego kraju dużo bardziej istotny od ropy irańskiej jest gaz z zasobnych złóż tego kraju. Ropę możemy już sprowadzać z różnych stron świata, a jej cena jest niska nawet bez efektu Iranu. Tymczasem polski gazoport potrzebuje tanich dostaw LNG, które urentownią jego działalność zwiększającą bezpieczeństwo energetyczne trudne do wymierzenia w liczbach.

Według Jonathana Sterna, eksperta Oxford Institute for Energy Studies irański gaz ziemny trafi na światowy rynek dopiero po zwiększeniu produkcji krajowej, co będzie wymagało czasu. – Irańczycy mają duże zapotrzebowanie krajowe. Aby je zrealizować, wydobycie musi szybciej niż obecnie rosnąć – wskazuje. Według ośrodka Wood Mackenzie krajowa konsumpcja gazu ziemnego osiągnie poziom 190 mld m3 w 2025 roku. Obecnie jest to 150 mld m3 rocznie. Polska zużywa około 15 mld m3 na rok.

Zdaniem Mosesa Rahnama rozwój wydobycia na złożu Południowy Pars może zająć „co najmniej trzy lata”.

Sprzedaż gazu ziemnego za granicą stanowiła w 2010 roku 4 procent dochodów Iranu. Sprzedaż ropy przyniosła z kolei 78 procent dochodów.

Raport Chatham House również zmniejsza optymizm odnośnie dostaw do Europy. Eksperci think tanku podkreślają, że Irańczycy w pierwszej kolejności wyślą gaz w ramach podpisanych umów z Katarem, Pakistanem i Irakiem.

Szansą na dostawy LNG jest budowa terminala, która jest ukończona w 50 procentach. Według cytowanego wyżej Rahnama projekt nie ruszy ponownie wcześniej niż w 2018 roku. Został zamrożony po wprowadzeniu sankcji.

Według Jamiego Ingrama z ośrodka analitycznego IHS Inc. Amerykanie utrzymają sankcje najdłużej. Nawet do 2016-17 roku. Wcześniej zniosą je Europejczycy ale inwestycje najpierw popłyną z krajów azjatyckich.

Iran potrzebuje około 100 mld dolarów na modernizację sektora gazowego. Chce dzięki nim zwiększyć krajowe wydobycie dzienne do 1,2 mld m3 z 800 mln obecnie – podaje państwowa firma NIGC.

Dlatego polskie spółki, jak PGNiG mogą liczyć na lukratywne kontrakty serwisowe. Polacy mogliby wrócić na złoża Lawan w ramach porzuconego przez sankcje kontraktu wartego 7 mld dolarów. Jego zasobność jest szacowana na 269 mld m3. Dzienne wydobycie może wynieść 21 mln m3. Na złożu znajdują się także pola naftowe: Salman, Reshadat i Resalat. PGNiG nie chce ujawnić informacji na temat tego czy przed sankcjami chciało wydobywać w Iranie ropę, gaz czy oba surowce.

Tamtejszy surowiec mógłby trafić na polski rynek przez terminal irański, kiedy ten powstanie, lub sieć gazociągów. Irańczycy lobbują za specjalnym gazociągiem stworzonym na potrzeby dostaw na Stary Kontynent. Chodzi o Gazociąg Perski (PP). Miałby on ciągnąć się z Iranu na wody Morza Śródziemnego po Grecję i stamtąd do hubu gazowego w Baumgarten.

Unia Europejska nalega na zwiększenie przepustowości istniejących gazociągów między Iranem a Turcją. Europejskie firmy wyrażały także zainteresowanie udziałem w złożu Południowy Pars o zasobach szacowanych na 50 bln m3, czyli równowartości ponad stuletniego zapotrzebowania na gaz ziemny. Iran jest posiadaczem drugich na świecie złóż tego surowca. W razie zniesienia sankcji zachodnich Iran mógłby eksportować 10-20 mld m3 rocznie na początku przyszłej dekady. Wtedy stanie się atrakcyjnym źródłem dostaw także dla Polski. Dostawy gazociągami będą tańsze od tych słanych tankowcami.

Podsumowując, krótkofalowe a więc najbardziej konkretne zyski na jakie mogą liczyć Polacy w kontekście zniesienia sankcji wobec Iranu to kontrakty na irańskich złożach. Średnioterminowo moglibyśmy sięgnąć po irański LNG a długofalowo skorzystać na rozwoju importu gazu z Iranu za pomocą gazociągów do Europy.