Jakóbik: Kurs na Białoruś hamuje pomoc Polski dla Litwy

23 czerwca 2017, 07:30 Atom

– PAP podaje, że Sejm Litwy zaapelował w czwartek do Łotwy, Estonii i Polski, by nie kupowały energii elektrycznej z niebezpiecznych elektrowni atomowych. Chodzi przede wszystkim o białoruską siłownię atomową, która powstaje w Ostrowcu, 50 km od Wilna. Jest to kolejny apel północno-wschodniego sąsiada Polski, który pozostaje bez jasnej odpowiedzi z Warszawy – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Najbardziej stanowczy w deklaracjach był pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski, który 17 marca rozwiał nadzieje na import energii elektrycznej z Ostrowca. – Nie będziemy sprowadzać energii elektrycznej z elektrowni Ostrowiec. Kropka. PSE przystąpi do rozbiórki linii Białystok-Roś – poinformował wtedy minister Naimski, o czym informował BiznesAlert.pl.

Jednak komunikat ministerstwa energii jest już bardziej stonowany. – Ministerstwo Energii ma neutralny stosunek do inwestycji w Elektrownię Jądrową Ostrowcu. Wychodzimy z założenia, że Białoruś ma suwerenne prawo podejmowania decyzji o swoich źródłach energetycznych i sposobie zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego dla swoich 9,5 mln obywateli – informuje resort w kontakcie z naszym portalem.

– Jednocześnie, mając na uwadze regionalny wymiar bezpieczeństwa, ME konsultowało sprawę ewentualnych zagrożeń w związku z budową EJ Ostrowiec z polskim dozorem jądrowym oraz Generalną Dyrekcją Ochrony Środowiska, które reprezentowało Polskę w konsultacjach transgranicznych inwestycji – dodaje. – W związku z tym, że wszelkie incydenty w przemyśle jądrowym są drobiazgowo analizowane a wypływające z nich wnioski wprowadzane do międzynarodowych przepisów i zaleceń Ministerstwo Energii poprosiło również o opinię w sprawie Międzynarodową Agencję Energii Atomowej, która jest agendą ONZ. Żadna z tych instytucji nie potwierdziła obaw litewskich akcentując zgodność realizacji inwestycji z międzynarodowymi standardami oraz  jej transparentność.

Widać, że Polacy nie podzielają obaw środowiskowych Litwy.

– Odnosząc się do kwestii importu energii z Białorusi, informujemy, że ze względu na wielkość zapotrzebowania Polskiego systemu energetycznego oraz uwarunkowań wynikających z polityki UE priorytetem dla Polski jest rozwój własnych mocy wytwórczych. ME nie przewiduje importu energii elektrycznej z EJ Ostrowiec ani liniami bezpośrednimi ani poprzez kraje trzecie. Ponadto zwracamy uwagę, że import przez Polskę energii elektrycznej z Białorusi nie jest w tej chwili możliwy z uwagi na brak wystarczającej zdolności przesyłowej na granicy Polska-Białoruś. ME nie ma również planów zwiększania przepustowości tych połączeń, ze względu na istotne odmienności techniczne i gospodarcze europejskiego rynku energii i białoruskiego – podkreśla resort energii.

Oznacza to, że Polska nie sprowadzi energii z Białorusi, ale nie będzie również działać przeciwko projektowi w Ostrowcu, czego domaga się Litwa. Jest to projekt realizowany przez rosyjski Rosatom i za rosyjskie pieniądze. Może zaszkodzić rentowności alternatywnych bloków, np. na Litwie lub we wschodniej Polsce. Jeśli Polacy zdecydują się na atom, to będzie konkurował z obiektem na Białorusi. Między innymi dlatego Litwini domagają się zablokowania energii z Ostrowca. Polska nie pomoże w jej imporcie na terytorium Unii Europejskiej, ale też nie zamierza krytykować Mińska. Dlaczego?

Bo liczy na współpracę gospodarczą z reżimem Aleksandra Łukaszenki. 16 maja 2017 roku w Warszawie z inicjatywy ambasady Białorusi w Polsce odbyły się rozmowy energetyczne. W spotkaniu uczestniczyło koło 80 osób reprezentujących polskie spółki serwisujące instalacje energetyczne, a także białoruską firmę energetyczną Belenergo, a również jej spółki-córki Belenergoremenaladka, Belenergostroj, Zavodelektrosetstroj, Belenergosetprojekt.

W kręgach rządowych znajdują się różne frakcje. Mają one różne wizje polityki zagranicznej RP. Jedna z nich, promowana przez środowiska narodowe, zakłada, że Polska powinna otworzyć się na Białoruś. Jednym z argumentów jest możliwość wspólnej partycypacji w projekcie Nowego Jedwabnego Szlaku, czyli budowy infrastruktury z Chin do Europy, która mogłaby się odbyć z udziałem naszego kraju. Chociaż projektowi brakuje konkretów i należy go oceniać w kategorii soft power chińskiej polityki zagranicznej, to Polacy traktują go już poważnie.

– Największy polski przewoźnik kolejowy wobec perspektyw wzrostu przewozów między Chinami a Europą zamierza wspólnie z partnerami usprawniać organizację obsługi logistycznej na tym szlaku. Rozmowy z kolejami białoruskimi służą doskonaleniu współpracy na przejściach granicznych między obu krajami – informuje PKP Cargo, która wiąże nadzieje z otwarciem się na Białoruś.

– Nasza współpraca z partnerami białoruskimi układa się od lat prawidłowo. Operatywne kontakty w tym zakresie są utrzymywane zarówno na szczeblu biur centrali obu kolei, jak również między zakładami Spółki oraz oddziałami kolei białoruskiej w Brześciu i Baranowiczach. Staramy się w ten sposób rozwiązywać wszelkie zdiagnozowane problemy i podnosić z pomocą PKP PLK jakość naszej pracy przy obsłudze ładunków na styku systemów kolei 1520 i 1435 mm. Przed nami stoją kolejne wyzwania związane z przyjęciem większego potoku ładunków w wymianie handlowej między Chinami a Europą. Jestem przekonany, że wspólnie z partnerami białoruskimi uda nam się pomyślnie wywiązać z tych zwiększonych zadań – powiedział Maciej Libiszewski, prezes Zarządu PKP Cargo.

Nadzieje związane z Białorusią należy uzasadnić obszerną analizą ekonomiczną i polityczną, która uzasadniałaby porzucenie wsparcia dla Litwy, naszego sojusznika w Unii Europejskiej i NATO, dla dobra poprawnych relacji z Mińskiem, czyli satelitą rosyjskim. Jeżeli celem jest oderwanie go od wpływów rosyjskich to być może oferta powinna zawierać jakiś haczyk, którego do tej pory nie widać. Najgorszym scenariuszem byłby taki, w którym Polska porzuca Litwę i stawia na Białoruś ze względu na sentymenty polityki narodowej, która ma wpływ na owoce działań rządu Beaty Szydło.