Jakóbik: Nieistniejące projekty Gazpromu

12 listopada 2014, 08:23 Energetyka

KOMENTARZ

Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin. Fot.: Wikipedia.

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Rosyjski Gazprom jako spadkobierca sowieckiego ministerstwa nie wyzbył się propagandowej roli swej działalności. Jego kampanie informacyjne mają znaczenie polityczne dla Kremla. Kiedy wrzutki jak kolejne umowy stulecia z Chinami zadomowią się w przekazie zagranicznych mediów, Rosja zyskuje wizerunkowo. Kiedy Gazprom zostanie przyłapany na kłamstwie – traci, jeżeli zachodni dziennikarze tylko zechcą przyjrzeć się faktom. Tak było w przypadku oferty gazociągu z Rosji do Japonii, o której informowali Rosjanie, a nie wiedzieli główni zainteresowani – Japończycy.

10 listopada dyrektor Gazpromu Aleksiej Miller poinformował, że Japonia zaoferowała firmie budowę gazociągu z rosyjskiego Sachalina do wyspy Hokkaido. Miller dodał, że jego firma musi jeszcze przeanalizować ewentualną zgodę na współpracę. Jeszcze w maju sugerował, że rura o długości ponad 1,5 tysiąca kilometrów miała kosztować 600 mld jenów (5,2 mld dolarów). Budowa miałaby zająć 5 lat i pozwolić na eksport do 20 mld m3 gazu do Japonii, realizując 20 procent zapotrzebowania tego kraju na ów surowiec.

Jak jednak informuje wczorajszy artykuł w Dengi – informacyjno-analitycznej gazecie rosyjskojęzycznej, ministerstwo energetyki Japonii zaprzeczyło, aby składało kiedykolwiek podobną ofertę Rosjanom. Balon propagandowy Millera pękł, a przedstawiciele Gazpromu mają dziś smutny dzień w pracy. To obrazowy przykład w jaki sposób polityka informacyjna tej firmy służy interesom oligarchów oraz polityki zagranicznej Kremla.

Wejście Japonii do wielkiego projektu rosyjskiego byłoby sygnałem o zerwaniu izolacji politycznej Rosji w obozie zachodnim oraz braku solidarności Japonii z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi. Ponadto Moskwa potrzebuje podobnych wrzutek, aby przekonać świat, że jest zdolna do zwrotu do Azji i uniezależnienia się od Zachodu w obliczu sankcji, które w pewnym momencie mogą dotknąć także Gazpromu. Firma już teraz boryka się z problemami wynikającymi z obostrzeń, ponieważ nie znajduje finansowania dla swoich wielkich projektów, których liczba rośnie, głownie na papierze – South Stream, Siła Syberii, Władywostok LNG. To wszystko inwestycje liczone w dziesiątkach miliardów dolarów, których koszty dodatkowo rosną, realizacja się opóźnia, a pieniędzy na ich ukończenie coraz bardziej brakuje. Gdyby Japonia nie zdementowała informacji o rurze na Hokkaido, przynajmniej wizerunkowo sytuacja wyglądałaby trochę lepiej. Jednakże zdemaskowanie wrzutki skłania do sięgnięcia po liczby.

Wystarczy tutaj przykład South Stream, którego koszty rosną skokowo. W 2012 koszt budowy sekcji rosyjskiej szacowano na 10 mld rubli a europejskiej na 6 mld. W 2013 roku wzrosły one odpowiednio do 122 i 21 mld rubli a według Nadii Kazakovej z TradingFloor.com w 2014 roku mogą wzrosnąć do 189 i 75 mld rubli. Mają tu znaczenie wspomniane sankcje odcinające Gazprom od pieniędzy z Zachodu oraz taniejący rubel, który jest pośrednim efektem sankcji. South Stream został zablokowany przez Komisję Europejską w odpowiedzi na aneksję Krymu. Oficjalnie tylko rząd Węgier i przedstawiciele kilku zachodnich firm gazowych lobbują za zerwaniem blokady.

Dodatkowo rosyjska firma traci kolejne formy kompensacji powyższych strat. Według Interfaxu Gazprom jest zobligowany do opłaty kary w wysokości 4 procent wartości dostaw, jeżeli nie dostarczy gazu ziemnego zamówionego przez swojego klienta. Po 1 października ma ona wzrosnąć do 8 procent. W obliczu zatrzymania dostaw nad Dniepr 16 czerwca oraz ograniczenia dostaw dla klientów europejskich (w tym PGNiG) za karę, że uruchomili rewersowe dostawy na Ukrainę, Gazpromowi zbiera się wielka kwota, którą może wyegzekwować Sąd Arbitrażowy, jeżeli tylko klienci Rosjan zdecydują się pójść z nim na wokandę. To także jeden z powodów dla których Rosjanie poszli jednak na kompromis z Ukraińcami i uruchamiają ponownie dostawy na mocy zimowego pakietu.

Więcej na temat tej kontrowersyjnej umowy w innej analizie.

Gazprom potrzebował japońskiej wrzutki i innych tego typu na potrzebę zwalczenia na płaszczyźnie wizerunkowej powyższych negatywnych trendów, a także do poprawy pozycji w rywalizacji z krajowymi konkurentami jak Rosnieft i Novatek, które również mają śmiałe plany wobec Azji, które były związane m.in. ze złożami na wyspie Sachalin, które w obliczu sankcji wobec rywali Gazpromu, są obecnie zdane na jego łaskę, jako ostatniej spółki nieobjętej obostrzeniami. Propagandowa umowa stulecia na dostawy Siłą Syberii oraz umowa tysiąclecia na dostawy przez Gazociąg Ałtaj miały zostać wzmocnione przekazem o kolejnej rurze do Japonii. Niestety kłamstwo wyszło na jaw.

Więcej o problemach gazociągów Ałtaj i Siła Syberii można przeczytać tutaj.

Podsumowując, należy ocenić, że największy ruch przy realizacji rosyjskich projektów energetycznych odbywa się w mediach. Zachodnie tytuły muszą odpowiedzialnie podchodzić do informacji słanych w komunikatach prasowych rosyjskich spółek energetycznych, szczególnie w obliczu rosnącego napięcia politycznego między Rosją a Zachodem. Japońska rura, której nie było jest tutaj najlepszym przykładem, że polityka informacyjna tych firm może służyć celom propagandowym rosyjskiej polityki zagranicznej, a zatem zachodnie media nie powinny jej wspierać.