Jakóbik: Obrońcy Nord Stream 2 sięgają po ekologię

28 czerwca 2017, 07:30 Energetyka

– Wizyta dziennikarzy w Lubminie, gdzie gazociąg Nord Stream trafia z Rosji na ląd w Niemczech, była okazją do dyskusji na temat celowości budowy kontrowersyjnego Nord Stream 2. Udało się także zapoznać z nową, ekologiczną narracją promotorów rosyjskiego gazociągu – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Model pociągu na rury Nord Stream. Fot. BiznesAlert.pl

Dzięki uprzejmości władz Nord Stream oraz inicjatywie organizacji Clean Energy Wire, dziennikarze z całej Europy mieli możliwość odwiedzić instalacje Nord Stream w nadmorskim Lubminie koło Greifswaldu. Niestety ze względów bezpieczeństwa władze polskiego Gaz-Systemu odmówiły odwiedzin w terminalu LNG w Świnoujściu, która miała pozwolić na zapoznanie się dziennikarzy z odmiennym od rosyjsko-niemieckiego spojrzenia na sektor gazu.

Z tych samych względów władze Nord Stream odmówiły możliwości wykonania zdjęć w Lubminie. Dziennikarze otrzymali w zamian pendrive’y ze zdjęciami sporządzonymi przez pracowników instalacji, co u niektórych z gości wywołało zaniepokojenie o bezpieczeństwo własnych danych w razie podłączenia tej pamięci flash do laptopa.

Rzecznik Nord Stream Jens Muller przedstawił podstawowe informacje na temat Nord Stream 1. Dla porządku warto przypomnieć, że jest to gazociąg z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie o przepustowości 55 mld m3 rocznie. Rosjanie chcą go wzbogacić o nową magistralę. W dokumentach Nord Stream jest ona określana jako „nowy gazociąg”, co ma znaczenie z punktu widzenia interpretacji prawnej. Na początku promocji tego przedsięwzięcia strona rosyjska próbowała przekonać Europę, że chodzi o nową nitkę starego gazociągu.

Miałoby to znaczenie dla interpretacji prawnej, bo pierwszy Nord Stream nie został objęty trzecim pakietem energetycznym, a odnośnie drugiego toczy się w Brukseli zażarta dyskusja. Zdaniem rzecznika Mullera jest już ona przesądzona, a Nord Stream 2 na odcinku podmorskim nie powinien podlegać regulacjom unijnym. To jednak nieprawda, a temat ma zostać rozstrzygnięty przez Radę Europejską jesienią, kiedy będzie mogła ona udzielić lub odmówić udzielenia mandatu Komisji do rozmów z Rosją o tym, w jaki sposób aplikować prawo unijne wobec proponowanej inwestycji. Rozmowy mogą ją opóźnić, co przyznają operatorzy z Austrii, Belgii, Czech i Niemiec, którzy chcą zarabiać na Nord Stream 2 w demaskującym ich intencje liście do Komisji.

Zdaniem rzecznika Nord Stream spór o stan prawny nowego gazociągu nie opóźnił w żadnym stopniu projektu. W odpowiedzi na moje pytanie o to, czy podziela obawy wspomnianych operatorów o możliwość opóźnienia inwestycji odparł, że nie ma takiej możliwości. Operatorzy obawiają się, że ze względu na negocjacje KE-Rosja strona duńska może wstrzymać proces wydawania oceny oddziaływania na środowisko projektu Nord Stream 2 w oczekiwaniu na finał rozmów, a ten może nastąpić za kilka miesięcy, ale i za kilka lat. Jens Muller zapewnił, że zgodnie z planem w październiku jest spodziewane zakończenie obowiązkowych konsultacji projektu w Danii. Podkreślił, że projekt postępuje i podpisano związane z nim kontrakty na kwotę do 4 mld euro.

Operatorzy liczący na Nord Stream 2 nie chcą negocjacji KE-Rosja

Pytania o proponowane przez Senat USA sankcje wobec Nord Stream 2 zbył odpowiedzią, że z zasady jego spółka nie komentuje procesów legislacyjnych w innych krajach. Przestrzegł jednak, że byłby to precedens mający oddziaływanie na inne gazociągi, np. w Kazachstanie. Pytany o to co stanie się z dostawami przez Gazociąg Jamalski po uruchomieniu Nord Stream 2 na koniec 2019 roku powiedział, że pewna ilość gazu będzie dalej słana starym szlakiem, ale wolumen będzie zależał od konkurencyjności rynkowej Jamału. – Nikt nie będzie zmuszany do wykorzystania 100 procent przepustowości Nord Stream 2 – przekonywał rzecznik. Ocenił, że podobnie jak w latach świetności Jamału optymalny poziom wykorzystania nowego gazociągu do Niemiec to około 86-90 procent przepustowości.

Obawy polskich dziennikarzy o to, jak Nord Stream 2 wpłynie na bezpieczeństwo dostaw gazu do Europy Środkowo-Wschodniej rzecznik próbował zbić argumentacją o zakończonej dywersyfikacji rynku w Europie. Jego zdaniem na poziomie europejskim wszystko działa dobrze, a gaz można sprowadzać z dowolnego źródła, o którym decyduje obecnie cena. – Debata o zależności od rosyjskiego gazu jest nieco przeterminowana – mówił. Jego zdaniem kiedy gaz, np. z Rosji, trafia na rynek europejski, traci narodowość i swobodnie płynie do dostawców. Przypomniał, że w Europie jest dostępne 216 mld m3 rocznie przepustowości LNG, co oznacza, że 55-60 procent dostaw na kontynent mogłoby zostać pokryte za pomocą gazu skroplonego, ale tak się nadal nie dzieje. Powodem ma być oczywiście cena. – Rosyjski gaz jest obecnie najtańszy w Europie – zapewniał.

O ile w przypadku Europy Zachodniej można zapewne mówić o rozwiniętym rynku gazu, w którym może decydować cena, o tyle w Europie Środkowo-Wschodniej proces dywersyfikacji nie został zakończony, a projekt Nord Stream 2 może go zahamować. O tym rzecznik Muller w ogóle nie chciał rozmawiać. Krytycy nowego gazociągu z Rosji wskazują, że dodatkowe 55 mld m3 rocznie rosyjskiego gazu z Niemiec trafi do Czech i dalej do regionu, gruntując pozycję rosyjskiego Gazpromu i podkopując rentowność projektów dywersyfikacyjnych współfinansowanych przez Komisję Europejską, jak gazoport w Świnoujściu czy planowany Baltic Pipe na gaz z Norwegii.

Novum w argumentacji za Nord Stream 2 był argument środowiskowy przeciwko LNG ze Stanów Zjednoczonych. Zwolennicy dostaw z Rosji postrzegają go jako konkurencję, ale są przekonani o większej konkurencyjności surowca rosyjskiego. Oprócz starych argumentów o tym, że koszt transportu czyni amerykański gaz skroplony mniej opłacalnym, czemu przeczą spotowe dostawy do Polski i Litwy z czerwca tego roku, pojawił się argument z zakresu polityki klimatycznej.

Według konsorcjum Nord Stream gaz z Rosji ma czterokrotnie niższy ślad węglowy od LNG z USA. Dlaczego? Ponieważ amerykański gaz wydobywany jest przy wykorzystaniu frackingu, czyli hydraulicznego szczelinowania, które jest nieekologiczne. Ten argument trafił do serc zachodnich Europejczyków, którzy obawiają się emisji gazów cieplarnianych w związku z wydobyciem gazu łupkowego w swoich krajach. W ten sposób promotorzy gazu z Rosji wykorzystują argumentację ekologiczną do obrony inwestycji które są kwestionowane na płaszczyźnie politycznej w Unii Europejskiej. Nacisk na względy środowiskowe widać także w działaniach konsorcjum Nord Strema 2. Kiedy opublikowałem zdjęcie modelu pociągu transportującego rury dla Nord Stream, konsorcjum bliźniaczego projektu poinformowało mnie, że posiada bardziej ekologiczny, mniej emisyjny tabor.

Wizyta w Lubminie nie zbliżyła do siebie stron sporu o Nord Stream 2. Pozwoliła jednak poznać logikę myślenia jego obrońców i wzbogaciła debatę o argumenty ekologiczne. To ważne przesłanie do krytyków projektu, np. w Polsce. W przyszłości argumentacja z zakresu polityki klimatycznej może posłużyć do obrony Nord Stream 2 i krytyki alternatywnych projektów, jak terminal LNG w Świnoujściu i inicjatywa rozwoju dostaw gazu skroplonego z USA podjęta przez polski rząd, ale także Baltic Pipe, który musi spełnić najwyższe standardy środowiskowe, aby nie zderzyć się w przyszłości z atakami ekologów zasilanych argumentacją, która weszła już do obiegu w dyskusji o dywersyfikacji.

Otwartość konsorcjum Nord Stream na wizytę dziennikarzy pozwoliła mu wypromować argumentację za projektem. Polacy nie skorzystali z możliwości przedstawienia własnej agendy. Cieszy fakt, że polskie ministerstwo spraw zagranicznych wysłało reprezentanta na zamkniętą dyskusję m.in. o Nord Stream 2, co pozwoliło mediom z całej Europy zapoznać się z polskim punktem widzenia.

Rosja nadal może zakręcić Polsce kurek z własnym gazem. O Nord Stream 2 w Berlinie