Jakóbik: Rosja chce business as usual w sektorze gazowym. KE i zmiany rynkowe na to nie pozwolą

18 sierpnia 2014, 08:16 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Unia Europejska proponuje Rosjanom powrót do rozmów gazowych z Ukrainą. Warunkuje taką możliwość stabilizacją sytuacji na Ukrainie. Rosjanom zależy na wznowieniu dostaw na Ukrainę, bo Gazprom traci na ich zatrzymaniu coraz więcej. Tylko wysiłki obozu rosyjskiego w Europie mogą zniweczyć wysiłki Komisji.

Rosjanie zaproponowali już termin nowego spotkania w formacie KE-Ukraina-Rosja. Miałby to być 29 września tego roku. Komisja wyraża wolę udziału w spotkaniu ale nie godzi się na żadne daty, dopóki nie otrzyma pozytywnych informacji na temat sytuacji na Ukrainie, gdzie trwa operacja antyterrorystyczna przeciwko rosyjskim bojownikom, którzy przyznali ostatnio, że są wspierani militarnie i kadrowo przez Rosję. Dlaczego Moskwa chce wrócić do rozmów? Ponieważ wygląda na to, że Kijów może pokonać bojowników i przetrwać zimę bez dostaw gazu rosyjskiego.

Ukraina rozpoczęła w sobotę testowy odbiór gazu ze Słowacji przez zmodernizowany gazociąg Wojany-Użhorod ze Słowacji, czyli tzw. mały rewers. Docelowa przepustowość rury ma wynieść 10 mld m3 rocznie. Naftogaz informuje, że taka ilość będzie w przyszłości stanowić 40 procent ukraińskiego importu surowca. Połączenie ma zostać uruchomione w trybie przerywanym jeszcze we wrześniu a ciągłym w marcu 2015 roku, czyli już po groźnej zimie. Pozostałe ilości potrzebnego gazu mogłyby dotrzeć nad Dniepr przez interkonektory z Polską i Węgrami i to nawet przy oporze politycznym tych państw, bo rury objęte trzecim pakietem energetycznym nie mogą być objęte żadnymi ograniczeniami bez zgody Komisji Europejskiej. Ukraina gromadzi także surowiec w swoich magazynach i wygląda na to, że uzbiera 17-19 mld m3 niezbędne do utrzymania tranzytu do Europy.

Kijów po raz kolejny zapewnił, że wprowadzone w zeszłym tygodniu prawo pozwalające Ukrainie zatrzymać import surowców z Rosji w ramach sankcji za agresję na Krymie i działania na wschodzie kraju „nie oznacza automatycznego zakazu tranzytu gazu przez Ukrainę”. Jest to narzędzie w dyspozycji rządu, które zostanie wykorzystane w ostateczności. W ten sposób Kijów wysyła sygnał do Brukseli, który ma zmotywować ją do zdecydowanych działań.

Unia Europejska boi się zablokowania tranzytu przez terytorium Ukrainy. Jej przedstawiciele wielokrotnie apelowali do stron sporu gazowego o respektowanie zobowiązań tranzytowych. Podkreślają jednak, że choć KE wspiera pomysł ukraiński, aby punkty odbioru gazu na Ukrainie zostały przeniesione z jej wschodniej na zachodnią granicę, to powinny one zostać przedyskutowane z udziałem wszystkich zainteresowanych. Takie rozwiązanie przenosiłoby odpowiedzialność za tranzyt surowca z firm ukraińskich na europejskie, a tym samym ułatwiło dojście do porozumienia w sprawie ponownego uruchomienia dostaw z Rosji nad Dniepr. Ukraińcy chcą ponadto wpuścić do swojego systemu przesyłu gazu firmy zachodnie z Unii i USA. W ten sposób chcą zeuropeizować swoje gazociągi i uodpornić je na nieuczciwe praktyki ze strony Gazpromu. Wejście zachodnich inwestorów do ukraińskiego GTS-u nie jest jednak pewne.

Według organizacji badającej ryzyko rynkowe Eurasia z Nowego Jorku ze względu na kryzys ukraiński projekt gazociągu rosyjskiego South Stream może zostać zamrożony na wiele lat. Według niej Ukraina pozostanie głównym krajem tranzytowym. Cytowana przez Bloomberga specjalistka Oxford Institute for Energy Studies Katia Jafimawa ocenia, że „Komisji Europejskiej będzie trudno teraz wspierać South Stream, ponieważ takie wsparcie byłoby postrzegane jako pozbawianie Ukrainy dźwigni nacisku na Rosję. Jafmawa dodaje, że blokowanie inwestycji także będzie trudne, jeśli Komisja nie zapewni alternatywnego sposobu na dostarczenie nowych wolumenów gazu do krajów Europy Środkowej i Południowej. South Stream o planowanej przepustowości 63 mld m3 rocznie ma słać gaz z Rosji, przez Morze Czarne do Bułgarii, Węgier i Austrii oraz krajów bałkańskich zaangażowanych w projekt. Gazprom przeznaczył już na modernizację krajowej infrastruktury na potrzeby gazociągu 3,1 mld dolarów. Musi na ten cel wydać jeszcze co najmniej 18,4 mld dolarów więcej.

Tymczasem eksport gazu Gazpromu do Europy w 2014 roku spada w stosunku do 2013 roku. Chociaż w pierwszej połowie 2014 roku Ukraina sprowadziła 13,93 mld m3 surowca (wzrost o 44 procent w stosunku do analogicznego okresu zeszłego roku) to po wprowadzeniu przedpłat zrezygnowała z importu. Dlatego w drugiej połowie 2014 roku Gazprom straci na eksporcie do tego kraju. Jeszcze w pierwszej połowie tego roku firma zanotowała 37,5 procentowy spadek zysków spowodowany zmniejszeniem importu do klientów europejskich, którzy wybierają coraz częściej Odnawialne Źródła Energii i innych dostawców gazu. Mniej gazu z Rosji sprowadziła między innymi Polska. Problemem dla Rosjan będą także coraz częściej pojawiające się apele ich klientów o zmniejszenie wolumenu importowanego gazu oraz zdjęcie z niego klauzuli take or pay i indeksu ceny w stosunku do ropy naftowej.

Jak podaje Rzeczpospolita, różnice między cenami z giełd w Europie a oferowanymi przez Gazprom sięgały w tym roku nawet 100 dolarów. Według danych RIA Rating średnia cena gazu w pierwszym półroczu na giełdzie Powernext spadła o 18,4 proc. do 312 USD za tys. m sześc., a na EEX o 16,7 proc. do 307 USD. Gaz z Rosji był w tym okresie droższy średnio o 75 USD, a w czerwcu różnica sięgnęła nawet 100 USD. „Rzeczpospolita” zwraca uwagę, że w ocenie analityków RIA Rating taka sytuacja sprawia, że Gazprom coraz częściej będzie szedł na ustępstwa swoim klientom. Dziennik podkreśla jednocześnie, że pozycję Gazpromu osłabia również fakt, iż na koniec lipca europejskie magazyny gazu były zapełnione w ok. 75 proc. (obecnie 85 proc.), podczas gdy rok wcześniej było to tylko 45 proc.

Pomimo ujednoliconych stanowisk oficjalnych Unii Europejskiej i NATO wobec kryzysu ukraińskiego, kraje europejskie, które zdecydowanie popierają sankcje wobec Rosji to Polska, Szwecja, Wielka Brytania i Francja. Przeciwko nim opowiadają się Austria, Bułgaria, Słowacja, Węgry. Inne państwa zajmują stonowane stanowiska. Ambasador UE w Moskwie zaznaczył, że Unia jest gotowa anulować sankcje wobec Rosji „jeżeli sytuacja na Ukrainie ustabilizuje się” choć jednym z powodów ich wprowadzenia jest aneksja Krymu, która „pozostaje ważnym czynnikiem”. Z kolei premier Słowacji Robert Fico przyznał, że jego kraj musi się liczyć z ryzykiem przerwania dostaw z Ukrainy. Powiedział to na spotkaniu z firmą dystrybuującą surowiec na terenie jego kraju – SPP. Zarówno ona jak Fico opowiedzieli się stanowczo przeciwko sankcjom UE wobec Rosji. Logika państw jak Bułgaria, Słowacja i Węgry jest zrozumiała. Jaką alternatywę dla dostaw przez Ukrainę przedstawi im Komisja Europejska, jeżeli South Stream pozostanie zablokowany?

Taką alternatywą może być tylko reanimacja gazociągu Nabucco-West, który przegrał walkę o azerski gaz z mniejszym i mniej znaczącym geopolitycznie Gazociągiem Transadriatyckim (TAP. Powrót do tego projektu byłby możliwy tylko dzięki przełamaniu oporu obozu rosyjskiego, który również przeszkadzał w realizacji Nabucco, które z tego właśnie powodu zostało uznane przez Azerów za mniej rentowne, niż TAP. Dlatego 10 mld m3 ze złóż Szach Deniz dotrze przez ten gazociąg z Bułgarii do Włoch. W przyszłości nowe ilości surowca z Azerbejdżanu, Iranu i Turkmenistanu oraz basenu śródziemnomorskiegomogłyby docierać przez odrodzone Nabucco-West ale do tego trzeba woli politycznej. Nawet jeżeli zapowiedzi Iranu o woli eksportu gazu ziemnego do Europy są elementem negocjacji przyszłości jego programu atomowego z Zachodem, można skłonić Teheran do zobowiązań, które potem będzie musiał zrealizować. Cypr i Izrael już teraz szukają klientów dla gazu ze złóż Tamar i Lewiatan. Turkmenistan mógłby słać gaz do Europy, gdyby powstał Gazociąg Transkaspijski, który blokują Moskwa i Teheran.

Takie dywagacje mają sens tylko wtedy, jeśli Europa pokaże w sprawie ukraińskiej jedność. Musi przełamać opór podmiotów, którym zależy bardziej na partykularnych interesach ekonomicznych niż wspólnej polityce UE. Jeżeli obozowi rosyjskiemu uda się podkopać wysiłki Komisji na rzecz uspokojenia sytuacji na Ukrainie, a Rosja porozumie się ze swoimi klientami europejskim bez względu na rozwój wydarzeń nad Dnieprem, o powstaniu Nabucco-West nie będzie mowy, a South Stream stanie się jedyną, wątpliwą z punktu widzenia dywersyfikacji dostaw opcją dla Bałkanów i krajów środkowej Europy. Czy Europa sama wpędzi się w większą zależność od Rosji? Nawet jeśli tak zrobi, to realia rynkowe będą dalej zmniejszać przewagę Gazpromu. Jednak na ołtarzu tych zmian zostanie wtedy poświęcona Ukraina.