Jakóbik: Rosjanie chcą zakazać rewersów gazowych

3 października 2014, 12:27 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Gazprom uznaje fizyczne rewersowe dostawy za niezgodne z umowami tranzytowymi podpisanymi z nią. Podaje, że „nielegalnego procederu” dopuszczają się Polska, Słowacja i Węgry, które przesłały nad Dniepr w tym roku 1,7 mld m3 rosyjskiego gazu. Rosyjscy prawnicy pracują nad regulacją zakazującą sprzedaży gazu firmom – dłużnikom i tym, które świadczą dostawy fizycznym rewersem spółkom zadłużonym. Tymczasem zgodnie z unijnym prawem energetycznym rewersowe dostawy gazu ziemnego są kluczowym elementem łączenia rynków tego surowca w Unii Europejskiej.

Jak słusznie zauważyła nasza czytelniczka, prawo nie działa wstecz, więc nowe obostrzenia powinny dotyczyć przyszłych kontraktów z Gazpromem. Problemem jest jednak swobodna interpretacja zapisów prawnych przez Moskwę oraz ignorowanie przez nią regulacji unijnych, które dopuszczają stosowanie rewersów jako normalnego elementu wymiany na łączących się rynkach gazu w Europie. Jak jednak przyznał sam komisarz ds. energii Unii Europejskiej Gunther Oettinger, firmy europejskie są związane ograniczeniami z kontraktów tranzytowych z Gazpromem i muszą przestrzegać ich zapisów. Jeśli wykluczają one reeksport surowca, rewersy są wykluczone.

Dostawy gazu na Ukrainę przez polskie rury nie przestaną jednak płynąć nawet po wprowadzeniu nowych regulacji przez Gazprom. Po pierwsze, obecna umowa nie wyklucza reeksportu surowca przez Polaków. Po drugie, gazociąg w Hermanowicach świadczy rewersowe dostawy na Ukrainę niezależnie od dostaw z Rosji do Polski. Przez tę rurę gaz płynie obecnie tylko na Wschód. Punkt wejścia do polskiego systemu na granicy ukraińskiej znajduje się gdzie indziej – w Drozdowiczach. Poza tym, jeśli Rosja wprowadzi sankcje przeciwko firmom, które dostarczają gaz dłużnikom Gazpromu, to uderzą one w RWE, które świadczy dostawy, a nie Gaz-System, który tylko udostępnia rury, ani PGNiG, które z umową nie ma nic wspólnego.

Dostawy przez Hermanowice są zgodnie z umową z RWE świadczone na zasadach przerywanych z najniższym stopniem pewności. Oznacza to, że kiedy warunki zagrożą szkodą dla Gaz-Systemu, firma może przestać udostępniać rurę na potrzeby dostaw nad Dniepr tak, jak stało się to w połowie września po ograniczeniu dostaw od Gazpromu. Podobne, czasowe ograniczenie zostało wprowadzone wczoraj. Wszystko na mocy porozumienia z Ukrtransgazem. Przerwa trwała osiem godzin a obecnie przesył przez Hermanowice wrócił do normy. Ten przykład pokazuje jak mogą wyglądać cywilizowane relacje w sektorze gazowym, w którym funkcjonują normy europejskie. Ukraina również je wprowadza, do czego jest zobowiązana jako członek Wspólnoty Energetycznej.

W przeciwieństwie do Polaków, Rosjanie nie informują z wyprzedzeniem o ograniczeniu dostaw. Tną ich poziomy, powodując nerwowość szczególnie na Słowacji, która po zmniejszeniu dostaw o połowę, boleśnie przekonuje się obecnie jak wyglądają bilateralne relacje gazowe z Gazpromem bez parasola ochronnego Komisji Europejskiej. Jedynie pełna implementacja prawa wspólnotowego w zakresie energetyki bez wyjątków uchroni państwa regionu przed takimi problemami w przyszłości. To memento dla krajów jak Słowacja i Węgry, które szacując, że powolna Rosji polityka gazowa uchroni je przed szantażem Gazpromu, popełniły błąd.

W sektorze gazowym Rosjanie uznają tylko prawo silniejszego i nie robią wyjątków nawet dla swoich sojuszników w Unii Europejskiej. Może czas na refleksję w krajach Grupy Wyszehradzkiej, w Niemczech i Francji? Pierwsze sygnały zmian wysłała kanclerz Angela Merkel, która w tym tygodniu przyznała, że polityka gazowa Wspólnoty Energetycznej musi być bardziej wspólnotowa i uwzględniać większą zależność od rosyjskiego surowca w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. W ten sposób powtórzyła polskie, litewskie i ukraińskie postulaty które miejmy nadzieję znajdą większy posłuch w Brukseli.

Czas zwiększyć transparentność i ustandaryzować umowy gazowe z Rosją. Godnym rozważenia jest funkcjonujący w debacie na ten temat postulat, aby Komisja Europejska reprezentowała państwa członkowskie przy negocjacjach nowych kontraktów, tak jak dzieje się to w przypadku umów handlowych. Takie wsparcie pomogło już Polsce w 2010 kiedy Komisja zaprotestowała przeciwko niektórym niekorzystnym zapisom na które Warszawa i Moskwa już się zgodziły.