Jakóbik: Rozmowy gazowe KE-Ukraina-Rosja bez finału. Rośnie napięcie przed zimą

26 września 2014, 19:14 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Od 16 czerwca Kijów nie otrzymuje gazu od Gazpromu. Z ukraińskich wyliczeń wynika, że nawet przy zmniejszeniu zużycia oraz zwiększeniu wydobycia w kraju, a także maksymalizacji dostaw za pomocą rewersów na zachodniej granicy Ukrainy, temu państwu zabraknie około 5 mld m3 gazu ziemnego na przetrwanie okresu zimowego. KE, Ukraina i Rosja spotkały się dziś aby omówić tymczasowe porozumienie mające dać Ukraińcom gaz od Rosjan, którego potrzebują w sezonie grzewczym.

Wobec zapowiedzianych na piątek rozmów o ponownym uruchomieniu dostaw z Rosji nad Dniepr Komisja Europejska-Ukraina-Rosja każda ze stron wysyłała swoje sygnały. Komisarz ds. energii Unii Europejskiej Gunther Oettinger zaapelował o to, aby od tej pory Komisja negocjowała umowy energetyczne z dostawcami spoza Unii tak, jak robi to w przypadku umów handlowych. Ukraina podkreśliła, że nie będzie problemów z tranzytem gazu przez jej terytorium w okresie zimowym, o ile „Rosja nie zmniejszy ciśnienia w rurach”. Dalej szykuje „gazowy wyłącznik”. Werhowna Rada przedstawiła propozycję list osób oraz firm, które mogłyby zostać objęte ukraińskimi sankcjami. Rozważy je Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Może zdecydować nawet o zatrzymaniu tranzytu węglowodorów przez terytorium Ukrainy. Z kolei wysłannik Gazpromu udał się do Węgier, gdzie uzyskał decyzję tego kraju o zatrzymaniu rewersowego przepływu gazu nad Dniepr. Wcześniej w Handelsblatt minister energetyki Rosji Aleksander Nowak zastrzegł, że w umowach gazowych z Rosją nie ma pozwolenia na reeksport dostaw, a każdy kraj wykorzystujący rewersy spotka się z ograniczeniem wolumenu. To stanowisko symetrycznie odwrotne od pozycji KE, która broni prawa do rewersów jako fundamentu integracji rynków gazu w Europie. Po groźbie Nowaka reakcja Węgrów była szybka, a rewers węgierski przestał działać, jak informuje FGSZ, do odwołania. Na pocieszenie dzień później Budapeszt otrzymał od Gazpromu zgodę na zwiększenie dostaw surowca. Z Węgier na Ukrainę płynął 1 mld m3 gazu ziemnego rocznie. Do 5 mld m3 niedoborów należy doliczyć wolumen słany z kraju Wiktora Orbana. KE uznaje, że każdy kraj ma prawo do swobodnego dysponowania rosyjskim gazem i udostępniania go na rewersie. Po incydencie z FGSZ, ministerstwo energetyki Rosji jak gdyby nigdy nic zakomunikowało, że liczy na porozumienie z Komisją i Ukrainą w Berlinie.

Na marginesie: komisarz Oettinger wyartykułował w końcu oficjalnie, dlaczego niektóre rewersy gazowe stoją niewykorzystane. Stwierdził, że można ich użyć tylko wtedy, kiedy są zgodne z umową tranzytową z Rosją. Taką umowę posiada Słowacja odnośnie dużego rewersu gazowego i – jak przyznał niemiecki komisarz – dlatego nie może go wykorzystać na rzecz udostępnienia przepustowości Ukraińcom. Oettinger podkreślił jednak, że sama operacja rewersowych dostaw gazu jest zgodna z prawem, a Rosjanie nie mogą jednostronnie zakazać jej. Rewersowe dostawy na Ukrainę nie były częścią dzisiejszych negocjacji.

Kijów deklaruje, że nie wycofa się z arbitrażu w Sztokholmie przeciwko Gazpromowi, bo obawia się, że nawet, jeśli zgodnie z wolą KE i Ukrainy dojdzie do porozumienia w Berlinie, zostanie ono szybko zerwane, tak jak nieprzestrzegane jest obecnie zawieszenie broni w Donbasie. Nieprzypadkowo także w piątek 26.09 Rosjanie podpisali ze sztucznym rządem Ługańskiej Republiki Ludowej umowę o dostawach gazu z Rosji, na wypadek gdyby Kijów odciął teren opanowany przez terrorystów od surowca. Jest to także element tworzenia gazowego bufora w Donbasie. Dlatego Ukraińcy zaczęli rozmowy od wysokiego C, domagając się od Rosjan dostaw gazu po cenach spotowych, niezależnych od mechanizmu wyliczania jej w oparciu o indeks ceny ropy naftowej i tajne współczynniki, czyli po prostu wytyczne wynikające z polityki zagranicznej Kremla. Europejskie ceny spotowe wahają się wokół 320-340 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, podczas gdy Rosjanie domagają się obecnie 485,5 dolara za tę ilość. Byli gotowi obniżyć cenę o 100 dolarów, lecz Ukraińcy musieli odrzucić taką propozycję. Rosjanie konstruowali dotąd cenę w oparciu o rabat w wysokości 100 dolarów za stacjonowanie Floty Czarnomorskiej stacjonującej na Krymie. Po jego aneksji, uznają go za niebyły, dlatego w toku negocjacji zaoferowali przyznanie go po raz kolejny, już niezależnie od Floty. Dla Kijowa i reszty świata zachodniego to aneksja Półwyspu nie ma mocy prawnej, więc rabat czarnomorski dalej obowiązuje. Z tego względu impas cenowy trwał. Wspólna propozycja Komisji Europejskiej i Ukrainy na dzisiejsze rozmowy zakładała podpisanie przejściowej umowy gazowej do czasu zakończenia postępowania Sądu Arbitrażowego w Sztokholmie. Krótkofalowy temat dzisiejszych rozmów dotyczy sporu o długofalowe interesy.

W przypadku Rosji to propozycja gazowej Jałty:

  1. Decyzja w sprawie odmrożenia budowy gazociągu South Stream
  2. Decyzja w sprawie wyłączenia pozostałych 50 procent przepustowości gazociągu OPAL dostarczającego gaz z Nord Stream na południe Niemiec i dalej do hubu gazowego w Austrii.
  3. Decyzja w sprawie nowego wyłączenia dla South Stream

W przypadku Ukrainy to oferta europeizacji ukraińskiego sektora gazowego:

  1. Decyzja w sprawie wejścia amerykańskich i unijnych firm do udziałów w ukraińskich gazociągach do poziomu 49 procent.
  2. Decyzja w sprawie wpompowania gazu należącego do europejskich firm do ukraińskich magazynów gazowych
  3. Decyzja o przeniesieniu punktów odbioru gazu z Rosji ze wschodniej na zachodnią granicę ukraińską.

W skrócie, propozycje rosyjskie zmierzają do marginalizacji Ukrainy, jako kraju tranzytowego, a przez to wpływu kondycji jej sektora gazowego na dostawy gazu do Europy. Wszelkie decyzje niekorzystne dla Moskwy, uznaje ona za upolitycznione, a korzystne za słuszne ekonomicznie – zgodnie ze swą utartą retoryką. Propozycje ukraińskie zmierzają w przeciwnym kierunku, do europeizacji ukraińskiego sektora i ugruntowania pozycji Ukrainy, jako kraju tranzytowego. Wszelkie koncesje KE na rzecz Rosji zostaną uznane za zdradę ukraińskich interesów i uderzenie w zachodni kurs tego kraju. Komisja Europejska próbowała mediować. Popiera pomysł dofinansowania zakupów gazu dla Ukrainy przez kraje Unii Europejskiej. Chodzi o to, aby jak najwięcej surowca wpompować do magazynów gazowych przed zimą. Oettinger stwierdził kategorycznie, że jego zdaniem „Rosja zrobi wszystko, aby pogorszyć sytuację Ukrainy”.

W tym świetle należy rozpatrywać piątkowe owoce rozmów, które mogą, ale nie muszą przynieść porozumienie na temat dostaw gazu z Rosji na Ukrainę zimą. Komisja Europejska poinformowała, że strony ustaliły wstępnie wolumen zimowych dostaw od Gazpromu na poziomie 5 mld m3. Została ona nazwana „zimową paczką”. Kijów ma zapłacić za nie 2 mld dolarów do końca października i następne 1,1 mld do końca roku. Gwarantem spłaty ma być Międzynarodowy Fundusz Walutowy, o co postara się KE. A zatem zgodnie z moimi przewidywaniami to Zachód opłaci należności gazowe Kijowa. Strony nie porozumiały się odnośnie ceny gazu. Ukraina nie chce zgodzić się na proponowaną cenę $385/1000 m3 z przyczyn wymienionych powyżej. Poza tym obniżka wynikałaby ze zniesienia opłat za eksport, a zatem bez ingerencji w umowę gazową. Taką zmianę Rosjanie mogliby bez problemów cofnąć, gdyby taka była decyzja władz. Dlatego Kijów dalej naciska na „rynkową” cenę zbliżoną do znanej z giełdy niemieckiej. Strony nie uzgodniły także spłaty ukraińskich długów gazowych. Tutaj przedmiotem sporu jest również mechanizm wyliczania cen dostaw. Ukraińcy wskazują, że jeśli liczyć należność za gaz według ceny oferowanej jeszcze Wiktorowi Janukowyczowi w pierwszym kwartale 2014 roku ($285,5/1000m3) to dług wobec Gazpromu został już spłacony. Rosja wylicza dług od kwietnia tego roku, kiedy nastąpiła zmiana władzy, według swojej, zdaniem Kijowa politycznej, ceny $485,5/1000m3. Według jej wyliczeń Ukraina zalega na 5,3 mld dolarów. Ta kwestia zostanie rozstrzygnięta zapewne dopiero w wyroku Sądu Arbitrażowego w Sztokholmie gdzie ścierają się racje obu państw. Ukraina pozwała Rosję o niesprawiedliwą cenę, Rosja zaskarżyła Ukrainę o nieopłacenie dostarczonych ilości gazu ziemnego. Jeśli nie będzie tam porozumienia, może dojść do dalszej eskalacji roszczeń. Kijów może użyć majątku Naftogazu, który przepadł po aneksji Krymu a Moskwa opłat za niezrealizowane take or pay w umowie z Ukraińcami.

Należy jednak pamiętać, że strategia rosyjska w sektorze gazowym uwzględnia unikanie rozstrzygnięć w oficjalnych instytucjach jak sąd arbitrażowy, bo tam pozycja Gazpromu jest ograniczona przez prawo międzynarodowe. Rosjanie zazwyczaj prą ku rozwiązaniom za porozumieniem stron, gdzie uzyskują więcej korzystając z zastałych konwenansów w relacjach klientów z dotychczasowym monopolistą. Jak już pisałem, istnieje ryzyko, że w obliczu nieukładających się po myśli Moskwy rozmów, ta sięgnie po narzędzia destabilizacji politycznej Ukrainy przed wyborami parlamentarnymi i w ten sposób zyska znów przewagę w rozmowach gazowych. Ponadto, biorąc pod uwagę długofalowe cele gazowej polityki Rosji na Ukrainie, nie można się spodziewać jej kapitulacji na życzenie Komisji Europejskiej. Rosjanie nie ustąpią a wszelkie porozumienia na jakie się zgodzą będą tylko taktycznym ustępstwem nie mającym znaczenia dla ich strategii.

„Paczka zimowa” będzie obiektem dalszych negocjacji. Do końca przyszłego tygodnia sprawa ma zostać rozstrzygnięta. Jeżeli ostateczne porozumienie nie zostanie osiągnięte, powtórka z wojny gazowej ze stycznia 2009 roku jest możliwa – ostrzegł Oettinger. Napięcie nieco zmalało, ale jak to zwykle bywa na Wschodzie, nagła cisza oznacza tylko tyle, że zbliża się silna burza. Kiedy Europejczycy przestraszą się chłodu w swoich mieszkaniach, racje Ukrainy mogą szybko zejść na drugi plan a oczekiwana przeze mnie gazowa Jałta stanie się faktem.