Jakóbik: Wyścig o czas. Nowy pakiet klimatyczny

27 października 2014, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Wywalczone przez Polaków w postanowieniach Rady Europejskiej ustępstwa odnośnie nowego pakietu klimatycznego dają nam więcej czasu ale nie zmieniają szkodliwej dla polskiej energetyki konwencjonalnej natury paktu. Pakiet uderzy także w inne sektory.

Z moich rozmów z oficjelami związanymi z negocjacjami klimatycznymi wynika, że polski plan polegał na tym, aby uzależnić rzeczywiste przyjęcie nowych, bardziej ambitnych celów od globalnego porozumienia, które mogłoby zostać zawarte w Paryżu w 2015 roku podczas następnego Szczytu Klimatycznego. Polacy kalkulują jednak, że do tego nigdy nie dojdzie, a brak porozumienia przekreśli ustalenia z zeszłego tygodnia i spowoduje bardziej akceptowalny powrót do celów pakietu do 2020 roku. Możliwe jednak, że nasza dyplomacja klimatyczna, której twarzą jest Marcin Korolec, może przekalkulować.

Gra o pakiet klimatyczny toczyła się między krajami Trójkąta Weimarskiego, w której to nasz kraj był wierzchołkiem najbardziej zantagonizowanym i reprezentował interesy innych państw z przemysłem wysokoemisyjnym, które zwyczajowo wolały schować się za naszymi plecami. Polska zgodziła się na ambitny cel redukcji emisji CO2 o 40 procent. W zamian za to Francja i Niemcy poszły na kompromis.

Jednak ustępstwa wynegocjowane przez polską delegację również nie mogą zostać uznane za sukces. – Obniżenie emisji dwutlenku węgla o 40%, jak pokazują symulacje, będzie wymagało od Polski rezygnacji zarówno z węgla brunatnego, jak i kamiennego i przestawienie elektrowni na gaz jako paliwo. Uzależni to energetykę od dostawców zewnętrznych, a cena energii elektrycznej wzrośnie o około 50 procent – ostrzega prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej.

Co prawda, Polacy otrzymają 40 procent darmowych uprawnień do 2030 roku. Według wyliczeń rządu z handlu emisjami nasz kraj może zyskać nawet 7,5 mld złotych do 2030 roku. Portal wysokienapiecie.pl pisze o 5,6 mld zł. Te wyliczenia oparte są jednak na założeniu, że cena uprawnień pozostanie stała. Choć nie można przewidzieć ich wartości w nadchodzącej dekadzie, to będzie ona zależna od mechanizmu zinstytucjonalizowanego backloadingu, przeciwko któremu w Parlamencie Europejskim walczyli zgodnie wszyscy Polacy od prawa do lewa. W zeszłym tygodniu rząd zgodził się jednak na jego wdrożenie do systemu handlu emisjami (ETS). Rada Europejska ustaliła współczynnik redukcji uprawnień z rynku aukcyjnego na poziomie 2,2 procent rocznie. Dzięki niemu Bruksela będzie mogła ręcznie manipulować ceną w ramach ETS i regulować ją według woli poprzez czasowe wycofanie z obiegu części uprawnień. Pisząc eufemistycznie, nie można oczekiwać, że za każdym razem podejmie decyzję zgodną z polskimi oczekiwaniami.

Środki pozyskane z handlu uprawnieniami Polacy będą mogli co prawda przeznaczyć na modernizację energetyki. Rząd wskazuje, że mógłby dzięki nim dofinansować nowe bloki węglowe i zwiększanie efektywności w energetyce konwencjonalnej. Nie wspomina jednak o tym, że środkami będzie zarządzał Europejski Bank Inwestycyjny, który prowadzi politykę ostracyzmu wobec energetyki węglowej i nie wspiera inwestycji z tej części sektora. Należy się zatem spodziewać, że rządzący będą zmuszeni do przekierowania tych środków na inwestycje w energetykę odnawialną, czy tego chcą, czy nie.

Ten fakt ucieszy zwolenników OZE, którzy jak Robert Cyglicki, dyrektor Greenpeace Polska, przekonują, że Polska powinna zamknąć sektor węglowy jak najszybciej. – To nie emisje CO2 są dla Polski problemem, a fakt, że praktycznie na początku kolejnej dekady większość istniejących bloków węglowych rozpadnie się ze starości. Polski sektor energetyczny bezwarunkowo musi przejść transformację i nie ma lepszego rozwiązania od energetyki rozproszonej opierającej się na odnawialnych źródłach energii. Nie będzie to bardziej kosztowne, od forsowanego obecnie modelu pompowania pieniędzy w sektor węglowy i energetykę atomową – pisze na naszych łamach.

Więcej na ten temat powiedział Arkadiusz Sekściński z Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. – Najnowszy raport firmy Ecofys, który powstał na zlecenie Komisji Europejskiej, pokazuje, że energetyka wiatrowa jest znacznie tańsza od węgla czy atomu, przy uwzględnieniu kosztów zewnętrznych takich jak zanieczyszczenie środowiska czy wpływ na ludzkie zdrowie – przyznaje lobbysta, podkreślając koszty przywilejów górniczych, które w trudnych realiach pakietu klimatycznego nie będą miały racji bytu. Bez nich sektor węglowy może być jednak konkurencyjny. – Koszty produkcji energii w nowych elektrowniach, bez uwzględnienia subsydiów, dla energetyki węglowej wynoszą obecnie ok. 75 EUR/MWh, a koszt produkcji energii z wiatru, w ujęciu LCOE (Levelised Cost of Electricty), jest niewiele wyższy i wynosi 80 euro/MWh – wskazuje Sekściński. A zatem i tutaj niepewność pozostaje.

Odpowiedzią na problem słusznie zasygnalizowany przez Cyglickiego jest rozbudowa nowych bloków węglowych, jak w Elektrowni Opole, zainicjowana przez obecny rząd. Jego przedstawiciele przekonywali mnie ponadto, że już sama wymiana bloków na bardziej efektywne pozwoli naszemu sektorowi energetycznemu sprostać celowi redukcji emisji CO2 o 40 procent do 2030 roku. Wymiana bloków jest Polsce potrzebna niezależnie od polityki klimatycznej. Należy się jednak liczyć z tym, że jej koszty spadną na Polaków w rachunkach za energię elektryczną, za pośrednictwem rynku mocy lub kontraktów różnicowych.

Gdzie leży jednak największe zagrożenie dla Polski? Pytani o największe obawy względem nowych ustaleń, polscy oficjele wskazują cel redukcji emisji poza ETS, wyznaczony na 30 procent. Dotyczy on rolnictwa, transportu i budownictwa. Tutaj nie ma póki co ulg, zatem można się spodziewać, że ceny nawozów i inwestycji budowlanych oraz horrendalnie wysokie koszty transportu zbiorowego będą rosły.

Nie można też przewidzieć jakie mechanizmy ograniczania emisji w transporcie zostaną ostatecznie przyjęte. Nowe regulacje udziału OZE w wytwarzaniu energii dla środków transportu lub różnych poziomów ograniczania emisji dla poszczególnych z nich mogą uderzyć w tę branżę. W krajach mniej zamożnych funkcjonuje tani ale technologicznie mało innowacyjny rynek małych przewoźników będących często jedyną alternatywą dla drogiego transportu kolejowego dla przeciętnego obywatela. Czy nowy pakiet klimatyczny zniszczy tę branżę i skaże Polaków na przewozy państwowe?

Ponadto, co wskazuje na łamach BiznesAlert.pl Konrad Szymański posiadający doświadczenie w brukselskiej polityce, opisywane wyżej mechanizmy kompensacyjne przyznane Polsce mogą zostać rychło zrewidowane. – To jest rodzaj zmian, który odbywa się na poziomie aktów wykonawczych Komisji, bez jakiejkolwiek kontroli parlamentarnej, czy rządowej. Także klauzula przeglądowa, która zakłada dostosowanie polityki europejskiej do wyników globalnej konferencji klimatycznej w listopadzie 2015 będzie interpretowana na różne sposoby w samej UE. Uznanie, że będzie ona automatycznie wsparciem dla stanowiska Polski jest dziś bezpodstawne – ostrzega były poseł do Parlamentu Europejskiego.

Dlatego autorytatywne stwierdzenie Pani Premier Ewy Kopacz, która ogłaszając wyniki negocjacji klimatycznych, zadeklarowała, że „Polacy nie będą płacić więcej za energię elektryczną” jest co najmniej przedwczesne. To równanie ma zbyt wiele niewiadomych. Piłka pozostaje w grze i nadal nie wiemy, co ostatecznie podpiszą przywódcy państw europejskich. Deklaracja Pani Premier na pewno pomoże Platformie Obywatelskiej w wyborach samorządowych na Śląsku, ale byłoby źle, gdyby uśpiła działalność naszej klimatycznej dyplomacji na rzecz moderowania zapisów nowej polityki klimatycznej. Liczę tutaj na wspomnianego wyżej Marcina Korolca, przedstawiciela rządu do spraw polityki klimatycznej, który stronił od populizmu widocznego w wypowiedziach Premier Kopacz.

Czy mogliśmy wetować? Owszem, ale – na co wskazywał podczas rozmowy ze mną na antenie TVN 24 Biznes i Świat prof. Krzysztof Żmijewski – zgodnie z zasadą komitologii oddalibyśmy wtedy wykuwanie nowego pakietu w ręce Komisji Europejskiej i wzywanych przez nią ekspertów, którzy byliby odpowiedzialni za interpretację ustaleń Rady Europejskiej. Czy na pewno tego chcemy?

Nawet jeśli w przyszłym roku w Paryżu nie zostanie osiągnięte globalne porozumienie, należy spodziewać się, że Unia Europejska mimo to przyjmie nowy pakiet klimatyczny wbrew oczekiwaniom Polaków, a wtedy nasza walka o czas zakończy się. Także wtedy będzie można podsumować wprowadzone w pozyskanym czasie reformy energetyki na rzecz uchronienia przed upadkiem polskiego rolnictwa, transportu i przemysłu. Jeśli spojrzeć na losy kolejnych ustaw: prawo gazowe, prawo energetyczne, ustawa o Odnawialnych Źródłach Energii (ktoś pamięta trójpak?) i inne – nie ma powodów do entuzjazmu.