Jakóbik: Zamiast wojny gazowej divide et impera po rosyjsku

9 września 2014, 12:22 Gaz. Energetyka gazowa

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Czy tej zimy czeka nas wojna gazowe? Nie. Rosjanie jej nie potrzebują, aby uzyskać swoje cele w Europie.

Rosjanie od dawna kontestują możliwość reeksportu gazu przez swoich klientów. Daje im ona swobodę wymiany gazem otrzymanym od Gazpromu, dzięki czemu mogą uzupełniać niedobory i reagować elastycznie na zmiany na rynku. Jednak w nowszych umowach gazowych Rosjanie rezygnują z klauzuli reeksportu. Jest tak w przypadku umowy PGNiG-Gazprom, dlatego Polacy mogą dostarczać surowiec poprzez rewers na Gazociągu Jamalskim na Ukrainę. W ten sposób, razem z Słowakami i Węgrami zasilają ukraińskie magazyny gazowe, które według premiera Arsenija Jaceniuka w okresie zimowym mają zanotować niedobór w wysokości 5 mld m3 surowca. Polacy mogą słać nad Dniepr 1,5 mld m3 rocznie, Węgrzy około 1 mld m3 a Słowacy 10 mld m3. Uruchomienie małego rewersu Wojany-Użhorod pozwoli na odbiór po stronie ukraińskiej 6,5 mld m3 na zasadach stałych i 3,5 na przerywanych.

Przypominam moje lipcowe obliczenia:

„Jak będą wyglądać dostawy zimą? Do szacunków używam danych z energetycznego przeglądu statystycznego British Petroleum. Ukraina zużyła w zeszłym roku 44,99 mld m3 gazu, z czego zrealizowała zapotrzebowanie na 19,28 mld m3 za pomocą wydobycia krajowego, a 28 mld m3 sprowadziła z Rosji. Na marginesie, z tego wyliczenia wynika, że w ukraińskim systemie gdzieś zniknęły 2 mld m3. Sam Kijów przyznaje, że surowiec enigmatycznie znika z jego magazynów. Naftogaz ocenia, że nawet przy planowanych na ten rok oszczędnościach w wysokości 4 mld m3 pozostawi Ukrainę z niedoborem około 5 mld m3 surowca. Ukraińcy stracili 1 mld m3 produkcji po aneksji Krymu i wchłonięciu przez Gazprom tamtejszej spółki Czornomornaftogaz. Zatem wydobycie krajowe na 2014 rok można szacować na około 18 mld m3 rocznie. Jeżeli Kijów otrzyma z Zachodu pieniądze na przedpłaty a Rosjanie zgodzą się na transakcję, dostanie od nich pożądane 6-7 mld m3. Daje to razem 24-25 mld m3. Jeśli dodać dostawy z Zachodu – od RWE 10 mld m3 i następne 2,5 mld od nowych dostawców – otrzymujemy 36,5-37,5mld m3. Przy założeniu, że Naftogaz oszczędzi wspomniane 4 mld m3 i zużyje w 2014 roku 40 mld m3, zostaje niedobór w wysokości 3,5-4,5 mld m3.”

Negocjacje gazowe KE-Ukraina-Rosja miały odbyć się 6 września. Do spotkania stron nie doszło. Mimo to unijny komisarz ds. handlu Karel De Gucht wyraził nadzieje, że dojdzie szybko do porozumienia cenowego, które umożliwi przywrócenie rosyjskich dostaw nad Dniepr. Zostały one zatrzymane po tym, gdy Gazprom wprowadził przedpłaty a Ukraina nie zdołała ich opłacić 16 czerwca tego roku.

Wysocy przedstawiciele Komisji Europejskiej cytowani przez Financial Times alarmują jednak, że Gazprom ma sposób na zablokowanie rewersów na Ukrainę. Rosja rozważa zmniejszenie eksportu do jej europejskich klientów do poziomu, w którym gazu będzie im starczyło tylko na własne potrzeby. Takie rozwiązanie zablokowałoby dostawy nad Dniepr ale i uderzyło w ceny surowca na rynku europejskim. Obniżenie sprzedaży gazu do klientów europejskich dodatkowo uderzyłoby w finanse firmy borykającej się z problemami. Gazprom przyjmował do tej pory odwrotną strategię – maksymalizację sprzedaży. Dlatego zmniejszenie eksportu do minimum byłoby strzałem w stopę. Póki co rzecznik Gazpromu Siergiej Kuprianow wyklucza taki scenariusz.

Jest on jednak technicznie możliwy. Umowy gazowe z Gazpromem zawierają klauzulę take or pay zobowiązującą klienta do zakupu określonego wolumenu pod rygorem opłacenia go nawet, jeśli nie zostanie odebrany. W przypadku polskiej umowy gazowej na około 10 mld m3 rocznie jest to 7-8 mld m3. Klauzula take or pay jest także zobowiązaniem dla dostawcy, bo nie może on zejść w dostawach poniżej tej ilości. Ramowa umowa Naftogaz-RWE zakłada, że Ukraińcy mogą sprowadzić od Niemców, za pomocą rewersów do 10 mld m3 rocznie. Nawet jeśli – co wątpliwe – Gazprom obciąłby dostawy do Polski, Słowacji i Węgier na tyle, aby niemożliwy był handel surowcem na rewersie wirtualnym i rewersowe dostawy, RWE będzie zobligowane do dostarczenia Ukraińcom surowca w ilości zadeklarowanej przez Naftogaz. Braki uzupełni zatem gazem z giełdy. Należy jednocześnie przypomnieć, że po wygranej przeciwko Gazpromowi w sądzie arbitrażowym w Wiedniu, to właśnie czeska spółka-córka RWE – RWE Transgaz – uruchomiła falę pozwów, na które złożyły się sprawy włoskiego ENI i polskiego PGNiG (ostatecznie podpisaliśmy ugodę). Spółki domagają się zniesienia klauzuli take or pay. Co istotne, wyrok korzystny dla RWE Transgaz stworzył precedens. Firma nie była zobowiązana do spłaty kary z tytułu niewywiązania się z klauzuli. Opłacenia podobnej grzywny Gazprom domaga się od ukraińskiego Naftogazu i wylicza dług z tego tytułu na ponad 10 mld dolarów. Dlatego ograniczanie dostaw dla europejskich klientów do poziomu minimalnego jedynie dodatkowo podważy sens podobnych klauzul w umowach z Gazpromem. Rosjanie nie będą chętni do gry na take or pay, ponieważ z dużym prawdopodobieństwem mogą przegrać w takiej próbie sił z zachodnimi firmami gazowymi. Nie będą musieli jednak decydować się na takie ryzyko.

Kraje Unii Europejskiej uzgodniły trzeci pakiet sankcji przeciwko Rosji, który ma zostać przyjęty do końca tego tygodnia. Ma uderzyć w dostęp do rynków finansowych dla Rosnieftu, Transnieftu, Gazprom Nieftu, co dodatkowo pogorszy ich sytuację finansową. Kreml dofinansuje Rosnieft kwotą 1,5 bln rubli aby ten mógł utrzymać wydobycie ropy naftowej. Mimo to rząd przewiduje nieznaczny spadek wydobycia w 2015 roku. Będzie to drugi spadek w historii Federacji Rosyjskiej po upadku Związku Sowieckiego. Premier Rosji Dmitrij Miedwiediew zapowiedział jednak, że ewentualne wprowadzenie sankcji w życie spotka się z „asymetryczną odpowiedzią”. Chodzi o zablokowanie lotów europejskich spółek nad terytorium wschodniego sąsiada Polski. Oczywiście z blokady mają zostać zwolnione linie państw „przyjaznych” Rosji. Jeżeli Moskwa nie dostanie euro ani dolarów, zwróci się po juany do Pekinu, co dodatkowo zwiększy jej rosnącą zależność od Państwa Środka w sektorze energetycznym, a w tym przypadku finansowym. Dlatego Rosjanom nie będzie zależeć na antagonizowaniu swoich europejskich partnerów, którzy i tak wykazują prorosyjską postawę.

Zachodnie firmy gazowe opowiadają się za utrzymaniem współpracy z Gazpromem. Niektóre z nich jak austriackie OMV zapowiedziały wręcz, że nie zrobią nic przeciwko swojemu głównemu dostawcy i nie uruchomią rewersowych dostaw, jeżeli będzie to niezgodne z jego interesem. Także rządy w Berlinie, Bratysławie, Budapeszcie i Sofii hamują zdecydowane posunięcia polityczne Unii Europejskiej, czego przykładem jest odroczenie sankcji oraz dopuszczenie możliwości ich zdjęcia w razie pozytywnych skutków zawieszenia broni między Kijowem a bojownikami na wschodzie Ukrainy, pomimo pierwotnych deklaracji, że warunkiem sine qua non dla ich cofnięcia jest wycofanie Rosjan z terenu tego kraju i oddanie mu Krymu. Z tego względu Rosjanie będą kontynuować politykę rozbijania solidarności energetycznej w ramach Unii Europejskiej, ponieważ przynosi ona już swe owoce.

Nawiasem mówiąc, podobnie jak polityka rozbijania solidarności w NATO, co było widać na szczycie w Newport, gdzie zgodnie z wolą prorosyjskich członków Sojuszu nie przyjęto żadnych rozwiązań godzących w traktat NATO-Rosja. Rosjanie grają na europejskich partykularyzmach dzieląc kraje kontynentu na przyjaciół i wrogów dialogu jak w przypadku zapowiedzi o zakazie lotów nad ich terytorium. Przyjaciołom (partii pokoju w Europie) prezentują marchewkę – zwolnienie z sankcji, intratne umowy. Na wrogów (partię wojny) szykują kij, na czele z groźbami użycia taktycznej broni atomowej w ewentualnym konflikcie. Jak w zwierciadle odbijają tę propagandę w swoim otoczeniu, przekonując, że na Kremlu także funkcjonują dwie partie – wojny i pokoju, dlatego lepiej iść na ustępstwa i rozmawiać z tą druga, niż pozwolić na działanie pierwszej. To retoryka znana z czasów Zimnej Wojny, gdy ZSRS rozgrywał Zachód kreując sztuczny podział swoich elit na jastrzębie i gołębie, który był wykorzystywany do osiągania celów politycznych Kremla. Dzięki tym narzędziom Rosjanie unikną wojny gazowej i antagonizowania swoich europejskich partnerów. Wykorzystają je, by przekonać ich do hamowania rewersowych dostaw. Te zabiegi przyniosły już skutek w przypadku Słowaków. Gdyby ci przestali tłumaczyć się zapisami umowy gazowej z Gazpromem i uruchomili duży rewers na połączeniu Wielkie Kapuszany-Użhorod mogliby zapewnić Ukrainie dostawy rzędu 30 mld m3 rocznie i długofalowo uniezależnili ten kraj od dostaw od Gazpromu. Tego jednak nie zrobią, bo decyzję w tej sprawie zablokowała Rosja. Podobnych ruchów należy się spodziewać jeśli chodzi o nowe kontrakty, które chciałby podpisać Naftogaz oraz zaproszenie zachodnich firm do akcjonariatu ukraińskiego systemu przesyłowego gazu. Rosja ma marchewkę – South Stream i kij – cena gazu, groźba wojny gazowej.

Utrzymuję swoją prognozę, że tej zimy wojny gazowej nie będzie. Rosjanie nie muszą jej wywoływać, bo do realizacji swej polityki mogą wykorzystać rosyjski obóz w Europie. Moskwa będzie grała na porozumienia w sprawie Ukrainy wykraczająca poza legalne ramy unijnego prawa mocno ograniczającego jej swobodę ruchu. Wykorzysta swoich stronników w UE aby uniknąć postępowania w sądzie arbitrażowym w sporze z Naftogazem. Możliwe, że dojdzie do porozumienia politycznego opisującego na nowo ukraiński sektor gazowy zgodnie z wolą Kremla. Prawdopodobna jest prognozowana przeze mnie gazowa Jałta i podział wpływów na Ukrainie między Zachód a Rosję.

Długofalowo taki obrót sytuacji uderzy w interesy Europejczyków, bo ci – według mnie błędnie – zakładają, że prezydent Rosji Władimir Putin, nasyci się sprezentowanymi przez Europejczyków zdobyczami ukraińskimi. Jeśli jednak Zachód pozwoli mu na wasalizację Ukrainy, rosyjski przywódca będzie miał sprawdzony model, którego będzie mógł użyć do ponownej wasalizacji innych krajów byłego Związku Sowieckiego. Dzięki temu będzie mógł kontynuować zbieranie ziem sowieckich pod swoimi rządami.