Kobolew: Naftogaz chce być ukraińskim Statoilem

12 września 2017, 07:30 Energetyka

Naftogaz zamierza stać się ukraińskim Statoilem, spółką cieszącą się zaufaniem inwestorów i z dobrą kondycją finansową (ang. blue chip) – stwierdził w rozmowie z portalem ZN.ua prezes Naftogazu Andriej Kobolew. Odniósł się w niej również m.in. do sporu z Gazpromem oraz możliwości zakupu amerykańskiego LNG.

Siedziba Naftogazu. Fot. Naftogaz
Siedziba Naftogazu. Fot. Naftogaz

– Statoil jest jedną z ikon zarządzania korporacyjnego. Wokół tej spółki Norwegowie mogli zbudować wiele powiązanych ze sobą branż, na których rosła tamtejsza gospodarka. Przy czym bogata w surowce Norwegia mogła przekształcić je w rozwój swojej gospodarki, w pensje dla ludzi, w normalny rozwój. Nie przejadła tego i nie zachorowała na „chorobę holenderską” – mówił menedżer.

– Naftogaz jako zintegrowana pionowo spółka to wartość i korzyść nie tylko dla rynku gazowego, ale także dla powiązanych sektorów. My również mamy duże zasoby surowców. Nie są one tak duże jak w Norwegii, ale też nie należą do najmniejszych. Ukraina zajmuje trzecie miejsce co do wielkości zasobów gazu w Europie – dodał.

Brak tranzytu może spowodować agresję Rosji na Ukrainę

Kobolew został również zapytany o zmianę struktury zarządzania spółki zgodnie z wymogami trzeciego pakietu energetycznego i wydzielanie z Naftogazu oddzielnych podmiotów odpowiedzialnych za magazynowanie oraz przesył surowca. W tym kontekście stwierdził, że celem strategicznym dla Kijowa powinno być stworzenie bardziej płynnego rynku gazu oraz utrzymanie tranzytu surowca przez terytorium Ukrainy.

– Jeżeli wcześniej pojmowaliśmy to zadanie w kategoriach czysto finansowych, to teraz dostrzegamy je w kontekście bezpieczeństwa. Wychodzimy od argumentu, który moim zdaniem jest silny i zrozumiały, że w przypadku jeżeli nie będzie realizowany tranzyt gazu przez terytorium Ukrainy, to szanse na pełnowymiarową agresję na nasz kraj staną się znacznie wyższe. Na razie wstrzymanie dostaw gazu do Europy przy wykorzystaniu tego kanału jest dla Rosjan zbyt dużym ryzykiem finansowym. Za bardzo ucierpi ich budżet. Jeżeli tranzyt zostanie przekierowany na inne trasy, wówczas to ryzyko zniknie – powiedział prezes Naftogazu.

Ukraińskie gazociągi potrzebują zachodniego partnera

Jego zdaniem w celu utrzymania tranzytu surowca przez Ukrainę potrzebne jest pozyskanie zachodniego partnera.

– Rosjanie składają Europejczykom hojne propozycje. Europejskim spółkom oferują 50 proc. udziałów w Nord Stream 2. Rosjanie zachowują się bardzo pragmatycznie. Przychodząc do Europejczyków, mówią „skierujmy przesył gazu na inną trasę, zabierzmy go z Ukrainy”, a jednocześnie oferują – „wam damy połowę”. Czy w takiej sytuacji Ukraina może z tym walczyć, nie dając niczego w zamian? – pytał Kobolew.

Trybunał Arbitrażowy

W trakcie wywiadu dla portalu ZN.ua prezes Naftogazu został zapytany o toczony z Gazpromem spór przed Trybunałem Arbitrażowym w Sztokholmie. W kontekście kontraktu gazowego stwierdził, że obecnie prowadzone są z Rosjanami rozmowy w tej sprawie.

– To wszystko co mogę powiedzieć na ten temat. Po wydaniu przez trybunał pierwszej, odrębnej decyzji powinniśmy zgodnie z nią spróbować ustalić między sobą, w jaki sposób Naftogaz i Gazprom mogą w przyszłości współpracować. Jeżeli nie uda się tego osiągnąć do 15 września, wówczas decyzję podejmie trybunał. Zarówno Gazprom, jak i my mamy w rękach decyzję trybunału odnoszącą się do tych parametrów, które uznał on za sprawiedliwe, w tym modyfikację ceny importowanego gazu. Prowadzone są rozmowy. Jeżeli znajdziemy rozwiązanie, które będzie zgodne z wytycznymi trybunału i będzie dla nas satysfakcjonujące, to wówczas możemy wrócić do trybunału i powiedzieć, że się porozumieliśmy. Chcielibyśmy znaleźć wyjście z tej sytuacji. Trudno jest komentować to, czy je znajdziemy – powiedział Kobolew.

Jeżeli chodzi o spór dotyczący kontraktu tranzytowego, stwierdził, że Naftogaz spodziewa się, iż rozstrzygnięcie nastąpi w listopadzie. Jego zdaniem stanowisko spółki w tym postępowaniu opiera się przede wszystkim na tym, że Ukraina implementuje prawo europejskie. Wobec czego powinno ono odnosić się także do stosunków Naftogazu ze wszystkimi kontrahentami, w tym z Gazpromem.

– Na przykład taryfy na przesył gazu ustalane są przez regulatora na podstawie określonej metodologii, a nie przez dwie spółki handlowe według ich mniemania. Jeśli druga strona może przytoczyć przykłady tego, że prawo europejskie u nas nie działa, to stwarza to poważne ryzyko – powiedział Kobolew.

Należy przypomnieć, że w lipcu 2014 roku Naftogaz i Gazprom złożyły pozwy do Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie w sprawie kontraktu na dostawę gazu. W październiku Ukraińcy wytoczyli dodatkową sprawę dotyczącą kontraktu tranzytowego.

Roszczenia finansowe Naftogazu z tytułu dostaw wynoszą 18 mld dolarów, z czego 14,1 mld dotyczy zwrotu przedpłaty za dostawy gazu w latach 2011–2015, a 13 mld dolarów – niewypełnienia obowiązku minimalnego przesyłu na mocy klauzuli ship or pay. Łącznie wraz z odsetkami roszczenia sięgają ponad 30 mld dolarów.

Oczekiwania Gazpromu odnoszą się do spornej ceny za dostawy surowca w okresie listopad 2013 – maj 2014 (2,2 mld dolarów), za nieodebranie paliwa pomimo obowiązywania klauzuli take or pay (34,5 mld dolarów), a także za 5 mln m sześc. dostaw gazu bilansującego od Gazpromu w 2014 roku (0,007 mld dolarów). Łącznie roszczenia wynoszą 47,1 mld dolarów. Rosyjska spółka zastrzegła sobie prawo do wniesienia dodatkowych roszczeń po rozstrzygnięciu sporu o kontrakt na dostawy gazu.

Import LNG z USA

W trakcie rozmowy z portalem ZN.ua menedżer Naftogazu mówił również o imporcie LNG ze Stanów Zjednoczonych. Przypomnijmy, że w trakcie ostatniej wizyty w Warszawie w ramach szczytu Trójmorza prezydent USA Donald Trump zapowiedział, że region Europy Środkowo-Wschodniej może liczyć na dostawy amerykańskiego LNG. Pośrednikiem w dostawach surowca do państw regionu Trójmorza może być Polska, która dzięki terminalowi w Świnoujściu jest w stanie przyjmować LNG z dowolnego miejsca na świecie, w tym również z USA.

Kobolew zapytany o możliwość dostaw gazu LNG z tego kierunku odpowiedział: „jeżeli dobrze znam geografię, to Ukraina nie graniczy ze Stanami Zjednoczonymi”.

Odnosząc się do możliwości zakupu surowca np. przez gazoport w Świnoujściu, stwierdził, że jeżeli paliwo zostanie wtłoczone do rury, to nie jest już ono amerykańskie.

– Jeżeli ktokolwiek mówi, że przez Polskę będziemy kupować LNG, to również jest to pomylenie pojęć. […] Jeżeli został on wtłoczony do rur gdziekolwiek, na Węgrzech czy w Polsce, to jest to gaz rurociągowy, tak jak każdy inny. Od LNG różni go głównie to, że jeżeli Węgrzy postanowią wstrzymać dostawy (tak jak zrobili to w 2014 roku), to żaden metanowiec, który przypłynie do nie naszego portu, nas nie uratuje. Nie ma sensu rozpoczynać niepotrzebnego problemu z LNG, którego nie kontrolujecie na granicy. Dopóki metanowiec nie wpłynie do Odessy, dopóty nie będzie to LNG. Odessa jest naszym jedynym wariantem, który niestety został zablokowany ze względu na problem z cieśniną Bosfor – powiedział Kobolew.

Zapytany o możliwość zainteresowania Amerykanów inwestycjami w ukraińskie podziemne magazyny stwierdził, że w ostatnim czasie w Europie powstawało wiele tego typu instalacji. Jego zdaniem nie wiadomo, czy ktokolwiek mógłby być zainteresowany takimi inwestycjami, tym bardziej że obecnie biznes ten nie przynosi zysków.

Według Kobolewa w najbliższym czasie wartość aktywu, jakim są podziemne magazyny, będzie „niestety spadała, ponieważ powstanie więcej gazociągów”.

– O ile wcześniej ograniczona była ilość wariantów dostaw gazu, to teraz odbiorcy wiedzą, że zimą otrzymają surowiec z rury. Po co budować drogi magazyn i płacić za magazynowanie paliwa? Obecnie nie ma tak dużych wahań sezonowych cen surowca, które by spowodowały, że ten biznes byłby rentowny. Na zlecenie Komisji Europejskiej prowadzone są analizy dotyczące perspektyw naszych magazynów, które uwzględniają realia europejskiego rynku gazu oraz prognozy jego rozwoju. Przyjrzyjmy się ich wnioskom. Uważam, że nadmierna pojemność magazynów, którą dysponuje Ukraina, najprawdopodobniej będzie niepotrzebna – powiedział menedżer.

Zn.ua/Piotr Stępiński