Kołtuniak: Czechy i 16+1. Między „nowym otwarciem“ a wasalizacją

2 stycznia 2018, 13:00 Bezpieczeństwo

Czechy od początku należą do państw, które najbardziej aktywnie starają się wykorzystać chińskie „nowe otwarcie” na Europę Środkową. Wśród czeskich analityków kształt relacji budzi jednak obawy. Podnoszone są zarówno głosy o politycznej „wasalizacji” Pragi jak i braku symetrii relacji gospodarczych – Łukasz Kołtuniak, współpracownik BiznesAlert.pl

Wymiar polityczny

Przez długie lata czeskie relacje z Pekinem kształtowane były przez tak zwany havlowski idealizm w polityce zagranicznej. Pierwszy prezydent Republiki Czeskiej uważał że w polityce ważniejsza jest promocja wartości demokratycznych niż interesy gospodarcze. Jednak już w 2004 roku eksperci praskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (UMV) zauważyli że relacje chińsko-czeskie budowane są niejako „z pominięciem ośrodka prezydenckiego”. Tym niemniej inwestycje chińskie miały nad Wełtawą zdecydowanie mniejszą wartość niż np. w Polsce czy na Węgrzech.

Zaproponowanie przez Pekin formuły 16+1 zbiegło się za sporym przewartościowaniem czeskiej doktryny polityki zagranicznej. Idealizm powoli ustępował miejsca podejściu słusznie lub nie określanemu mianem pragmatycznego. Sekretarz stanu w MSZ w rządzie Bohuslava Sobotki zaproponował nowe podejście. Podejście havlowskie zostało zdyskredytowane jako służące tak naprawdę interesom USA. „Havlizm w dużej mierze oznaczał neokonserwatyzm w polityce zagranicznej”- pisał Drulak. Tymczasem sekretarz stanu przekonywał, że prawa człowieka w polityce zagranicznej są ważne. Nie należy jednak utożsamiać tych praw tylko z prawami politycznymi. W dzisiejszym świecie równie wielkie znaczenie mogą mieć prawa trzeciej i czwartej generacji a więc tak zwane prawa socjalne i kulturowe. A te lepiej niż na Zachodzie mogą być realizowane np. w Rosji i Chinach.

„Doktryna Drulaka” nie stała się oficjalną linią czeskiej polityki zagranicznej. Minister Lubomir Zaoralek zadeklarował, że Czechy pozostają na pozycjach idealistycznych. Nie da się jednak ukryć iż tego typu pomysły były próbą „finezyjnego” uzasadnienia zwrotu ku współpracy gospodarczej z Rosją i Chinami. Zwrotu który stał się faktem.

Czescy decydenci niezwykle entuzjastycznie odnieśli się bowiem do współpracy w ramach 16+1. Wizja korzyści gospodarczych jakie może przynieść „otwarcie na Pekin” początkowo przysłaniała polityczne ryzyko związane z taką współpracą.

Jedną z tradycji czeskiej polityki zagranicznej było aktywne wsparcie dla Tybetu oraz Tajwanu. Tymczasem w zeszłym roku po spotkaniu ministra kultury Daniela Hermana z Dalajlamą niemal wszyscy czescy decydenci podpisali list z przeprosinami do chińskich władz. W tym momencie nieszczególnie krytyczne wobec „otwarcia na Chiny” media pisały o „wasalizacji suwerennego państwa”.

Głównym orędownikiem otwarcia na Chiny i Rosję jest w Czechach prezydent Milos Zeman. Mimo iż polityk ten nie jest oficjalnie zwolennikiem Czechexitu wydaje się iż jego działania faktycznie zmierzają do pewnego przeorientowania polityki zagranicznej i osłabienia prozachodniej orientacji. Nowy premier Andrej Babisz ma do Pekinu bardziej pragmatyczny stosunek. W czeskich mediach pojawiają się często komentarze jakoby Babisz bardziej niż interesem państwa kierował się interesem swego holdingu Agrofert. A właśnie jako właściciel koncernu lider partii ANO wszedł w ostry spór z chińskim biznesem. Co ciekawe z grona znaczących polityków rządu Bohuslava Sobotki tylko Babisz nie podpisał owego listu z przeprosinami do władz w Pekinie.

Wymiar gospodarczy

Czechy wiążą ogromne nadzieje w związku z chińskimi inwestycjami. Nadziej te motywowane są nowoczesnością czeskie gospodarki, jej zaawansowaniem technologicznym bliskim najwyżej rozwiniętym państwom świata. Czesi liczą iż ich kraj stanie się „chińskim oknem na Europę”. Miałoby temu służyć udostępniania chińskim inwestorom wchodzącym na rynki w UE czeskiego know-how.

Jak do tej pory Chiny zainwestowały w Czechach około 50 Miliardów Koron (ok. 2 Miliardów Euro-dane z 2016 roku). Największe inwestycje to działania koncernu CEFC (China Energy Company Limited). Pewną ciekawostką może być inwestycja tego koncerny w klub piłkarski Slavia Praga. Inwestycja ta bardzo negatywnie wpłynęła na percepcję chińskiego biznesu w Czechach przynajmniej w środowisku kibiców piłkarskich (pojawiły się oskarżenia o zaburzenie uczciwej sportowej konkurencji).

Czechy liczą przede wszystkim na inwestycje w wysoko rozwinięte technologie a także infrastrukturę. Trzeba pamiętać że recepcja funduszy unijnych była tu w wielu obszarach słabsza niż w Polsce. Na przykład w okresie 4 lat rządów Bohuslava Sobotki zbudowano jedynie 3! kilometry autostrad. Dlatego gdy w debacie wokół Czechexitu pojawiają się głosy, że członkostwo w UE nie przynosi korzyści, często pada riposta „to nie wina UE, że nie umiemy wykorzystywać funduszy”. Czy jednak chińskie inwestycje mogą być alternatywą dla pieniędzy z UE? Coraz więcej analityków w to wątpi. Nawet bardzo uległy wobec Pekinu premier Sobotka zwracał uwagę na brak symetrii. Chiny są dopiero na 18 miejscu pod względem wartości czeskich inwestycji za granicą (chiński eksport do Czech jest 10-12 razy większy niż czeski do CHRL). Media zwracają uwagę na nieprzyjazne środowisko w jakim muszą działać czeskie firmy na chińskim rynku.

Warto jednak przyjrzeć się argumentom formułowanym przez centroprawicowych czeskich analityków. Pewne wnioski mogą być przydatne także dla Polski. Pojawiają się propozycje połączenia dojrzałej współpracy gospodarczej z delikatnym ale konsekwentnym podnoszeniem kwestii praw człowieka. Jednocześnie centroprawicowi czescy analitycy zachęcają by nie dać narzucić sobie pełnej wersji „polityki jednych Chin” i nie rezygnować z tradycyjnie przynoszącej korzyści współpracy gospodarczej z Tajwanem. Ważny wydaje się również argument o konieczności inwestycji w zaplecze eksperckie znające chińskie realia. Miałoby chodzić nie tylko o analityków ale też sinologów oraz tłumaczy. Jak więc widzimy współpraca w ramach 16+1 budzi w całym regionie nadzieje ale też uzasadnione obawy.