Patkowski: Komunikacją w smog

9 stycznia 2017, 13:00 Środowisko

KOMENTARZ 

Piotr Patkowski

Współpracownik BiznesAlert.pl

Problem smogu dręczy mieszkańców miast i miasteczek w Polsce kolejną zimę. Wydaję się jednak, że z roku na rok jest o nim coraz głośniej, a lokalne NGO docierają ze swoim przekazem do coraz szerszego kręgu odbiorców. Problem nie jest już poruszany jedynie w lokalnych mediach czy w specjalnej akcji Gazety Wyborczej „Oddychać po ludzku”, ale również w ogólnopolskich telewizjach (bierny dotąd w tym temacie TVN, na swoim kanale informacyjnym TVN 24 kilka razy w tygodniu publikuje materiały dotyczące zanieczyszczenia powietrza). Nagłośnienie problemu ma jednak swoje wady- przestał on już być wyłącznie przedmiotem dysput miejskich aktywistów i lekarzy, a stał się tematem rozmów dużej części mieszkańców zanieczyszczonych terenów, których część kwestionuje zarówno samo zagrożenie smogiem jak i (a może nawet przede wszystkim) proponowane sposoby jego zwalczania.

Tendencja do ideologizowania wszystkich tematów publicznej dyskusji znalazła swoje odbicie także w problemie smogu. Walczące o czystsze powietrze organizacje są coraz częściej określane mianem „lewackich” czy „etatystycznych”, propagujących rzekomo fałszywą teorię globalnego ocieplenia i próbujących szeregiem nakazów i zakazów ograniczyć swobodę mieszkańców miast. W jeszcze ostrzejszy spór weszły organizacje zrzeszające zmotoryzowanych i pieszych. Obok tych zinstytucjonalizowanych dyskusji można zaobserwować na różnorakich forach spory zwykłych kierowców z ludźmi, którzy uważają że centra miast niekoniecznie są miejscem dla samochodów. Fala komentarzy po ostatniej wypowiedzi ministra Radziwiłła tylko potwierdza, że temat jest gorący.

Oczywiście nie można krytycznie podchodzić do tego, że dyskusja o smogu stała się powszechna. W sumie o to chodziło tym wszystkim, którzy od lat bezskutecznie próbowali przedrzeć się ze swoim przekazem. Wszystko ma jednak swoje wady- gdzieś w tym sporze zgubione zostały pomysły i postulaty dot. polepszenia stanu powietrza. Te które się przebijają są zazwyczaj najbardziej radykalne i nie do zaakceptowania dla sporej grupy ludzi. Z drugiej strony nie można pozwolić, by jakiekolwiek działania na rzecz czystszego powietrza były blokowane przez zarzuty mówiące, że dużej części społeczeństwa nie stać na ekologiczne piece i opał, albo na zakup samochodów spełniających co najmniej normy emisji spalin EURO 5. Smog jest problemem wymagającym od nas pewnego poświęcenia. Inaczej nasza bezczynność sprawi, że w przyszłości poniesiemy straty daleko przewyższające koszty wymiany pieca czy kupna nowego samochodu zamiast używanego. Nie można także przejść biernie obok argumentu, że „antysmogowe reformy” uderzają w najuboższe grupy. Należy w takich sytuacjach przypominać o programach Kafka oraz Ryś, a także o szeregu lokalnych inicjatyw jednostek samorządu terytorialnego, które były kierowane przede wszystkim do tych gorzej sytuowanych.

Pomysłów na poprawę stanu powietrza jest dużo, w związku z czym należy skupić się na tych najbardziej efektywnych i najprostszych do wdrożenia. Głównymi źródłami niskiej emisji są domowe piece i spaliny emitowane przez samochody. Patrząc jednak na przypadek Warszawy, należy zauważyć, że rozbudowana sieć ciepłownicza oraz dbałość o piece i spalany w nich opał w dużej mierze ogranicza pyły i zanieczyszczenia emitowane przez indywidualne kotłownie. Smog jednak jest ciągle dużym problemem w stolicy. Odpowiada za niego przede wszystkim emisja spalin samochodowych. Co ciekawe w dalszej kolejności źródłem spalin jest tzw. obwarzanek Warszawski, czyli miejscowości tworzących aglomerację warszawską, w której wiele domków jednorodzinnych ma stare, wysokoemisyjne piece. Duża urbanizacja tego terenu powoduje przenikanie zanieczyszczeń między powiatami. Na to jednak mieszkańcy Warszawy tu i teraz nie mają wpływu. Mogą jednak mieć wpływ (tak samo jak mieszkańcy innych miejscowości) na regulowanie ruchu samochodowego, a tym samym emitowane przez nie spaliny. Oczywiście trzeba mieć świadomość, że to rozwiązania doraźne, mogące być jedynie częścią kompleksowej polityki zwalczania niskiej emisji. Na dodatek nie pomogą one takim miastom jak Zakopane czy Żywiec. Skoro jednak wiemy, że jest źle to powinniśmy w Warszawie, Wrocławiu czy Poznaniu wdrożyć natychmiastowe kroki.

Warszawa takie doraźne posunięcia już uczyniła. 15 grudnia ur., z powodu przekroczenia norm dopuszczalnych zanieczyszczeń, wprowadziła darmową komunikację miejską. To jednak na niewiele się zdało. Przez ten jeden dzień rzeczywiście w Warszawie stan powietrza się poprawił. 24 godziny później jednak wszystko wróciło do „normy”. Statystyki pokazały, że dzięki darmowej komunikacji liczba pasażerów w komunikacji zwiększyła się o 15%. Niestety nie mamy danych o ile zmniejszyła się liczba samochodów w stolicy tego dnia.

Wiadomo, że Warszawa nie planuje wprowadzenia darmowej komunikacji na stałe. Jednak to, że mniej samochodów przekłada się na mniejszy smog najlepiej obrazują pomiary z 25 i 26 grudnia. Zarówno ciepło sieciowe jak i te wytwarzane w domach było na podobnym poziomie jak w dni powszednie. Na brak smogu wpłynął stacjonarny sposób spędzania świąt przez Polaków.

Co można zrobić aby zachęcić kierowców do przesiadania się z samochodu do tzw. zbiorkomu? Najskuteczniejsza wydaje się tutaj metoda kija i marchewki. Do marchewki należy zaliczyć:

  • Tworzenie zintegrowanych stref taryfowo- biletowych. Warszawa osiągnęła w tym elemencie najlepsze efekty. Na podstawie dobowego biletu ZTMu (albo dłuższego) można jeździć wszystkimi autobusami, tramwajami, metrem, Szybką Koleją Miejską oraz Kolejami Mazowieckimi. Pozostałe polskie metropolie również wdrażają to rozwiązanie jednak ze względu na mniejszą ofertę przewozową nie jest ona tak efektowna (Wrocław np. pracuje nad zintegrowaniem swoich autobusów i tramwajów z przewozami kolejowymi).

  • Poszerzanie tzw. I strefy biletowej. Największe polskie miasta są częściami aglomeracji, gdzie codziennie przemieszczają się uczniowie i pracownicy.

  • Unowocześnianie taboru autobusowego. Ten element wychodzi miastom najlepiej. Odważne plany wprowadzania do niego autobusów CNG/LNG czy elektrycznych należy zdecydowanie pochwalać.

  • Warto by samorządy zdecydowanie aktywniej walczyły o pełne wprowadzenie ustawy o związkach metropolitarnych. Pozwoli ona na wprowadzenie jednego organizatora publicznego transportu zbiorowego na całym terenie aglomeracji warszawskiej, krakowskiej, poznańskiej czy wrocławskiej oraz konurbacji śląskiej/trójmiejskiej.

Do metody kija można zaliczyć:

  • Zamykanie ścisłego centrum miast dla ruchu samochodowego.

  • Zaostrzenie polityki karania przez policję nieprawidłowo zaparkowanych w centrach miast samochodów. Takie „naturalne” ograniczenie miejsc postojowych zachęci kierowców by pozostawić swoje auta pod domem albo w punktach P&R.

  • Wydzielanie na kilkupasmowych ulicach tzw. buspasów.

  • Warto także by miasta postulowały wprowadzenie rozwiązań legislacyjnych pozwalających na stosowanie wyższych opłat w strefie płatnego parkowania czy zakazywanie przez rady miejskie poruszania się po miastach starych samochodów.

Metody kija mogą brzmieć dość radykalnie, a dla dużej części kierowców są pewnie nie do zaakceptowania. Dlatego trzeba działać tak, by dawana „marchewka” równoważyła „straty” spowodowane przez „kij”. Nie można jednak dłużej poprzestawać na stosowaniu doraźnych metod. Skutki wymiany pieców czy poszerzania sieci ciepłowniczej będą widoczne najwcześniej za rok. Zaś nasze zdrowie wymaga ochrony tu i teraz.

Tytuł niniejszego artykułu jest nieco przewrotny. Nie chodzi bowiem jedynie o to, by zwiększeniem roli komunikacji publicznej zmniejszyć niską emisję. Komunikacja jest nam także niezbędna, by przekonywać, a nie narzucać walkę ze smogiem. Bez komunikacji publicznej będzie nam bardzo trudno oczyścić powietrze. Zaś bez komunikacji międzyludzkiej ta walka będzie skazana na porażkę, a opinie o „problemie teoretycznym” albo spisku nt. wpływu człowieka na globalne ocieplenie będą smutną codziennością.