Niewolnictwo w kopalniach kobaltu – ciemna strona elektromobilności?

20 lutego 2018, 11:00 Alert

Wzrost popytu na samochody elektryczne spowodował boom w małych kopalniach kobaltu w Demokratycznej Republice Konga, gdzie do pracy wykorzystuje się dzieci.

Kopalnia kobaltu w Kongo. Źródło: Wikipedia Commons
Kopalnia kobaltu w Kongo. Źródło: Wikipedia Commons

Kolejny skandal?

Wzrost produkcji w tzw. kopalniach rzemieślniczych rozpoczął się mniej więcej w połowie zeszłego roku. Szacuje się, że w 2017 roku aż jedna czwarta globalnej produkcji kobaltu pochodziła z tego typu zakładów.

Jest to poważna sprawa dla firm takich jak Volkswagen czy Tesla, które chcą długoterminowo zaopatrywać się w surowce niezbędne do produkcji baterii do samochodów elektrycznych i unikać kolejnych skandali za niemoralne prowadzenie biznesu. Giganci tacy jak Apple i Microsoft zostali publicznie skarceni, kiedy w 2016 roku Amnesty International opublikowało raport, że koncerny te wykorzystywały surowiec wydobywany przez nieletnich robotników. Wypadki w kopalniach spowodowały wtedy śmierć dziesiątek z nich.

Przemyt i niewolnictwo

W półtora roku wartość kobaltu wzrosła trzykrotnie przez wzrost produkcji samochodów elektrycznych. Dwie trzecie kobaltu pochodzi z Kongo, które jest drugim najbiedniejszym krajem na świecie. Cena tego metalu sięga 80 tys. dolarów za tonę. Władze kraju szacują, że w zeszłym roku wyprodukowano prawie 87 tys. ton kobaltu.

Szacuje się też, że w tym samym czasie poza granice kraju przemycane są ogromne ilości rudy kobaltu. W zeszłym roku przez granicę z Zambią nielegalnie przetransportowane zostało od 20 do 30 tys. ton surowca.

Władze Konga widzą w wydobyciu kobaltu potencjał na wzrost gospodarczy kraju, ale może on zostać zmarnowany przez przemyt i niewolniczą pracę.

Bloomberg