Korolec: Jest asymetria w polityce klimatycznej UE i innych podmiotów (ROZMOWA)

4 września 2015, 07:37 Energetyka

Pytamy podsekretarza stanu w ministerstwie środowiska i polskiego przedstawiciela ds. polityki klimatycznej Marcina Korolca o rozwój sytuacji przed szczytem klimatycznym zaplanowanym na koniec listopada.

– Rząd Holandii zamierza zaskarżyć orzeczenie sądu lokalnego, który nakazał władzom holenderskim zmniejszenie emisję gazów cieplarnianych nie o 25 proc. lecz o 40 proc. do 2020 r. Rząd postanowił odwołać się od niego, ponieważ istnieje niebezpieczeństwo, że takie ingerencje sądów w politykę państwową mogą wejść na stałe do praktyki publicznej.

– Znam ten przypadek i jestem zdania, że rząd Holandii ma zupełną rację. Żaden sąd nie ma uprawnień do podejmowania decyzji nakazujących rządowi określone działania polityczne czy gospodarcze. Rolą sądów jest wyłącznie strzeżenia przestrzegania prawa, a nie wpływanie na politykę i cele polityczne, za realizację których sądy nie ponoszą odpowiedzialności.

Podwyższenie norm redukcji emisji CO2 jest chyba celem politycznym?

– To jest decyzja par excellence polityczna, bo ona wskazuje w jakim kierunku państwo  – w tym przypadku Holandia -w perspektywie najbliższych lat powinno  się rozwijać. I taka decyzja musi być poprzedzona, i analizą ekonomiczną, i analizą skutków społecznych. Za taką decyzję ktoś  musi również wziąć odpowiedzialność i zostać rozliczonym w kategoriach politycznych. Sędzia z natury swojej funkcji nie podlega tej regule, gdyż sądy są niezależne. Dlatego decyzja sądu holenderskiego, w moim przekonaniu, była pewnym błędem sędziowskim. Pewną  oznaką niezrozumienia swojej funkcji i swojej roli. Abstrahuję oczywiście od tego, czy cel, którym jest zwiększenie redukcji emisji w Holandii do 40 proc., jest dobry dla społeczeństwa, i korzystny dla klimatu. Abstrahuję także od tego, czy ten cel jest wykonalny i jakie mogą być jego ewentualne skutki. Nie mam szczegółowej wiedzy na ten temat, ale to nie jest domena działania sądu. Oceniam wyłącznie ten przypadek z punktu widzenia polityki.

–  W rozmowie z Reutersem Piotr Naimski poseł PiS, obecnie wiceprzewodniczący sejmowej komisji ds. energetyki, były wiceminister gospodarki ocenił, że jakiekolwiek wiążące porozumienie przyjęte na grudniowym szczycie klimatycznym w Paryżu uderzałoby w interesy Polski, dlatego porażka szczytu jest w interesie kraju. Stwierdził, że jeśli zabraknie porozumienia globalnego nie będzie powodu, aby unijne negocjacje w sprawie redukcji emisji CO2 były utrzymane. Oznaczałoby, że przyjęte cele są do renegocjacji.

– Sądzę, że wypowiedź ministra Naimskiego to skrót myślowy. Uderzeniem w interesy Polski byłoby utrzymanie status quo – czyli  brak porozumienia globalnego.

W czasie światowej konferencji klimatycznej w Durbanie w 2011 r. doszło do uzgodnienia, że negocjujemy nową, globalną umowę klimatyczną. Z drugiej strony warto wiedzieć, w jaki sposób dzisiaj, w systemie Narodów Zjednoczonych, funkcjonują regulacje  klimatyczne. Ich podstawą jest Konwencja klimatyczna, a dokumentem wykonawczym – Protokół z Kioto obejmujący tak zwane dwa okresy rozliczeniowe.Te regulacje powodują obecnie dość niekomfortową sytuację z punktu widzenia ochrony klimatu.

Po pierwsze  zobowiązaniami w zakresie redukcji emisji CO2 były objęte tylko wybrane państwa rozwinięte (pierwszy okres rozliczeniowy – 2008-2012).  Z kolei w drugim okresie Protokołu z Kioto, od 2013 do 2020roku, w zasadzie oprócz Unii Europejskiej, Norwegii, Lichtensteinu, Szwajcarii i Australii nie ma innych państw, których te regulacje dotyczą. W ramach systemu Narodów Zjednoczonych mamy więc, do 2020 roku,sytuację, w obszarze której gdzie zobowiązaniami do ochrony klimatu jest objęta tylko część państw rozwiniętych. W tym gronie nie ma największych emitentów, jak: USA, Kanada czy Japonia. Również państwa uznane za rozwijające się – w tym takie potęgi gospodarcze jak Chiny, Indie, Brazylia czykraje Afryki Południowej – nie są objęte żadnymi zobowiązaniami  nakazującymi redukcję CO2, ich gospodarki nie mają więc żadnych obciążeń.

Brak umowy podczas szczytu w Paryżu, obowiązującej po roku 2020, spowoduje kompletną pustkę prawną i na pewno nie zmobilizuje do wysiłków klimatycznych ani pozostałych państw rozwiniętych, poza Europą, ani tzw. rozwijających się, albo legitymujących się tym określeniem, jak Arabia Saudyjska, Kuwejt, Indie, Chiny czy Brazylia, czyli potęgi gospodarcze. Jeśli nie osiągniemy nowego porozumienia klimatycznego w Paryżu, żadne z tych państw nie zostanie do niczego zobowiązane. Unia Europejska pozostanie tymczasem osamotniona z własnymi regulacjami w zakresie ochrony klimatu.

Dlatego w moim przekonaniu, w interesie nas wszystkich jest to, aby Paryż okazał się sukcesem. Globalne zobowiązania na rzecz klimatu pozwolą i na jego ochronę, i na zapewnienie konkurencyjności gospodarczej poszczególnych państw.

– Tymczasem Unia Europejska podejmuje coraz ambitniejsze zobowiązania klimatyczne.
– Tak. I to jest poważna asymetria. Do tego, te regulacje europejskie sięgają także poza 2020 r. – do 2030 r. W 2013 r. w Warszawie gościliśmy konferencję klimatyczną, której efektem było ustalenie logiki przyszłej umowy klimatycznej opartej na zasadzie dobrowolności, ale – jak ustaliliśmy w Durbanie – obowiązującej wszystkie państwa.  Oczywiście, w Unii Europejskiej, w przyszłym roku, np. podczas marcowej Rady Europejskiej, powinna zostać przeprowadzona szczegółowa analiza umowy paryskiej oraz dyskusja o tym, czy w pełni odpowiada ona stanowisku Unii.

Rozmawiała Teresa Wójcik