Krajom naftowym kończą się siły do walki z rewolucją łupkową

27 stycznia 2016, 08:00 Alert

(Oil & Gas/Teresa Wójcik)

Gdyby rial został nagle zdewaluowany – cena ropy spadłaby poniżej 10 dol. za baryłkę. Swoje waluty musieliby zdewaluować najwięksi producenci ropy w Zatoce Arabskiej: Kuwejt, Katar, ZEA. Załamałby się kurs rubla, peso, boliwara, rupii, juana… Zachwiałoby się euro. Ocalałby tylko dolar.

W zacisznych kuluarach hotelowych w czasie Forum Ekonomicznego Davos przestraszeni wielcy finansiści szeptali, że nad ludzkością zawisła ogromna groźba – bardzo prawdopodobne, że Arabia Saudyjska zrezygnuje ze stałego kursu swojego riala wobec dolara. Komentatorzy, słysząc te szepty, nazwali ową prognozę „najczarniejszą z czarnych” mając na myśli niezwykle ciężkie, wręcz trudne do ogarnięcia skutki dewaluacji riala.  – To będzie kataklizm – powiedział ktoś w Davos – który zacznie się od hiperinflacji w Arabii Saudyjskiej.

Dla światowych finansów byłoby to jak uderzenie bomby termojądrowej. Po rialu rozpoczęła by się reakcja łańcuchowa  upadku  kolejnych walut w państwach Zatoki Perskiej, a potem kolejnych walut państw-eksporterów ropy.

Jak może dojść do takiego katastroficznego scenariusza? Niestety, pytanie jest mocno spóźnione. Ten scenariusz już się realizuje. Jego przyczyną jest błyskawiczny i drastyczny spadek cen ropy i gazu, a do tego również innych surowców kopalnych.

Kazachstan już w sierpniu ub.r. zrezygnował z powiązania kursu swojej waluty (tenga) z dolarem. Niecały miesiąc temu również Azerbejdżan przestał bronić kursu swojej waluty narodowej.

Jeśli zaś chodzi o sytuację saudyjskiego riala, którego kurs jest związany z dolarem od 1986 r., od kilku miesięcy spadek cen ropy spowodował rekordowy spadek jego wartości na rynku forward. Tak znaczący, że liczne banki oraz fundusze wykupiły ubezpieczenia na wypadek, gdyby Arabia Saudyjska  z powodu bardzo niskiej ceny ropy musiała zrezygnować ze stałego  kursu swojej waluty.

Przyczyna jest oczywista.  Dopóki ropa i gaz mają wyższe ceny, państwa eksportujące mają ogromne wpływy petrodolarów, a szansa  dużych zysków zachęcała zagranicznych wielkich inwestorów.  Boom petrodolarowy sprawił, że dewizy stawały się coraz tańsze wobec lokalnego pieniądza, a lokalne waluty – były coraz więcej warte. Aprecjacja walut państw „petrodolarowych” spowodowała, że  coraz droższe, coraz mniej konkurencyjne. Aby złagodzić tę tendencję państwa te zakotwiczyły (pegged) wartość swoich walut w stałym kursie do dolara i tego kursu broniły przed aprecjacją w ten sposób, że skupowały rynkowe nadwyżki dolarów gromadząc je w rezerwach dewizowych.

Obecnie, gdy spadła cena ropy, sytuacja się odwróciła. Zagraniczni inwestorzy uciekają z państw naftowych i sprzedają posiadaną walutę krajową za dolary, które mogą wywieźć. Aby jednak kurs do dolara nie uległ zmianie, banki centralne państw „petrodolarowych”, sprzedają dolary ze swoich rezerw broniąc w ten sposób stałego kursu przed deprecjacją. Jednak rezerw nie można pozbyć się zupełnie, dolary są konieczne dla importu niezbędnych towarów. Więc w pewnym momencie rządy państw naftowych muszą zrezygnować z obrony stałego kursu i zaakceptować wolny kurs, zależny jedynie od popytu i podaży dewiz na swoim rynku. Ale gdy do tego dojdzie, „zapora” kursowa pęknie, lokalna waluta gwałtownie traci wartość i pojawia się dewaluacja.

Ze sprzedaży swojej ropy Saudowie zgromadzili rezerwy dewiz, które w sierpniu 2014 r. dosięgły 746 mld. dol. Jednak gdy ropa drastycznie potaniała, musieli sięgnąć po te rezerwy, aby pokryć koszty ogromych wydatków budżetowych i wesprzeć stały kurs riala. Do końca 2015 r. wydali z rezerw 118 mld dol. I jeśli będą musieli sięgać po te rezerwy z taka samą intensywnością, za trzy lata  z rezerw nie wiele zostanie.

Tymczasem wcale nie widać szans, aby ceny ropy znacząco zaczęły ponownie piąć się w górę. Przeciwnie, na rynek wejdzie na początek po 1 mln baryłek ropy dziennie z Iranu, a Japonia ponownie stawia na swoje elektrownie jądrowe, czyli znacznie zmniejszy zapotrzebowanie na ropę. Ten sam problem, co Arabia Saudyjska będą mieć inne państwa OPEC, a także Rosja, przy czym im bardziej dane państwo jest uzależnione od eksportu ropy, tym spadek kursu krajowej waluty większy. Co będzie dalej – zastanawiają się eksperci światowych instytucji finansowych. Jeff Patterson z firmy konsultingowej East Petroleum w Singapurze stwierdza jedno – walka z boomem łupkowym okaże się dramatycznie kosztowna wcale nie dla amerykańskich koncernów, nawet jeśli niektóre z nich zbankrutują, ale dla całych państw „petrodolarowych”.