Krystowski: Rozstrzygnięcie przetargu na śmigłowce zadecyduje o przyszłości całej branży lotniczej

6 lutego 2015, 11:37 Bezpieczeństwo

ROZMOWA

AW149, fot. PZL Świdnik

– Mam wrażenie, że piękne obietnice są więcej warte niż mniej pięknie wyglądająca codzienność – mówi nowy prezes zarządu i dyrektor zarządzający PZL-Świdnik S.A. Krzysztof Krystowski. W rozmowie z naszym portalem dzieli się przemyśleniami o szansach śmigłowca AW149 w przetargu MON na 70 wielozadaniowych śmigłowców.

BiznesAlert.pl: Jakie są największe zalety śmigłowca AW149 który oferuje PZL-Świdnik S.A. w przetargu na rządowe zamówienie? I od razu pytanie trudniejsze – jakie są słabe strony tej maszyny?

Krzysztof Krystowski: Największą zaletą naszego śmigłowca jest fakt, że jest to absolutnie najnowocześniejsza maszyna w swojej klasie. Jest to śmigłowiec, który uzyskał certyfikat na potrzeby wojskowe w 2014 roku, wobec czego spełnia najbardziej wyśrubowane wymagania współczesnego pola walki i wszelkie oczekiwania wojska.

AW149 jest zbudowany przede wszystkim z myślą o bezpieczeństwie żołnierzy, komforcie pilotowania i łatwości w technicznej obsłudze. Został zaprojektowany również tak, aby koszty jego użytkowania były jak najniższe.

Podam tylko jeden przykład dotyczący bezpieczeństwa, który jest niezwykle ważny. Jest to jedyny śmigłowiec w swojej klasie, który może latać 50 minut po utracie oleju w przekładni głównej. Jest to o 20 minut dłużej, niż zakładają standardy podobnych śmigłowców. A 20 minut na polu walki oznacza zasięg lotu o 80 km większy niż w przypadku innych maszyn.

Dzięki bardzo nowoczesnej awionice piloci mają doskonałe rozeznanie sytuacyjne – piloci bez trudu orientują się w położeniu maszyny w najbardziej skomplikowanym terenie i obiektach ją otaczających, co bardzo ułatwia przeprowadzanie działań grupowych. Pilot mający tak silne wsparcie ze strony najnowszej technologii może się w dużo większym stopniu skupić na wykonywaniu powierzonych zadań. Są to najmocniejsze strony tego sprzętu.

Ale pytał pan o słabe strony. Otóż zarzuca nam się, że w przeciwieństwie do śmigłowców konkurentów, AW149 nie miał okazji sprawdzić się na polu walki. Oczywiście, jest to prawda, śmigłowiec jest tak nowy, że jeszcze nie zdążył uczestniczyć w działaniach wojennych. Jednak cały proces certyfikacji i badań tak wysoko stawia poprzeczkę wymagań, że gdyby AW149 nie spełniał wyśrubowanych standardów, nie uzyskałby certyfikacji.

Po drugie, gwarancją jakości sprzętu nie jest uzyskane przez niego doświadczenie podczas wieloletniej obecności na rynku, ale przede wszystkim doświadczenie producenta. A mówimy tutaj o grupie AgustaWestland, która za chwilę będzie obchodziła stulecie swojej działalności, o firmie PZL-Świdnik, będącej najstarszą polską firmą produkującą śmigłowce, która lada chwila będzie liczyła 65 lat. Do tej pory wyprodukowaliśmy ponad 7 tys. śmigłowców, a cała grupa kilkanaście tysięcy.

Powiem więcej – ktoś, kto czekałby 30-40 lat z zakupem nowego samochodu po wprowadzeniu go na rynek, zostałby uznany za wariata. Tymczasem ten argument w przypadku śmigłowców przechodzi bez komentarza.

Jakie znaczenie może mieć rozstrzygnięcie przetargu dla PZL-Świdnik? Szczególnie w zakresie zatrudnienia i rozwoju technologicznego?

Nasza oferta jest jedyną ofertą złożoną przez polską firmę. Jest to firma która już dzisiaj zatrudnia 3,5 tys. pracowników. Firma produkująca śmigłowce od A do Z – od projektowania, poprzez badania, całą produkcję, dostarczenie klientowi i obsługę posprzedażową. Produkcja śmigłowców w takiej firmie jak nasza generuje kilkakrotnie więcej miejsc pracy niż montaż maszyn przez kogoś, kto nie ma silnej bazy przemysłowej w Polsce.

Przetarg jest też szansą na rozwój polskiego lotnictwa. W przypadku, gdyby AW149 został wybrany przez polską armię, Świdnik stanie się światowym centrum produkcji tej maszyny. Wtedy mówimy o kolejnym pomnażaniu miejsc pracy, ponieważ nie ograniczymy się do dostarczenia jedynie 70 śmigłowców, ale będziemy produkowali setki tych maszyn w ciągu 20-30 lat. To może być przełomowa decyzja nie tylko dla naszego zakładu, ale dla całej polskiej branży lotniczej. Bo gdy jest przypływ, to wszystkie łodzie idą w górę.

Nasza oferta przemysłowa w przypadku realizacji optymalnego scenariusza zakłada tworzenie przez kolejne lata średnio ponad 2 tys. nowych miejsc pracy rocznie.

Czy przy rozstrzyganiu przetargu należałoby brać pod uwagę również te argumenty, czy też głównie cenę i spełnienie wymagań technicznych? Może powinna decydować zasada wolnego rynku – wygrywa ten, kto da tańszy i spełniający oczekiwania towar?

Oczywiście najważniejszym elementem wyboru oferty są potrzeby Ministerstwa Obrony Narodowej. I tutaj nie mamy kompleksów, uważam, że nasz produkt najbardziej odpowiada bardzo ambitnym i wygórowanym potrzebom polskiej armii. Natomiast dodatkowym argumentem z punktu widzenia interesu przemysłowego kraju jest nasza bardzo silna pozycja w przemyśle, która tworzy miejsca pracy, rozwija innowacje, wzmacnia lubelski region i zwiększa wpływy do budżetu państwa.

Mam jednak wrażenie, że piękne obietnice są więcej warte niż mniej pięknie wyglądająca codzienność. Nie mogę się z tym zgodzić, bo zawsze codzienność i realia nie są tak barwne jak to, co możemy opowiedzieć o przyszłości. My dzisiaj mamy 3,5 tys. ludzi, 630 inżynierów, wartość eksportu to ponad 700 mln zł, tworzymy 4 tys. miejsc pracy u naszych kooperantów, jesteśmy jedną z najbardziej innowacyjnych firm lotniczych w Polsce, jednym z największych pracodawców w regionie. I to są fakty, a nie piękne opowieści o przyszłości.

Jednym z warunków jakie postawiło MON w przetargu, pozostaje wspólna platforma dla śmigłowców. Czy jest to Pana zdaniem uzasadnione ekonomicznie?

Odżegnuję się od komentowania oczekiwań klienta. To on zawsze wie, co jest dla niego najlepsze. Polska armia oczekuje od nas wielozadaniowego śmigłowca i my taki śmigłowiec jesteśmy w stanie dostarczyć. Gdyby armia zmieniła zdanie, to mamy też bardzo rozbudowaną ofertę śmigłowców które są wyspecjalizowane w poszczególnych dziedzinach. Dziś jednak jest oczekiwanie na wspólną platformę i taką oferujemy.